Artykuły

Kazimierz Michał Oniegin

W "Eugeniuszu Onieginie" w inscenizacji Mariusza Trelińskiego jest scena, w której z wielkiego tortu wyskakuje tancerka. Okadzany i wychwalany pod niebiosa przez pół świata Treliński też dostał tort. Wyskoczył mu z niego Janusz Pietkiewicz. I z miejsca pognał reżysera - pisze Robert Mazurek w Dzienniku.

Przyznaję bez bicia, że jestem prostakiem udającym tylko publicystę, nie chodzę do teatru, lubię Mandarynę i w ogóle zaniżam poziom debaty publicznej. Minister Giertych ma mi nawet cofnąć maturę. Jednak kilka lat temu, jak tylko usłyszałem o przedstawieniach Trelińskiego, popędziłem do opery jak za studenckich czasów. Bo też dyrektor artystyczny Opery Narodowej przewietrzył tę rupieciarnię, a z zapyziałego, nadętego i nudnego teatrzyku dla tetryków stworzył scenę prężną i nowoczesną.

Tyle że Treliński to eksponent warszawki, który żyje z kobietą bez ślubu, a w jego przedstawieniach po scenie pętają się gołe baby. Nie to co jego nowy szef Janusz Pietkiewicz. Ten gołych bab nie lubi. Z zacięciem buduje IV Rzeczpospolitą na odcinku opery i baletu, tak jak przez dwie dekady w PZPR i reżimowej telewizji budował socjalistyczną ojczyznę, a potem, jako wspólnik w interesach Rywina i kompan komunistów, wspierał swym wysiłkiem III Rzeczpospolitą. Operę lubi Pietkiewicz poważną, bez wygłupów, taką, jaką widział dwadzieścia lat temu w La Scali. Planuje nawet zakup licencji na przedstawienie wystawiane w Mediolanie od dekady. Genialne! Jeszcze genialniej byłoby to nagrać na DVD i puszczać w Teatrze Wielkim zamiast przedstawień. Zaoszczędziłoby się na pensjach tych wyjców solistów.

Warszawa wygląda jak, nie przymierzając, Joanna Senyszyn o zmroku. Występy drugoligowych jazzmanów są rewelacją artystyczną sezonu, a uzdolniony artysta spyla stąd czym prędzej. Zostają pełne pretensji, nabzdyczone miernoty. I nagle, nie wiedzieć czemu, właśnie tutaj średnio udany reżyser filmowy okazuje się genialnym twórcą operowym. Tak być nie może, więc wywala się go z roboty.

Wszystko to firmuje minister kultury Kazimierz Ujazdowski. Pewnie głupio mu się wycofać, bo Pietkiewicz to przyjaciel nie tylko komunistów czy Rywina, ale także państwa Kaczyńskich. Brnie więc Ujazdowski dalej. Ministrowi warto jednak przypomnieć inną historię z opery Czajkowskiego. Otóż Oniegin z Leńskim pochopnie postanowili się pojedynkować. Obaj żałowali, ale że nie honor było przyznać się do błędu, więc Leński padł od kuli, a i Oniegin skończył fatalnie.

Treliński przeżyje, Pietkiewicza nie żal, ale pan, panie ministrze, zapisze się w historii jako grabarz. I na co panu ten obciach?

Na zdjęciu: scena z "Oniegina" w reż. Mariusza Trelińskiego w Taetrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji