Artykuły

"Była składową bohaterów swoich piosenek"

Była szczera i perfekcyjna do bólu. Jak nikt potrafiła stworzyć na scenie niepowtarzalną atmosferę. Nie tylko śpiewała, ale przede wszystkim grała aktorsko. Jej recitale to było misterium. Przyjaciele i artyści wspominają zmarłą Ewę Demarczyk.


Jej sceniczne emploi to czarny strój, mocny makijaż, brak dekoracji. Wszystko po to, by publiczność skupiła się na słowach piosenki i muzyce. Charyzmatyczna artystka po 2000 roku wycofała się z życia publicznego. Zmarła 15 sierpnia w wieku 79 lat w swoim domu. 


Demarczyk wspominają jej przyjaciele artyści.


Andrzej Zarycki: Nauczyła nas szacunku do pracy


Andrzej Zarycki, znany kompozytor, który od 1966 akompaniował Demarczyk, stając się współtwórcą takich przebojów piosenkarki, jak: „Ballady o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego”, „Skrzypka Hercowicza”, „Cyganki” czy „Na moście w Avignon” wspomina, że licząca prawie 20 lat współpraca z artystką opierała się na dyscyplinie i precyzji, ale nie ze strachu przed Demarczyk. Chodziło o szacunek do artystki i wykonywanej pracy.


- Tego szacunku nauczyła nas Ewa. Każda scena, na jaką wychodziliśmy, musiała być zaciemniona, pokryta czarną kotarą. My, muzycy, graliśmy po ciemku, wszystkie utwory mieliśmy przećwiczone "na blachę". Światło sceniczne było skierowane tylko na jej twarz, na jej oczy. Ewa na scenie zawsze była aktorką, stawała się bohaterką danej opowieści. A w prywatnym życiu robiła wrażenie, jakby była składową wszystkich bohaterów swoich piosenek. Taką bowiem osiągała prawdę i szczerość w interpretacji. Była twarzą, była mimiką. Powściągliwa w gestach, zawsze malowała tylko te oczy. Bo to oczy i twarz mówiły wszystko, co miała do powiedzenia.


Szczera do bólu


Zarycki opowiada, że w życiu prywatnym była szczera, czym zaskarbiała sobie wrogów. - Otwarcie mówiła, co i kto jej nie pasuje, spierała się, nie lubiła dziennikarzy. Przez prawie 20 wspólnie spędzonych na scenie lat widywaliśmy się codziennie, a potem - coraz bardziej sporadycznie, coraz rzadziej. Rozmawialiśmy z okazji świąt, jej urodzin. A potem i te telefony przestano odbierać - przyznaje Zarycki.


Pytany o najbardziej zapadający w pamięć wspólny koncert, kompozytor opowiada o kinoteatrze Kraków w Kijowie. - My w Krakowie mamy kino Kijów, a oni odwrotnie. Pamiętam, że tuż przed koncertem okazało się, że fortepian nie ma pedałów. Trudno byłoby zagrać koncert na takim instrumencie, Ewa zresztą odmówiła wyjścia na scenę. Organizatorzy prosili ją i prosili. A ona pozostała niewzruszona. Przysłano mechanika i ten na oczach widzów przez trzy godziny naprawiał fortepian. Dopiero kiedy był gotowy, Ewa wyszła na scenę i zagraliśmy koncert. Zresztą - zakończony aplauzem.


Zygmunt Konieczny: Była naszym Czarnym Aniołem


Zygmunt Konieczny, kompozytor, twórca polskiej piosenki literackiej, związany z Piwnicą Pod Baranami, w głowie ma obrazy Demarczyk sprzed dwudziestu lat. To wtedy miał z nią kontakt po raz ostatni. - W Piwnicy pod Baranami mieliśmy dwa anioły. Śp. Ania Szałapak była aniołem białym, Ewa Demarczyk - ze swoim scenicznym emploi, w czarnym stroju i z charakterystycznym głosem, była czarnym aniołem. Miała w sobie niebywały, rzadko spotykany talent interpretacji słowa i ekspresji, która tę interpretację wyrażała i przenikała odbiorcę do głębi. Same słowa z poezji śpiewanej oczywiście wiele znaczą, ale dopiero ich ekspresja na scenie tworzy z nich dzieło sztuki. Demarczyk to potrafiła. Występowała przez 15 lat, najpierw w Opolu, Sopocie, a potem na zagranicznych scenach. Wróciła i powiedziała tylko, że takie długie śpiewanie to nie dla niej. Rzuciła scenę, zerwała kontakty z całą Piwnicą Pod Baranami, ze mną także. Nie rozmawiałem z nią od 20 lat - przyznaje Konieczny.


Ewę Demarczyk krytycy chętnie porównywali do Juliette Greco, a jej talent interpretatorski stawiano na równi z wirtuozostwem Jacques’a Brela. Mówili: to druga Edith Piaf. Zygmunt Konieczny: - To niesłuszne i krzywdzące dla samej Demarczyk porównanie. Ewa uczyła się w szkole teatralnej, interpretowała poezję: Tuwima, Baczyńskiego. Śpiewała trudne utwory, i to w czasach, kiedy sceną rządził rock. A ona wychodziła na scenę, poważna, ubrana na czarno. Nie skakała, a opowiadała głosem.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji