Artykuły

Alina Moś-Kerger: Marzyła mi się ta Jane Austen

W Teatrze Miejskim w Gdyni rozpoczęły się próby do spektaklu „Rozważna i romantyczna" na podstawie słynnej powieści Jane Austen. Przedstawienie reżyseruje Alina Moś-Kerger.


Dlaczego wybrała pani ten tekst?


Od jakiegoś czasu chodził za mną spektakl kostiumowy. Zaczęłam pracę w teatrze od reżyserowania sztuk współczesnych. Dopiero dwa lata temu reżyserowałam „Ferdydurke" Gombrowicza w teatrze w Radomiu, pierwszy raz sięgnęłam po klasyczny tekst. Poszłam za ciosem i w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie zrealizowałam spektakl „Dziękuję za róże" według tekstu Marii Kuncewiczowej sprzed blisko stu lat, choć ostatecznie bardzo aktualnego. Marzyła mi się ta Jane Austen. To była moja pierwsza propozycja dla dyrektora Babickiego i od razu została przyjęta, więc się ucieszyłam. Natychmiast pomyślałam o Sandrze Szwarc, z którą poznałyśmy się na warsztatach dramatopisarskich parę lata temu. Bardzo chciałyśmy spotkać się w pracy. Spełniło się... Sandra przygotowała świetną adaptację, wierną fabule, z dużym szacunkiem dla Jane Austen, a jednocześnie bardzo aktualną. Podczas prób nie słyszę archaicznego języka, nie ma sytuacji, które nie mogłyby się wydarzyć współcześnie.


Powiedzmy widzom, którzy nie czytali powieści, o czym będzie ten spektakl.


Ci, którzy jej nie czytali na pewno widzieli świetny hollywoodzki film z Hugh Grantem i Emmą Thompson. To historia miłosna, bardzo zawiła, bo miłości jest tam przynajmniej kilka. Są one skomplikowane, ale przede wszystkim spotkania pomiędzy ludźmi są bardzo utrudnione przez konwenanse i sztywne ramy, które środowisko, socjeta sama sobie narzuca. Tak było w osiemnastym wieku w Anglii i paradoksalnie, tak jest też dziś.


Nie jesteśmy tak romantyczni jak Marianna?


Nie, oczywiście nie idziemy wyłącznie za głosem serca, tylko kalkulujemy w głowie co wypada, a co nie wypada, do kogo można zwrócić się z otwartym sercem, a do kogo trzeba koniecznie na okrętkę. Sami sobie to narzucamy, potem cierpimy. To współczesne, uniwersalne i... smutne.


Ale powieść kończy się happyendem.


Tak, choć nie dla wszystkich bohaterów.


Kogo zobaczymy w tym przedstawieniu?


Jedenastu wspaniałych aktorów gdyńskiego teatru. Rozważną Eleonorę zagra Agnieszka Bała, a romantyczną Mariannę - Weronika Nawieśniak. Uroczych kawalerów, walczących o ich serca, grają: Maciej Wizner, Rafał Kowal i Piotr Michalski. Poza nimi mamy jeszcze świetnych w swoich rolach Beatę Buczek-Żarnecką, Elżbietę Mrozińską, Martynę Matoliniec oraz Monikę Babicką, Martę Kadłub i Krzysztofa Berendta. Spektakl grany będzie na dużej scenie. W scenografii i kostiumach według projektu Natalii Kołodziej, z którą współpracuję od kilku lat. To młoda, ale bardzo doświadczona scenografka. Nie próbujemy odtworzyć dworku, ani posiadłości w hrabstwie Devon. Scenografia jest umowna, ale bardzo wdzięczna i w jakiś sposób stanowi wyzwanie dla mnie i aktorów, którzy nie mając tradycyjnych rekwizytów typu krzesło, stół, kanapa muszą jednak zagrać te różne przestrzenie, na wsi, w mieście, w powozie i bryczce. To się udaje m.in. dzięki ruchowi scenicznemu przygotowanemu przez Bartosza Bandurę. Muzykę przygotowuje Dominik Strycharski, też z dużym szacunkiem dla epoki, bo wykorzystuje brzmienie dawnych instrumentów, ale filtruje je przez nowoczesne formy muzyczne. Światła wyreżyseruje Monika Sidor.


Jak się próbuje w czasie pandemii?


Próbujemy normalnie, w małych grupach, myślę, że jesteśmy zdrowi i bezpieczni. Mam nadzieję, że żadne dodatkowe obostrzenia nie pokrzyżują naszej pracy. Trudno robić teatr w reżimie sanitarnym, w odległościach, w maseczkach i rękawiczkach.


Jak pani godzi obowiązki domowe (dwójka dzieci) z pracą zawodową, wędrowaniem po Polsce?


To są bardzo trudne sprawy. Nieoceniona jest pomoc mojego męża, który dla naszych dzieci staje się mamą i tatą na raz, w momencie, kiedy ja wyjeżdżam. Czasami zabieram dzieci ze sobą, co też nie jest łatwe. Mój syn ma 10 lat, więc potrafi już nie przeszkadzać w próbie, słuchać co się dzieje na scenie. Ale córeczka ma dopiero sześć lat, więc to żywe sreberko, bardzo ruchliwa dziewczynka, domagająca się stałej uwagi mamy. Ale dzięki mężowi i jego wsparciu, a także dziadkom i ciociom, bo bardzo często rodzina jest zaangażowana, mogę jechać i realizować spektakl. Plusem pracy reżysera jest to, że po tych dwóch, trzech miesiącach pracy nad przedstawieniem wracam do domu i przez kolejne miesiące jestem w stu procentach mamą, zanim znowu gdzieś nie wyjadę.


Plany na przyszłość?


Mam nadzieję, że żadne epidemiologiczne historie ich nie pokrzyżują. Póki co po premierze w Gdyni wracam na kilka miesięcy do domu, na Śląsk, po to żeby w styczniu rozpocząć próby w Koszalinie. Przygotowujemy się do spektaklu o Korze i zespole Maanam. Potem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, kolejne realizacje. Trwają rozmowy na temat spektakli w Chorzowie, Legnicy, Gorzowie Wielkopolskim i Radomiu. Niech ta karuzela kręci się dalej.


Nie tylko pani reżyseruje, ale też pisze dla radia i teatru.


Parę razy udało mi się zrealizować własne teksty („Karin Stanek", „Rajcula warzy", „O Józku, który grał bigbit"). Z pewną, oczywiście, nieśmiałością, bo jeśli realizuję tekst obcego autora to mogę z nim polemizować, ale kiedy zaczynam polemizować sama z sobą to nigdy nic dobrego z tego nie wynika (śmiech).


Napisała pani słuchowisko „Daisy", które miało premierę w grudniu 2019 roku.


Ta historia oparta jest na fragmentach autentycznych dzienników księżnej Daisy Hochberg von Pless z Pszczyny oraz internetowych zapiskach współczesnych blogerek modowych. Tuż po premierze w mojej reżyserii i tekst, i słuchowisko szybko zgarnęło kilka ważnych nagród, tekst znalazł się także w półfinale konkursu o Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zrealizować je na scenie.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji