Artykuły

Damian Damięcki: Jeszcze wiele przede mną

Zagrał wiele ról. W Teatrze Polskiego Radia, Teatrze Telewizji, w filmie. Scena jednak zawsze była dla niego najważniejsza. Stworzył całą gamę wybitnych kreacji. Najdłużej, od blisko 35 lat, związany jest z Teatrem Współczesnym w Warszawie - pisze Tomasz Gawiński w Tygodniku Angora.


Współpracował z wieloma wybitnymi reżyserami. Mąż śpiewaczki Grażyny Brodzińskiej, brat Macieja, ojciec aktora Grzegorza Damięckiego i wuj Matyldy i Mateusza Damięckich. Wciąż aktywny prywatnie i zawodowo.


Przez wiele lat niektórzy uważali Damięckich za bliźniaki. W istocie Damian jest starszy od Macieja o dwa i pół roku.


- Nie dementowaliśmy tego. Na potrzeby praktyczne (śmieje się).


Mieszka na warszawskich Młocinach. Duże, gustownie urządzone mieszkanie. Przestronnie i kameralnie. - Wielu aktorów przechodzi na tę tzw. normalną emeryturę - mówi na wstępie. - Na szczęście są teatry, które płacą za nas zusowskie składki. Dlatego niekiedy te świadczenia są w miarę przyzwoite, bo np. Janek Kobuszewski upokarzającą emeryturę po prostu oddał. Był mały skandal! Dodaje, że aktorzy w pewnym wieku nie mają ochoty wchodzić na scenę, ale są i tacy, którzy wciąż grają.


- Bywają przecież role (i to dobre) starszych pań czy panów. Ja cały czas jestem na niewielkim etacie w Teatrze Współczesnym. Najlepszym teatrze świata. Do czasu ogłoszenia pandemii regularnie pojawiałem się na deskach tego teatru. Niestety, koronawirus zmienił nasze życie. Teraz, gdyby nie emerytura, nie miałbym co do garnka włożyć.


Teatr, teatr i jeszcze raz teatr


Od kilku miesięcy jest na przymusowym odpoczynku. - Zresztą nie tylko aktorzy, ale muzycy, piosenkarze i inni koncertujący artyści nie mają gdzie pracować. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zupełnie o nas zapomniało. Koncerty nie są organizowane, teatry znalazły się w kiepskiej sytuacji, bo możliwość zajmowania przez widzów co drugiego miejsca to zły czas dla sztuki. Niektóre teatry co prawda ruszyły, ale to nie są wielkie placówki. - Obowiązujące przepisy eliminują bowiem takie teatry jak mój. Popularne spektakle czy świetne koncerty, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem, zawsze wypełniały całą widownię. Dziś organizatorom to się nie opłaca. Ceny za wynajem sali ogromne, a zysk przy tak małej liczbie widzów - zero!


Jak spędza teraz czas? - Zawsze mam coś do zrobienia. W domu nigdy nie brakuje zajęć. Trzeba porządkować szuflady, stare papiery, zdjęcia. Nawet jak pandemia się skończy, będę miał mnóstwo do zrobienia. Jeszcze wiele przede mną. Przez całe życie udało mi się uzbierać sporo arcyciekawych, cennych, acz uszkodzonych rzeczy. Muszę je ratować. Lubię sobie pomajsterkować. Kiedy biorę pilnik do ręki, czerpię z niego energię i pewność siebie. Przeprowadzam konserwację według wszelkich prawideł czy zasad i technologii, jakie obowiązywały w czasie, kiedy ten przedmiot żył. Nic sobie nie ułatwiam. O! Ale spawać nie potrafię. Tu jest potrzebny świetny, cierpliwy fachowiec, śmieje się, że ma zaprzyjaźnionego genialnego spawacza. - To pan Kaziu, który ma mnie już szczerze dość i bez przerwy drze się na mnie! Ale na razie jeszcze żyję! Wielu wybitnych aktorów miewało różne hobby. Na przykład Adolf Dymsza lubił konstruować nowe przedmioty. Bawił się tym. Kiedyś tak przebudował własny samochód, że mógł leżeć w nim na podłodze, a samochód sam jechał, skręcał, trąbił, migał światłami! Najbardziej zdumiona była Lodzia, policjantka kierująca ruchem na rondzie.


Przez całe życie udało mi się uzbierać sporo arcyciekawych, cennych, acz uszkodzonych rzeczy. Muszę je ratować. Lubię sobie pomajsterkować

Opowiada, że młodość upłynęła mu w towarzystwie dziadka. - Dziadek miał taką manię, że kiedy widział, że odpoczywam, krzyczał, że nie wolno marnować czasu, bo to grzech. I dziś, kiedy chwilę sobie odpocznę, słyszę głos dziadka, że się lenię.


Urodził się w Podszkodziu, niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego, jako Damian Bojanowski. - Rodzice musieli uciekać z Warszawy, bo stolica była oblepiona listami gończymi za nimi. Ojciec pracował jako nauczyciel, ale był w konspiracji. Musieli zmienić nazwisko. Urodziłem się w koszu na bieliznę (pełna konspiracja), a pępowinę odcinała mi kobieta nożem od chleba. Mieszkali w domu szefa granatowej policji, który czynnie wspierał Podziemie Walczące. - W tym domu funkcjonował zresztą szpital Wehrmachtu. To miał być tylko przystanek w wojennej tułaczce rodziców, okazało się jednak, że zostali w Podszkodziu aż do wyzwolenia. Teatr się odradzał, aktorzy wracali na scenę, zupełnie jak w tej chwili. Rodzice występowali w tzw. objeździe po całej Polsce, a my z nimi jak cygańskie dzieci. Potem przenieśliśmy się do Warszawy.


Pochodzi z aktorskiej rodziny. Babcia prowadziła studio teatralne w Oszmianie, matka Irena Górska i ojciec Dobiesław Damięcki byli aktorami. Po powrocie do stolicy zamieszkali w dzisiejszym klubie SPATiF-u. Ojciec został prezesem ZASP-u i dyrektorem Teatru Rozmaitości. - Nie chciał jednak wstąpić do PZPR. To był czas, kiedy szalała Jadwiga Chojnacka - popularna Dziunia - znakomita aktorka. Donosiła do UB na ojca. Przyjechali do teatru po tatę i zabrali go po spektaklu do urzędu. I tak codziennie: teatr, przesłuchanie (w tych przesłuchaniach uczestniczyła bardzo aktywnie oraz okrutnie Dziunia) i znowu wieczorem do teatru na spektakl. W domu prawie nie bywał. Ta koszmarna sytuacja i potworne szykany wykończyły ojca. - Szpital i zgon taty w 1951 roku. Przed jego śmiercią przeprowadziliśmy się na Żoliborz. Tam chodziłem do szkoły podstawowej i liceum. Od podstawówki do matury przyjaźniliśmy się z Markiem Kotańskim, do tego stopnia, że tylko nas dwóch nie dopuszczono w pierwszym podejściu do matury!


Mówi, że nie należy młodego człowieka namawiać, by został aktorem. - Matka zresztą tego nie czyniła. Tę pasję trzeba w sobie odnaleźć. Budziłem się w nocy i zastanawiałem, jak ja coś kiedyś zagram. Nie wyobrażałem sobie, że mogę robić coś innego. Kiedy miałem 11 lat, wystąpiłem w filmie „Opowieść atlantycka". Lubił rysować, malować, miał zdolności plastyczne. - Nie będąc pewny, czy przyjmą mnie do szkoły teatralnej, złożyłem papiery i prace w Akademii Sztuk Pięknych. Na szczęście (śmieje się) pierwszy był egzamin do PWST. I zakończył się sukcesem. Studiował na jednym roku m.in. z Janem Englertem i Marianem Opanią. Z tym ostatnim bardzo się zaprzyjaźnił. Wspomina wiele wspólnych, dziwnych przygód i eskapad. - Pamiętam naszą nocną wycieczkę do Lublina, do jego dziewczyny. Nocowaliśmy wtedy z Miśkiem w... samolocie pomniku. Wiele się działo, nie brakowało nam szalonych pomysłów. Same studia były fantastyczne i radosne. Mieliśmy wspaniałych profesorów. Perzanowska, Mikołajska, Mrozowska czy Marian Wyrzykowski i Ludwik Sempoliński. To były niezwykłe, inspirujące postaci.


Tę pasję trzeba w sobie odnaleźć. Budziłem się w nocy i zastanawiałem, jak ja coś kiedyś zagram. Nie wyobrażałem sobie, że mogę robić coś innego

Zaraz po ukończeniu szkoły aktorskiej trafił do stołecznego Teatru Współczesnego, którym kierował Erwin Axer. Wystąpił w wielu spektaklach, kreując wybitne główne role, m.in. Tadzia w „Kurce wodnej" w reżyserii Wandy Laskowskiej. - Wtedy otrzymałem propozycję od Kazimierza Dejmka, aby przenieść się do Teatru Narodowego. Było to wspaniałe wyzwanie, więc się zgodziłem. Na scenie Narodowego występował m.in. w słynnych „Dziadach" w 1968 roku (w roli Jakuba). - Miałem okazję obserwować wiele ciekawych sytuacji związanych z tą premierą. Wtedy otarł się, jak to określa, o działalność podziemną w „Solidarności". - Nie robiłem nic wielkiego, roznosiłem ulotki. W okresie bojkotu pilnowaliśmy, aby w nasze szeregi nie wdzierali się kolaboranci. Byłem też łącznikiem między ZASP-em a „Solidarnością". Grałem w Narodowym blisko siedem lat. Dejmek miał wyjątkową zdolność analizy i interpretacji, smakowania staropolskich tekstów. Potem nastał Adam Hanuszkiewicz. Zagrałem u niego m.in. Laertesa w „Hamlecie". Jako jedną ze znaczących i ulubionych ról wspomina Papkina w „Zemście" wyreżyserowanej przez Andrzeja Łapickiego na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. - Doskonałe recenzje. Był też Wiktor w „Panu Jowialskim" w reżyserii Jana Kreczmara. I wiele innych świetnych i interesujących ról.


Dlaczego tak rzadko pojawiał się na planie filmowym? - Przygoda z filmem nie była zbyt znacząca. Nie obracałem się w różnych koteriach, nie przyjaźniłem z filmowcami. Miałem jednak główną rolę w filmie „Zasieki" w reżyserii Andrzeja Jerzego Piotrowskiego. Ale teatr był dla mnie zawsze nadrzędny. Teatr, teatr i jeszcze raz teatr. To było moje miejsce.


Na scenie Teatru Polskiego widzowie mogli go oglądać przez kilkanaście lat. Zagrał kilkadziesiąt ról, m.in. Józefa w „Żywocie Józefa", w „Rewizorze" i w „Tangu" w reżyserii Kazimierza Dejmka. A kiedy Dejmka zabrakło, wrócił do Współczesnego w 1999 roku. Otrzymał bowiem propozycję od dyrektora Englerta. - To była bardzo atrakcyjna oferta. Pierwszy raz po powrocie zagrałem w spektaklu „Mieszczanin szlachcicem" Moliera w reżyserii Macieja Englerta. Na deskach Współczesnego zagrał wiele znaczących ról, m.in. w „Straconych zachodach miłości", „Wniebowstąpieniu", w „Pociągu", „Procesie" i w „Sztuce bez tytułu" wyreżyserowanej przez Agnieszkę Glińską. Za rolę Donny'ego w spektaklu „Porucznik z Inishmore" został wyróżniony nagrodą konkursu Feliksy Warszawskie w kategorii „Za najlepszą drugoplanową rolę męską" (sezon 2003/2004). Z teatrem się nie pożegnał. - Wciąż doskonale czuję się na scenie. Nigdy nie miał menedżera ani agenta. - Nie było mi to potrzebne, choć dziś może trochę tego żałuję.


Wiele osób namawia go do napisania książki. - Chcą, abym poopowiadał o swoim życiu, rzucał na prawo i lewo anegdotami. Wiem, że byłoby co opowiadać. Oj, byłoby! Powinienem zatem usiąść i pisać. Powiem jednak szczerze, że nie bardzo mogę się zmobilizować. Poza tym czasem brakuje mi obiektywizmu. Wiem, że to mój grzech. Boże, przebacz! Jeśli nic się nie zmieni, od sierpnia zaczną się próby w teatrze. Wróci na ukochaną scenę. - Czeka mnie nowe zadanie, ale na razie nie wiem jeszcze jakie. Duże czy małe. Prawdą jest, że trzeba mierzyć zamiary na siły, a nie siły na zamiary. I tak właśnie staram się czynić.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji