Artykuły

Biografia owiana tajemnicą

 Reżyser Kuba Kowalski o spektaklu „Intymne życie Jarosława". Premiera w Wybrzeżu w piątek.

Zatytułował pan spektakl „Intymne życie Jarosława”. O którego Jarosława chodzi?

O Jarosława Iwaszkiewicza i każdy kto zapozna się chociaż z jednozdaniowym opisem nowego tekstu Magdy Kupryjanowicz i Michała Kurkowskiego będzie to wiedział. Oczywiście użyliśmy imienia Jarosława w tytule, bo jest w pewnym sensie w Polsce magiczne, ani razu też nie pada w tekście nazwisko Iwaszkiewicz, bo nie robimy spektaklu biograficznego, tylko rodzaj fantazji o życiu prywatnym naszego bohatera, jego żonie Annie i jego kochanku Jurku Błeszyńskim. Życie intymne Iwaszkiewicza było otoczone tajemnicą, wiele o nim mówiono, nic nie było pewne, a był przecież osobą publiczną.

Jak to możliwe, że ze swoim życiem prywatnym był w PRL cały czas na świeczniku. Szantażowano go?

To złożona sytuacja, chyba bardzo polska, że coś jest wiadomo, ale o tym się nie mówi, bo pruderia nie pozwala. Zastanawiam się też, ile zmieniło się w kwestii mówienia o seksualności osób publicznych od tamtych czasów. Mam wrażenie, że niewiele. Dziś wiemy, że Iwaszkiewicza śledziło UB i SB i ślad tego w przedstawieniu jest, choć nie zajmujemy się kontekstem politycznym, skupiamy się na konstalacji uczuciowo-seksualnej bohaterów. Wyszliśmy przede wszystkim od listów Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego oraz „Dzienników”. Myślę, że to ciekawe pokazać dzisiejszemu widzowi, że LGBT nie przyszło do Polski wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej, kapitalizmem i „cywilizacją śmierci”. W latach 50-tych, w Stawisku, czołowy polski pisarz z żoną i kochankiem żyli razem, tworząc, jakbyśmy dziś powiedzieli, rodzinę queerową, nieheteronormatywną. A przecież w tej konstelacji była jeszcze żona Jurka, ich dzieci i jego kochanki. Nie chodzi o to, by pokazać tych ludzi jako utopijną konstelację, wmawiając, że nikt nie cierpiał i nie płacił kosztów. Tak nie było. Ale rodzina Iwaszkiewicza i jego niesamowite małżeństwo, pomimo głębokich kryzysów, funkcjonowało i była w nim również piękna więź. To ważne, gdy mówi się dziś tyle o wartościach rodzinnych i ich obronie.


Jest też książka Anny Król „Możesz wszystko”.

Była przełomowa, ponieważ ujawniła listy oraz skalę homoseksualnego uczucia Iwaszkiewicza. W „Dzienniku” jest to bardziej zakamuflowane.

W kamuflażu Iwaszkiewicz był mistrzem. W „Pannach z Wilka”, „Tataraku”, „Kochankach z Marony”.

Tak. Wpisywał siebie w postać kobiecą albo zmieniał męskich kochanków na kobiety. Podobnie w tym samym czasie robił Tennesse Williams w innym systemie, ale z tego samego powodu. Zastanawiająca jest ta podwójność Jarosława. Listy bywają ekshibicjonistyczne i nie ma chyba w literaturze polskiej podobnych opisów, natomiast „Dzienniki” rzecz zamazują, zwłaszcza w aspekcie fizyczności, seksualności. Iwaszkiewicza opowiada o Jurku Błeszyńskim jako o pokrewnej duszy, jakby seksualność była ciężarem, brudem.

To był jeden z głównych tematów kampanii prezydenckiej, może nawet decydujący.

Z wyborami nic nie można było przewidzieć, daty się zmieniały, zaczęliśmy próby przed wybuchem pandemii, dopiero teraz możemy dać premierę. Jak się okazuje bardzo aktualną. Ale jeszcze przed kampanią nienawiści, który towarzyszyła wyborom, jedna-trzecia Polski ogłosiła się strefą wolną od LGBT. Teraz dodatkowo temat pandemii zbiega się nam z kwestią umierania Jurka, który chorował na gruźlicę, a im bardziej był chory - tym ważniejszy stawał się dla Iwaszkiewicza, jego podniecenie rosło.

Pokazywana też u nas „Anioły w Ameryce” pokazywały konserwatystów ukrywających swój homoseksualizm. Potem wielu z nich dokonało również w Wielkiej Brytanii coming outu. A w Polsce?

Dyskurs się cofnął. Przecież sam Andrzej Duda mówił kiedyś, że mógłby się przyjrzeć jakieś formule związków partnerskich i podpisać ustawę, a przez ostatnie tygodnie słuchaliśmy, że LGBT to nie są ludzie równi i normalni jak inni. Po zwycięskiej kampanii usłyszeliśmy jak Kinga Duda apeluje o to, by nikt się nie bał wyjść się z domu oraz kochać i żyć tak jak chce. Ale przecież mogła o to zaapelować do ojca, gdy wypowiadał słowa skrajnie odmienne. Wszystko to polityka. Na razie nie znam w przestrzeni publicznej osób, które miałyby konserwatywne poglądy i nie miały problemów z ujawnieniem homoseksualnej orientacji. Z tego samego powodu ciekawy jest przykład Iwaszkiewicz, który żył nieszablonowo, a przecież nie miał nic z zadatków na aktywistę LGBT. Borykał się ze swoim homoseksualizmem przez całe życie. Realizował swoje potrzeby seksualne w ukryciu, marząc – i o tym jest też nasz spektakl - o graalizmie, czyli odnalezieniu świętego Graala, który miałby polegać na transcendentnym pokrewieństwie dusz. Bez pieszczot, bez łóżka, co podkreślał, jest możliwe tylko między mężczyznami. Ta sprzeczność prawdziwego życia i tęsknot też wydaje mi się bardzo polska. Może właśnie taką drogą chodzą myśli współczesnym homoseksualistów o konserwatywnych poglądach. Staramy się uchwycić tragizm, ale i komizm takiej sytuacji, bo dla mnie Iwaszkiewicz jest postacią tragikomiczną. Sześćdziesięcioletni mężczyzna, który szaleje z miłości do czterdzieści lat młodszego mężczyzny – jest postacią śmieszną. A jednocześnie jest w tym jakaś romantyczna ostateczność.

Do tekstu jest włączony utwór Karola Szymanowskich „Efebos”, gdzie lista homoseksualnych geniuszy zyskuje wręcz propagandowy wymiar.

To jest taka literatura, absolutnie podziemna, tworzona w 1918 r., w poczuciu, że nie może okazać się drukiem, do czytania w zaufanym gronie. Niesamowita jest sama historia „Efebosa”. Szymanowski, będący dla Iwaszkiewicza idolem i przewodnikiem, stąd jego obecność w spektaklu, przekazał powieść Jarosławowi, ale spłonęła w powstaniu warszawskim. Ocalał rozdział przetłumaczony dla rosyjskiego kochanka, teraz przełożony na polski. Wzorowany na „Uczcie” Platona, jest nie tylko propagandowy, ale i mizoginiczny, obraźliwy dla  kobiet. Postanowiliśmy go nie retuszować, bo to dokument czasów, z jego pokrętną logiką, miejscami śmieszną, ale niektóre kwestie mógłby wygłosić poważnie Robert Biedroń na swoim wiecu.

Jeśli mówimy o mizoginii, Jarosławowi lżej jest w patchworkowym związku niż jego żonie, która poświęciła się z miłości, ale też przypłaciła to chorobą, również psychiczną.


Była trochę matką, opiekunką, sekretarką. Miała też ambicje i zdolności artystyczne, na co nie było w tym związku miejsca. Też o tym opowiadamy, tak jak o tym że Jarosław był rozemocjonowany, rozedrgany, sentymentalny, zaś Anna zdecydowana, konkretna, ostra. Mówimy też o chorobie psychicznej. Najpewniej była to schizofrenia połączona z depresją, a życie seksualne Jarosława nie pozwalało mu być dla żony oparciem. Niektórzy uważają, że był nawet powodem choroby żony, zaś on sam pisze w „Dziennikach”, że tak na pewno nie było. Ann ratowała się ucieczką w religijność, przechodzącą w dewocję, ale od zawsze miała skłonność do mistycznych przeżyć.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji