Artykuły

Warszawa. Kobiecy przełom w polskim kinie? PISF przyznał dotacje

Polski Instytut Sztuki Filmowej rozdał pieniądze na produkcję filmów fabularnych. Pierwszy raz w historii dotacje otrzymały głównie filmy reżyserowane przez kobiety.


Zapytaliśmy Kasię Adamik, Dorotę Kędzierzawską, Annę Kazejak i Justynę Tafel, nad czym pracują.


- Reżyserki są siłą napędową polskiego kina. Oczywiście jest Paweł Pawlikowski i Jan Komasa, ale na zagranicznych festiwalach dużo słyszy się o Agnieszce Holland, Małgorzacie Szumowskiej, Annie Jadowskiej, Jagodzie Szelc, Agnieszce Smoczyńskiej, Oldze Chajdas, Aleksandrze Terpińskiej, Annie Zameckiej czy Zosi Kowalewskiej. Mimo to, do ostatniej sesji PISF filmy reżyserowane przez kobiety stanowiły mniejszy procent wszystkich dofinansowanych projektów – mówi nam reżyserka Kasia Adamik.


Ostatnia sesja PISF może okazać się przełomowa – pięć filmów otrzymało dotację, aż cztery z nich wyreżyserują kobiety. Reżyserki dostały po dwa miliony złotych.


O czym będą ich filmy?


W Ursynowskim labiryncie


- Europa znowu jest w zachwianiu; zetknięcie różnych kultur, szukanie wspólnych doświadczeń, ale też dzielenie się odrębnymi doświadczeniami jest teraz bardzo ważne – tak o swoim międzynarodowym projekcie mówi Adamik. „Zima pod znakiem wrony” będzie koprodukcją polsko-niemiecko-angielsko-szwedzką. Scenarzystką jest Niemka Sandra Buchta.


Scenariusz jest inspirowany krótkim opowiadaniem Olgi Tokarczuk „Profesor Andrews w Warszawie” opublikowanym w 1998 r. na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Nowelka Tokarczuk opowiada historię profesora psychiatrii z Anglii, który 12 grudnia 1981 r. przyjeżdża do Warszawy na konferencję naukową. W stolicy dochodzi do dziwnych wydarzeń – na ulicę wyjeżdżają czołgi, ludzie zaniepokojeni krążą po ulicach, a profesor jest pozostawiony sam sobie. W nocy zostaje ogłoszony stan wojenny.


- To świat widziany oczami człowieka z zewnątrz, który nie rozumie, co się dzieje – wszystko jest dla niego koszmarne i absurdalne – mówi Adamik. – W tym opowiadaniu przenikają się różne gatunki – szpiegowski thriller, surrealistyczny, kafkowski dramat, ale są też elementy komedii. Próbowałyśmy w scenariuszu oddać ton tego opowiadania.


Opowiadanie o zagubionym przybyszu z Zachodu od dawna interesowało reżyserkę. – Ta nowelka zawsze była dla mnie bardzo bliska. Jej akcja dzieje się na Ursynowie, gdzie mieszkałam w dzieciństwie. Po emigracji do Francji w 1982 r. Ursynów jawił mi się jako szary, ekspresjonistyczny labirynt – mówi Adamik.


Obsada filmu nie jest jeszcze znana. Adamik i producenci prowadzą rozmowy z angielskim aktorem Jasonem Isaacsem, który grał m.in. Lucjusza Malfoya w filmach z serii "Harry Potter". W „Zimie pod znakiem wrony” miałby zagrać główną rolę profesora Andrewsa. Zdjęcia są zaplanowane na jesień przyszłego roku.


Zderzenie dwóch światów


Dotację z PISF otrzymały także „Sny pełne dymu” Doroty Kędzierzawskiej, reżyserki „Jestem” (2005) i „Pora umierać” (2007). „Sny pełne dymu” mają być hołdem dla Krzysztofa Globisza, wybitnego aktora filmowego i teatralnego. Współpracował m.in. z Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Kieślowskim czy Janem Jakubem Kolskim.


W 2014 roku aktor doznał udaru mózgu. Problemy zdrowotne spowodowały, że przez ponad dwa lata nie występował w kinie i teatrze.


- W listopadzie ubiegłego roku spędziłam z Krzysztofem przemiły, długi wieczór. Na pożegnanie rzuciłam Agnieszce, żonie Krzysztofa, że napiszę coś specjalnie dla niego – mówi nam Kędzierzawska. - W kwietniu usiadłam i w dwa tygodnie napisałam scenariusz. To historia przypadkowego spotkania dwojga bardzo różnych ludzi – dojrzałego mężczyzny i młodej dziewczyny. Wszystko rozgrywa się w jednym wnętrzu. Tylko dwie sceny realizować będziemy w plenerze.


Kędzierzawska i Globisz współpracowali ze sobą już w 2007 r. przy „Pora umierać” - Globisz zagrał syna głównej bohaterki (niezapomniana, ostatnia pierwszoplanowa rola Danuty Szaflarskiej).


Talent Globisza nigdy nie przestał zachwycać Kędzierzawskiej. – Dwa lata temu zobaczyłam przepiękny spektakl „Wieloryb The Globe”, napisany specjalnie dla Krzysztofa przez Mateusza Pakułę. Byłam poruszona tym, co Krzysztof z nami, widzami, robi. Jak wzrusza, jak rozśmiesza, jak unosi nas w nieznane rejony – mówi Kędzierzawska.


Główną rolę kobiecą zagra piosenkarka Żaneta Łabudzka. Jako aktorka zadebiutowała w „Żużlu”, poprzednim filmie Doroty Kędzierzawskiej, którego premiera jest zaplanowana na jesień. – Żaneta jest niezwykła, wyjątkowa, ma w sobie jakiś czar. Mam nadzieję, że spotkanie Krzysztofa i Żanety na planie to będzie zderzenie dwu nieprzeciętnych temperamentów i osobowości – komplementuje aktorkę Kędzierzawska.


Na razie nie wiadomo, kiedy ekipa wejdzie na plan.


Emancypacja na wyspie


– To portret czterdziestolatków zmagających się z kryzysem wieku średniego, kryzysem męskości i – w przypadku kobiet – potrzebą emancypacji. Ponadto kierujemy światło na strefę tabu, jaką jest seksualność, szczególnie seksualność dzieci – o „Fucking Bornholm” mówi nam Anna Kazejak, reżyserka „Skrzydlatych świń” z 2010 r. i „Obietnicy” z 2014 r.


Projekt „Fucking Bornholm”... miał już premierę. Kazejak adaptowała scenariusz na pierwszy polski serial audio – od 30 marca można wysłuchać go za pośrednictwem aplikacji Empik GO. Kwestie głównych bohaterów czytali Magdalena Różczka, Leszek Lichota, Michał Czarnecki i Olga Kalicka.


Teraz tę samą historię będziemy mogli obejrzeć na ekranie. Film opowie o małżeństwie czterdziestolatków Mai i Dawida, którzy – zgodnie z rodzinną tradycją – wyjeżdżają na majówkę na Bornholm. Towarzyszą im ich dzieci oraz przyjaciel Hubert – rozwodnik, który na Bornholm zabiera dwudziestoletnią Ninę, swoją nową partnerkę. Seksualny incydent między dziećmi z obu rodzin demaskuje problemy par.


- Opowiadamy tę historię z perspektywy Mai. Podczas wyjazdu wszystko toczy się wyznaczonym przez lata torem; jej mąż dowodzi wycieczką, tak samo jak kieruje ich życiem, Maja zajmuje się dziećmi – mówi Kazejak. – Kiedy jednak ich syn staje się ofiarą dwóch pozostałych chłopców, Maja dostrzega bezradność męża. Odkrywa wówczas, że jest na tyle silna, aby zacząć kształtować od nowa swoje małżeństwo.


Wszystko to będzie rozgrywać się na wyspie. – Na miejsce akcji wybrałam Bornholm, aby pokazać różnice kulturowe, które są między Polską a Zachodem w podejściu do związków czy seksualności. Bohaterka wrzucona w bardziej nowoczesne społeczeństwo, śmielej podejmuje decyzje z dala od Polski, w której jest wpychana w tradycyjne role żony i matki, patriarchalny model rodziny – wyjaśnia reżyserka.


Kazejak planuje realizację zdjęć na przełom kwietnia i maja przyszłego roku. Nieznana jest jeszcze obsada aktorska.


Między wolnością a bezpieczeństwem


- Mój film to thriller psychologiczny o zaufaniu w świecie nowoczesnych technologii – mówi o swoim debiutanckim pełnym metrażu Justyna Tafel.


Akcja „Safe and Silent” rozgrywa się w bliskiej przyszłości. Bohaterką jest Kinga, pracująca matka dwójki dzieci. Rodzina mieszka na nowoczesnym strzeżonym osiedlu. Na jego terenie dochodzi do niepokojących wydarzeń, o które mieszkańcy oskarżają biedotę spoza osiedla.


Gdy bohaterka zatrudnia kilku robotników, zaczyna korzystać z kamer monitoringu, aby mieć ich na oku. Obserwując swój dom przez kamery, odkrywa nieznane jej dotąd aspekty świata własnych dzieci. Im więcej wie, tym mniej bezpiecznie się czuje. Wkrótce potrzeba kontroli zmienia się w uzależnienie.


Pomysł na film wziął się z zainteresowania Tafel kwestią zaufania. – Cały czas używamy narzędzi kontroli – począwszy od telefonu, który posiada większość z nas. Za pomocą odpowiednich aplikacji możemy śledzić np. to, gdzie znajdują się nasi bliscy, a nawet to, co mówią. Instalujemy je z wygody i rzadko się zastanawiamy, czy takie narzędzia nie zmieniają naszych relacji – mówi reżyserka.


I dodaje: – Kontrolują ci, którzy mają władzę – państwo, korporacje, pracodawcy czy rodzice. Po 11 września zaczęła się masowa kontrola obywateli na całym świecie. Narracja o zagrożeniu płynącym ze wszystkich stron się nam udziela, uczymy się wszędzie widzieć potencjalne zagrożenie. Godzimy się na przeszukiwanie nas, dzwonimy na policję, kiedy widzimy plecak zostawiony na lotnisku lub, co gorsza, „podejrzanie” wyglądającego współpasażera. Pozwalamy wpędzać się w paranoję, a stawka jest duża, bo niemal zawsze wybieramy między bezpieczeństwem a wolnością – mówi Tafel.


Narzędzia kontroli tworzone początkowo dla potrzeb militarnych często są później wciskane rodzicom. - Kulturowo jest u nas silne przeświadczenie, że cały ciężar odpowiedzialności za dziecko spoczywa na matce – mówi Tafel. - Kobiety, będąc pod ogromną presją, sięgną po wszelkie środki, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Wykorzystują to firmy, które proponują łatwe rozwiązania za pomocą technologii. W moim filmie staję po stronie takiej właśnie matki „pod presją”, interesuje mnie jej perspektywa.


Zdjęcia do „Safe and Silent” zostaną zrealizowane jesienią lub wczesną wiosną przyszłego roku.


Przełomowy moment?


Poza czterema wspomnianymi filmami pieniądze dostał jeszcze tylko Robert Gliński. Jego „Figurant” dostał trzy i pół miliona złotych.


Czy to może być przełomowy moment dla kobiet w polskim kinie?


– To świadczy o sile kobiet; o tym, że są zdolne i piszą fajne rzeczy. Trzymam kciuki za wszystkie kobiety. Uważam jednak, że scenariusze i filmy są albo dobre, albo złe. Oceniając scenariusz, nie umiałabym dodać punktów „za płeć”, tak jak za komuny dodawano je za robotnicze lub chłopskie pochodzenie na egzaminach wstępnych na studia – mówi Kędzierzawska.


Według Tafel silnie zakorzenione w naszej kulturze uprzedzenia płciowe mogą jednak wpływać na decyzje osób przyznających dotacje. – My się z tą dyskryminacją stykamy od urodzenia. Żyjemy w społeczeństwie, w którym uczymy dziewczynki, że mogą mniej niż chłopcy. Na szczęście zaczynamy otwierać głowy. To ważne, że z instytucji takiej jak PISF idzie pozytywny przykład – mówi Tafel.


Kasia Adamik dostrzega problem systemowej dyskryminacji. – Decydentami w takich instytucjach są zazwyczaj mężczyźni – dają oni pieniądze historiom, które rozumieją, a więc tym twórcom, którzy podobnie patrzą na świat i mają podobne doświadczenia. Dlatego tak ważna jest walka o parytety. Dzięki temu możemy wzbogacić nasze kino o historie, które są opowiadane z innej perspektywy - mówi Adamik.


Komisja podczas ostatniej sesji składała się z trzech kobiet (Małgorzata Imielska, Joanna Kos-Krauze, Ilona Łepkowska) i trzech mężczyzn (Jan A.P. Kaczmarek, Jan Komasa i Tadeusz Lampka). Dotychczas parytet płci w komisji PISF przyznającej pieniądze na pełnometrażowe fabuły był jednak zachowany tylko podczas trzech sesji w 2012 r. Jedyny raz kobiety stanowiły większość w jednej z zeszłorocznych sesji.


Anna Kazejak zwraca uwagę także na inne problemy. – W komisjach są obsadzani nie tylko reżyserzy, ale też przedstawiciele innych zawodów – np. producenci. Kierują się oni potencjalnym zyskiem – dlatego zazwyczaj wygrywają bardziej komercyjne projekty. A producenci do dużych, historycznych produkcji wolą angażować mężczyzn. Zatrudnienie reżyserek – nie wiedzieć czemu – traktują jako ryzyko – mówi Kazejak.


I konkluduje: – Niektórzy uznają, że są w rodzimej kinematografii ważniejsze rzeczy od autorskiego kina kobiecego. Tym bardziej że kobiety często poruszają progresywne tematy, takie jak emancypacja kobiet, problemy mniejszości LGBT czy przemoc w rodzinie. To nie jest zgodne z linią partii rządzącej. Trudno przebić się z takimi tematami, jeśli nasz minister kultury jawnie mówi, że pięknem naszej kultury jest tabuizacja seksualności.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji