Artykuły

Jarosław Iwaszkiewicz i jego życie poza normami

On, ona i... on. Tak wyglądało życie rodzinne jednego z gigantów polskiej literatury współczesnej. - Byłbym bardzo ciekaw rozmowy Jarosława Iwaszkiewicza o potrzebach seksualnych z innym sławnym Jarosławem. Albo z ministrem Glińskim - mówi Kuba Kowalski, reżyser "Intymnego życia Jarosława".


Przemysław Gulda: Jak powiedział prezydent Duda, homoseksualiści to "normalni ludzie, normalni ludzie". Czemu warto, a może: czemu trzeba robić spektakle o tych "normalnych ludziach"?

Kuba Kowalski: Przede wszystkim cała społeczność LGBT powinna być wdzięczna prezydentowi Dudzie za jego ciepłe słowa o homoseksualistach. Sęk w tym, że kategoria „normalnych ludzi” to jakiś fantom. Pojęcie normy, jeśli chodzi o życie emocjonalne czy seksualne człowieka, często wiąże się z przemocą, dosłowną czy symboliczną. Trzeba opowiadać o tych „nienormalnych” ludziach, tych którzy nie pasują do utartych schematów, bo może nam to z jednej strony ukazać, jak ograniczone są te schematy, a z drugiej z kolei pokazać uniwersalne ludzkie potrzeby. W naszym spektaklu Iwaszkiewicz mówi do swojej żony, podsumowując swoje zawiłe życie seksualno-emocjonalne: „ja zawsze chciałem pokonać to uczucie: samotność”.



Czy w dobie nagonki na "ideologię LGBT" robienie spektaklu o homoseksualnej miłości jest prowokacją, samobójstwem czy po prostu czymś zupełnie normalnym, czemu tylko nadaje się wymiar nienormalności?

- Jesteśmy już na końcu intensywnej pracy nad spektaklem z różnorodną grupą realizatorów i aktorów. Mężczyźni, kobiety, homo, hetero. I mam wrażenie, że znaleźliśmy wspólny język, opowiadamy o człowieku, o jego sferze emocjonalnej, o ciele, o potrzebach ciała, o utopijnym marzeniu o wolności. Opowiadanie o nieheteronormatywnym Iwaszkiewiczu jest czymś zupełnie normalnym. Ale w międzyczasie, poza murami teatru, rzeczywistość zwariowała, LGBT jest znowu straszakiem prawicy, podsyca się nienawiść. Dla niektórych ten spektakl będzie pewnie prowokujący. Niech taki będzie. Dla mnie istotne jest to, że wiem, czemu służy ta prowokacja.


Prowokacją jest na pewno tytuł, który dość jednoznacznie kojarzy się z zupełnie innym Jarosławem, o którego życiu intymnym nie wiadomo w zasadzie nic. Czemu zdecydowałeś się na taki chwyt?

- Muszę niektórych rozczarować i otwarcie powiedzieć, że spektakl, który robimy, nie jest interwencyjny i nie opowiada o utajonych orientacjach seksualnych polityków prawicy. Jednak współczesne skojarzenie jest oczywiście jak najbardziej zamierzone. Życie emocjonalno-seksualne Iwaszkiewicza nie było zawieszone w próżni, Iwaszkiewicz żył w PRL-u, romans z Błeszyńskim dział się w latach 50., jego niekonwencjonalne życie kompletnie nie mieściło się w normach obyczajowych owych czasów. Na dodatek Iwaszkiewicz „przepisywał" w „Dzienniku” swoje życie intymne, sam przed sobą je niejako uwznioślał, często ukrywał czy bagatelizował seksualną stronę relacji z Błeszyńskim i próbował nadać jej wyłącznie charakter duchowy. Jest coś niezwykłego w tej mieszance hipokryzji, pruderii, uwewnętrznionej homofobii i utopijnego marzenia o pokrewieństwie dusz, o wzniesieniu się ponad brudną cielesność. Coś naszego, polskiego. Minister Gliński powiedział ostatnio, że piękno seksualności w polskiej kulturze polega na tym, iż jest ona tabu. To smutne i bardzo prawdziwe. Byłbym bardzo ciekaw rozmowy Jarosława Iwaszkiewicza o potrzebach seksualnych z innym sławnym Jarosławem. Albo z ministrem Glińskim.


Zostawmy politykę i ideowe spory i zajmijmy się sztuką. Co cię najbardziej zainteresowało w historii skomplikowanych relacji uczuciowych Jarosława Iwaszkiewicza?

- Po pierwsze to, że Iwaszkiewicz z Anną i Jurkiem Błeszyńskim tworzyli rodzaj queerowej rodziny. Dzisiaj, kiedy przyglądamy się i redefiniujemy pojęcie rodziny oraz potrzeb, które rodzina ma spełniać, okazuje się, że Stawisko było w latach 50. wywrotowym, awangardowym ośrodkiem. Nie znaczy to oczywiście, że panowała tam pełna harmonia i nikt nie płacił kosztów tego nietypowego układu. Niemniej całą trójkę łączyły silne uczucia, nawet Annę i Błeszyńskiego. To fascynujące. Po drugie, szalenie ciekawa jest cała filozofia miłości Iwaszkiewicza. W opowiadaniach bardzo często umieszczał postać młodego mężczyzny, który choruje i umiera. Najczęściej na gruźlicę. Fascynujące jest to, że z Błeszyńskim Iwaszkiewicz po prostu „przeżył” treść swojej twórczości. Według mnie zaangażował się tak bardzo emocjonalnie w Błeszyńskiego właśnie dlatego, że Jurek był śmiertelnie chory. Umierał, z każdym dniem mieli coraz mniej czasu. Błeszyński wymykał się Iwaszkiewiczowi nie tylko przez swoje równoległe romanse z kobietami, przede wszystkim zabierała mu go choroba. Nieustanna pogoń za niedoścignionym, takie emocjonalne schody do wyższej, lepszej i z założenia nieosiągalnej formy relacji między kochankami. Jarosław Iwaszkiewicz nazywał to graalizmem, miłosnym poszukiwaniem świętego Graala.







Jak ważną rolę w tej historii i w spektaklu odgrywa "ta trzecia" - żona Iwaszkiewicza?

- Anna odgrywa rolę drugoplanową i zasadniczą zarazem. Bierzemy w spektaklu pod lupę homoseksualną relację Iwaszkiewicza z Błeszyńskim, ale przez całe życie Iwaszkiewicza to Anna była jego oparciem, najbliższą rodziną, najbliższą przyjaciółką. Anna Iwaszkiewicz zasługuje, według mnie, na osobny spektakl. To postać ze wszech miar fascynująca. Jej „męski”, ostry umysł, w przeciwieństwie do często sentymentalnego i rozedrganego Iwaszkiewicza, jej natchniona religijność, rozpięta pomiędzy dewocją a głębokim mistycyzmem, wreszcie jej choroba psychiczna, schizofrenia, na którą chorowała i wobec której mąż był w gruncie rzeczy bezradny. Potrzeby emocjonalno-seksualne Jarosława i jego tryb życia miały na pewno zły wpływ na kruche zdrowie psychiczne jego żony. Jest jeszcze aspekt zdolności i ambicji literackich Anny, które musiała porzucić w związku z dominującym mężem.

Będziesz się trzymał konwencji dokumentalnej czy raczej uciekasz w stronę metafory, poezji, symbolu?

- Zdecydowanie posługujemy się metaforą. Robimy spektakl poetycki. To chyba najważniejsze: nasz spektakl jest fantazją o Jarosławie, jego kochanku i jego żonie. Jest maksymalnie oparty na jego listach i dziennikach, ale sam tekst Magdy Kupryjanowicz i Michała Kurkowskiego jest autorską kreacją. Nie jest to spektakl biograficzny.


****
Magda Kupryjanowicz, Michał Kurkowski "Intymne życie Jarosława", reż. Kuba Kowalski, scenografia i kostiumy: Kornelia Dzikowska, muzyka: Rafał Ryterski, ruch sceniczny: Katarzyna Sikora, reżyseria świateł: Damian Pawella, asystent autorki ruchu scenicznego: Oskar Malinowski, inspicjentka-suflerka: Agnieszka Szczepaniak, występują: Anna Kociarz, Piotr Biedroń, Robert Ciszewski, Krzysztof Matuszewski, Marcin Miodek, Jan Napieralski

Teatr Wybrzeże, Scena Malarnia, pokaz przedpremierowy: czwartek, 23 lipca, godz. 19, premiera: piątek, 24 lipca, godz. 19, następne spektakle: sobota-niedziela, 25-26 lipca, godz. 19.30, biletów brak.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji