Artykuły

Napięcie na władzę. Rozmowa z Jolantą Janiczak

- Kiedy władzę przejęli rewolucjoniści, potraktowali prawa kobiet jak zawsze, czyli kazali im czekać na inną okazję. Théroigne de Méricourt, Olimpia de Gouges usłyszały tradycyjne "Teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż wasze kaprysy". Olimpia de Gouges, autorka Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki, została zgilotynowana. Głos kobiet wyciszony na setki lat - Justynie Jaworskiej opowiada Jolanta Janiczak.

Justyna Jaworska: Z październikowego czarnego protestu pamiętam jeden dziwny moment. Na placu Zamkowym, w największym tłumie, jakiś facet wszedł na podwyższenie i długo krzyczał do mikrofonu. Krzyczał w obronie praw kobiet, ale jednak poczułam, że oto robimy rewolucję i w tym samym momencie jesteśmy z niej okradane, kiedy przychodzi do reprezentacji. Czy dobrze mi się wydaje, że "Żony stanu..." są też trochę o tym?

Jolanta Janiczak: Czarny protest i nasz spektakl tak naprawdę spotkały się przypadkiem. Temat rewolucji w kontekście kobiet proponowaliśmy dyrektorom w Bydgoszczy już trzy lata temu, umówiliśmy się na pracę bodaj w kwietniu. A czy "Żony stanu..." są o tym? Dla mnie osobiście są wyrazem zwątpienia w sprawczość teatru, w sprawczość rozsądnych dyskursów w teatrze i postaw kompromisowych, do których kobiety są przyuczane od dziecka. Końcowe opuszczenie teatru jest otwartym pytaniem, ale też zanegowaniem instytucji w dotychczasowym kształcie - nie tylko oczywiście teatru, ale w ogóle instytucji działających dzięki hierarchicznemu porządkowi, gdzie każdy powinien wiedzieć, pod kim stoi. Oczywiście tymi instytucjami w ogromnej większości kierują mężczyźni. Mam wrażenie, że od czasów Rewolucji Francuskiej sytuacja kobiet zmienia się bardzo powoli. Ten spektakl nie jest przeciw mężczyznom, on jest przeciw patriarchatowi, który kobiety mają głęboko zakorzeniony, ale który wypacza także mężczyzn. Mamy dużo pracy przed sobą.

Dopowiedzmy, że przedstawienie kończy się wyprowadzeniem publiczności na ulicę z transparentami, a potem wspólnym powrotem na scenę. Część osób zostawała na widowni, ale podobno ze spektaklu na spektakl coraz więcej widzów wychodziło protestować. Przewidzieliście taki finał?

Do premiery nie było wiadomo, co się wydarzy. Sonia Roszczuk ma totalną wolność i sama decyduje, dokąd iść i dokąd się posunąć. Ta końcówka jest otwarta na rzeczywistość. Zobaczymy, co się będzie wydarzało dalej.

Powiedz kilka słów o granej przez nią Anne-Joseph Théroigne de Méricourt, bo w Polsce uczymy się tylko o Robespierze i Dantonie, ewentualnie o ścięciu Marii Antoniny. Nakilku rycinach z epoki widać, jak Théroigne dostaje chłostę na gołe pośladki, i to od kobiet. Dlaczego właściwie została zlinczowana?

Podobno dlatego, że zaczęła się przeciwstawiać terrorowi rewolucyjnemu. Ona miała zupełnie inny pomysł, nawet założyła towarzystwo, które miało mediować między jakobinami i stroną Dantona. Podobno też jej postulaty dotyczące praw kobiet były zbyt rewolucyjne dla Francuzek ze stanu trzeciego, w imieniu których próbowała walczyć. Kiedy władzę przejęli rewolucjoniści, potraktowali prawa kobiet jak zawsze, czyli kazali im czekać na inną okazję. Théroigne de Méricourt, Olimpia de Gouges usłyszały tradycyjne "Teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż wasze kaprysy". Olimpia de Gouges, autorka Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki, została zgilotynowana. Głos kobiet wyciszony na setki lat.

Czy wierzysz w ogóle w kobiecą solidarność?

Wierzę w solidarność, ale z uwzględnieniem różnicy i z przyzwoleniem na nią. Myślę, że umiejętność bycia solidarnym wymaga ogromnej empatii, wyrozumiałości. Czarny protest połączył kobiety o bardzo różnych poglądach, bo był reakcją na pełne nienawiści i pogardy pomysły rządzących, którzy traktują życie kobiet totalnie instrumentalnie. Mam nadzieję, że będziemy potrafili być solidarni nie tylko w reakcji na zagrożenie, ale też w imię wspólnych, równościowych, pozytywnych inicjatyw.

Nasz numer ukaże się już po Międzynarodowym Strajku Kobiet, ale powiedzmy w trybie manifestu: co jest do zrobienia?

Odsunięcie od władzy mężczyzn, którzy absolutnie nie rozumieją i nie szanują kobiet. Myślę, że w każdej instytucji, zwłaszcza w najbardziej hierarchicznych, dzielić władzę z mężczyznami powinny kobiety. Najbardziej potrzebne jest to Kościołowi, zresztą innym religijnym instytucjom też. Wszędzie tam, gdzie mężczyźni drżą o przywileje, pomijane jest życie ludzkie z jego całym spektrum złożoności. Zostaje nam praca nad sobą i uważność na patriarchalne głosy we własnej głowie, we własnych nawykach. Mam marzenie, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy męska część świata zobaczy, jak pochłaniające życie, jak nieszczęśliwe, zubażające i groteskowe jest ciągłe napięcie na władzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji