Artykuły

Tuwim (nie) dla dzieci

Urocze przedstawienie. I to nie tylko przez słowo "urok" w tytule, ale nade wszystko przez godzinę obcowania z poezją, która towarzyszyła dzieciństwu kilku pokoleń. Dziś wraca w przedstawieniu Konrada Dworakowskiego. Ale wraca w zupełnie inny sposób.

Któż z nas nie słuchał, a potem nie czytał wierszy Juliana Tuwima przeznaczonych dla najmłodszych? "Idzie Grześ przez wieś", "Miauczy kotek: miau!", trzy kaczuszki, z których nagle siłą poezji robi się osiem i już trudno je zliczyć, zwłaszcza że trzeciej przecież nie było, świat na opak wyczarowany siłą wyobraźni, która zaczyna działać, gdy tylko zamkniemy oczy Te wiersze weszły na trwałe do wyposażenia najmłodszych Polaków. I właściwie szkoda, że pozostają zazwyczaj tylko jako wspomnienie z dzieciństwa, przywołane w pamięci z kart elementarzy i "pierwszych czytanek". "Urok Tuwima" - by przywołać już w pełnym brzmieniu tytuł przedstawienia z łódzkiego "Pinokia" - polega bowiem na tym, że te wiersze znów wchodzą w kulturalny obieg. Tylko że tym razem nie jest to już zamknięty świat dziecinnego pokoju czy szkolnej klasy, lecz pokazują, że to jest poezja nie tylko dla dzieci, że zajrzeć do tych wierszy powinny też stare konie, co już niejedno widziały i czytały. Godzina z Tuwimem w łódzkim "Pinokiu" jest bowiem przedstawieniem bynajmniej nie (tylko) dla dzieci. To rzecz raczej dla dorosłych.

Dworakowski odszedł od tradycji przedstawiania Tuwimowskich wierszy. Tradycji, która trwając nieprzerwanie od chwili powstania tych arcydziełek poezji, doprowadziła do ich "upupienia". Obrazki, kolorowe albo gotowe do pokolorowania, ulukrowane interpretacje wielu pomniejszych aktorów recytujących je z estrad czy dawnych winylowych singli (zarzut ten nie dotyczy wszak tych największych, oni Tuwima traktowali zazwyczaj z należytą powagą!) - to wszystko powodowało, że Tuwimowska twórczość dla najmłodszych sprawiała wrażenie antypodów "Balu w Operze". Przedstawienie-koncert w "Pinokiu" uwalnia niejako tę twórczość z dziecinnego pokoju, ukazując ją w zupełnie innym estetycznym kontekście. I okazuje się, że ta twórczość wciąż świetnie sobie radzi.

Przed wszystkim - zniknęły "kolorowanki". Na niewielkiej scenie łódzkiego teatru świat jest niemal monochromatyczny. Biało-czarne kostiumy śpiewających aktorów i dwójki znakomitych akrobatów, ubrani na czarno muzycy grający w tym przedstawieniu na żywo, żadnych playbacków i sztucznych podpórek. Oddziela ich od aktorów spuszczana co pewien czas tiulowa czarna kurtynka. Jedyne żywe akcenty to zielona podłoga wyścielona niby-trawnikiem, czerwony kubełek, jedyny wśród kilku używanych w czasie reggae-songu o niepoliczalnych kaczuszkach, i spływające znad proscenium dwie czerwone szarfy, które staną się narzędziem akrobatycznych ewolucji towarzyszących piosence o wiejącym wietrze.

Jeśli mowa o muzyce Tuwimowskie wiersze dla dzieci inspirowały twórców miary Witolda Lutosławskiego. Ta świadomość może być dla kompozytora swoistym balastem, wiadomo bowiem, że w takim kierunku pójść już się raczej nie da. Piotr Nazaruk zaproponował zupełnie inną estetykę, znów umieszczającą tę poezję we współczesnym kontekście. Reggae, pastisz rocka, nawiązanie do formy jazzowej ballady. Aż ciekawe, co powiedziałby o tym sam Tuwim. Można jednak sądzić, że jako człowiek teatru, któremu bliski był artystyczny pragmatyzm - większa część jego twórczości (dziś już rozproszona i zaginiona) pisana była przecież na potrzeby sceny - zapewne powiedziałby: "to dobre, tak też może być". Broni tej muzyki nie tylko jakość kompozycji, ale i znakomity zespół aktorów i muzyków. O czym zresztą można przekonać się także w domu, Teatr "Pinokio" wydał bowiem kompaktowy krążek zawierający muzykę z tego przedstawienia.

Łódzki "Urok Tuwima" wystawiony przecie w mieście, od którego zaczęła się życiowa droga poety prowadząca go na szczyty historii polskiej literatury, broni także honoru polskiego teatru, który w tym kończącym się Roku Tuwimowskim kompletnie zobaczył poetę jako twórcę teatralnego. To prawda, że nie znamy większości dorobku Tuwima tworzonego dla przedwojennych teatrzyków, choć zachował się jeden z jego pierwszych szmoncesowych skeczów nomen omen zatytułowany Łodzianie. Skecze, scenki, wiersze podpisywane jako Ślaz, dr Pietraszek Nikko-Tinne, Roch Pekiński i innymi niezliczonymi pseudonimami przepadły w pożodze Powstania Warszawskiego. Pozostały jednak pełnospektaklowe teksty, "przestosowywane" przez Tuwima. "Żołnierz Królowej Madagaskaru", "Jadzia wdowa", "Zielony Gil", "Porwanie Sabinek" Teatr zapomniał o nich, być może artyści mają dziś inne poczucie humoru i nie wiedzą, "czym zjeść" te smakowite do dziś sceniczne specjały. Może kiedyś znów po nie sięgną.

"Urok Tuwima" na scenie łódzkiego Pinokia, godzinny zaledwie spektakl-koncert, jest nie tylko urokiem obcowania z poezją nie tylko dla dzieci. Konrad Dworakowski wraz ze swoimi artystami już pod sam koniec Roku Tuwimowskiego uratował nim honor polskiego teatru, który, zajęty rewolucjami, rewizjami, "zaangażowaniem społecznym", zapomniał o jednym ze swoich wybitniejszych autorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji