Artykuły

Anty - Antygona

"Antygona" Sofoklesa, jedna z najwspanialszych tragedii w dziejach teatru, nie jest dla inscenizatorów łatwym materiałem. Przeto zadaniem najpierwszym reżysera, sięgającego po to dzieło, jest mierzyć siły na zamiary. Nie chodzi mi tu o sprawę odczytania tekstu tragedii - w świetnym tłumaczeniu Stanisława Hebanowskiego nie może sprawiać ono teatralnym twórcom większych trudności. Chodzi mi natomiast o to, co stanowi czy dany spektakl jest rzeczywiście wartościowym dziełem teatralnym, czy takim nie jest.

Minto całego szacunku i uznania dla talentu reżyserskiego HIERONIMA KONIECZKI, którego inscenizacje, przede wszystkim sztuk Witkacego, wysoko cenię -nie ukrywam wielkiego rozczarowania jego najnowszą pracą teatralną. Przedstawienie "Antygony", to kolejna porażka Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Dla formy inscenizacyjnej, którą zaproponował Konieczka; niezbędni byli wykonawcy, obdarzeni przy całej prostocie środków scenicznych, niezwykłą siłą wyrazu. W tym kontekście większość ról jest albo nietrafnie obsadzonych, albo źle zagranych, albo jedno i drugie. Nic wiec dziwnego, że myśl inscenizacyjna, zgodna z treścią dramatu, została zagubiona. Zarówno w interpretacji sensu dramatu, jak i środków przekazywania tego sensu, reżyser i aktorzy zgubili "Antygonie". Zgubili to, co w tragedii Sofoklesa najważniejsze. Nie ma w spektaklu bydgoskim... konfliktu racji.

W roli tytułowej wystąpiła KRYSTYNA BARTKIEWICZ, której skutecznie przeszkadzali partnerzy. Zwłaszcza, będący w wyraźnej niedyspozycji, ANDRZEJ JUSZCZYK (kłopoty z emisją głosu, słabe opanowanie tekstu). Aktor ten w retorycznym patosie unicestwił posłać Kreona. Zupełnie nie zrozumiałem postaci Strażnika, granego przez ALOJZEGO MAKOWIECKIEGO. Persona ta u Sofoklesa wprowadza tak cenny moment odprężenia. Niestety, na premierze nie Strażnik wprowadził widzów w kłopotliwe rozbawienie. Jednym z takich momentów była scena śmierci Kreona, która - wstyd się przyznać - autentycznie mnie rozśmieszyła. Gdyby tylko mnie... Nie winię za ani siebie, ani innych.

Panie Hieronimie, Panie Andrzeju, kto to tak dzisiaj umiera na scenie - i to w tragedii?

Wiarygodnych postaci nie stworzyli także źle obsadzeni: KAZIMIERZ MOTYLEWSKI (Hajmon) i ZBIGNIEW KRĘZAŁOWSKI (Koryfeusz chóru). Jedynie MAŁGORZATA OZIMEK (Ismena) miała szansę (ma ją nadal) zbudowania interesującej roli. Na premierze zupełnie niepotrzebnie wpadła w manieryczny ton histerii. Gra reszty zespołu wyrównana - na słabym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji