Artykuły

W świetle i w ciemności

Wystarczy usiąść na jednej z zielonych ławeczek, aby zyskać pewność, że ta historia będzie uwierać. Nie należało się zresztą spodziewać niczego innego po przedstawieniu "W mrocznym mrocznym domu" w reżyserii Marcina Hycnara.

Trawa jest wszędzie taka sama. Nie mniej ani nie bardziej zielona. Porasta zarówno całą przestrzeń sceny, jak i miejsce dla widowni. Wystarczy usiąść na jednej z zielonych ławeczek, aby zyskać pewność, że ta historia będzie uwierać. Nie należało się zresztą spodziewać niczego innego po sztuce "W mrocznym mrocznym domu" współczesnego amerykańskiego dramatopisarza Neila LaBute'a, którą wyreżyserował w Teatrze im. Juliusza Słowackiego Marcin Hycnar. Trudno może tylko przewidzieć, że sztuczna, teatralna trawa będzie tak nieprzyjemna w dotyku.

Zresztą nikt nawet nie próbuje stwarzać złudzenia, że będzie przyjemnie. Od pierwszego momentu, kiedy dochodzi do spotkania dwóch braci, staje się jasne, że ich relacje są bardzo napięte. Terry (Grzegorz Mielczarek) nie kryje urazy do swojego młodszego brata, Drew (w tej roli Marcin Sianko), który zaprzepaszcza kolejne życiowe szanse. Kiedy zostaje zatrzymany, m.in. za posiadanie narkotyków, i trafia na oddział odwykowy, postanawia poprosić Terry'ego o pomoc. Zieloność, która pokrywa Scenę Miniatura, przenosi nas więc w pierwszej scenie do przyszpitalnego parku. Zdesperowany Drew jest świadomy, że może teraz wszystko stracić: rodzinę, prestiż, pozycję społeczną. Próbuje wszystko Terry'emu wytłumaczyć, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to niewiele znacząca mowa-trawa (w wywiadzie udzielonym przed premierą Marcin Hycnar mówi o wielosłowiu sztuki LaBute'a: "słów jest celowo zbyt dużo, a najważniejsze jest to, co ukryte między nimi").

Od początku wiadomo, że obydwaj bracia coś ukrywają. Za wszelką cenę próbują odgrodzić się od wspomnień z dzieciństwa. Szukają sposobu, żeby poradzić sobie z trudnymi doświadczeniami - Terry ucieka od ludzi, zamyka się w sobie, natomiast Drew brnie w kolejne tarapaty, uzależnienia, romanse. Przez swoją lekkomyślność zniszczył sobie karierę dobrze zapowiadającego się adwokata, jego małżeństwo wisi na włosku. Szczeniackie zachowanie Drew rozwściecza starszego brata - Terry nie może zrozumieć, jak to możliwe, że Drew nie docenia uprzywilejowanej sytuacji, w jakiej się znajduje. Można powiedzieć - bardzo typowa relacja między starszym i młodszym bratem, jednakże w wykonaniu aktorów Teatru Słowackiego ta historia niespodziewanie nabiera życia.

Kolejne sceny dramatu rozgrywają się tylko w parach: między Terrym a Drew albo między Terrym a młodziutką Jennifer (w tej roli świetna Karolina Kamińska - żeby nie psuć zaskoczenia, nie będę zdradzać znaczenia tej postaci dla przebiegu akcji). I nie trzeba więcej, żeby w sali Miniatury zrobiło się naprawdę duszno od nagromadzonych emocji. Hycnar, sam znakomity aktor młodego pokolenia, poprowadził zespół z ogromnym wyczuciem i świadomością rzemiosła. Zwłaszcza Terry Mielczarka, w pauzach i niedopowiedzeniach, po prostu chwyta za gardło. Nawet jeśli nie chcieliśmy zobaczyć traumy, której doświadczyli bracia, jest już za późno - skoro zasiedliśmy na zielonych ławkach, zostaliśmy w ten świat wtajemniczeni. Kolejne fragmenty historii kawałek po kawałku zaczynają układać się w całość. Z biegiem czasu coraz lepiej poznajemy motywacje bohaterów, co nie znaczy, że uzyskamy odpowiedzi na wszystkie pytania.

LaBute świadomie zostawia w historii luki i niedopowiedzenia. Nie otrzymamy łatwych rozwiązań. Nie czeka nas na końcu opowieści żaden krzepiący morał. Oczywiście odniesienia do nagłaśnianych ostatnio przypadków pedofilii (to, że w przeważającej mierze dotyczą one osób duchownych, to zupełnie inna historia) nasuwają się same. W spektaklu otrzymujemy jednak opowieść, w której wcale nie jest oczywiste, gdzie znajduje się skutek, a gdzie przyczyna nieszczęścia. Dlaczego - przynajmniej niektóre z ofiar - stają się tak łatwym łupem? Czy gdyby otoczone były wystarczającą miłością i uwagą ze strony najbliższych, można byłoby uniknąć nieszczęścia?

"W mrocznym mrocznym domu" w reżyserii Hycnara o temat wykorzystywania seksualnego nieletnich owszem zahacza, ale na plan pierwszy wysuwa się dojmujące poczucie osamotnienia, z którym zmagają się wszyscy bez wyjątku bohaterowie sztuki. Najwięcej światła rzucono na postać Terry'ego: pomimo nagromadzonych lęków, poczucia winy i agresji, które raz po raz znajdują dla siebie ujście, potrafi zdobyć się na to, żeby zmierzyć się nie tylko ze swoją traumą, ale spróbować dojść do światła, choćby było ono - jak u Wojaczka - "niejasne, mdłe, nieważkie". Warto zwrócić w tym spektaklu uwagę na grę światłem i ciemnością - czasami źródło siły znajduje się właśnie tam, gdzie najmniej można by się tego spodziewać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji