Artykuły

Mariaż

Po wiosennym rekonesansie, który zakończył się pełnym sukcesem, Teatr Muzyczny - Operetka Wrocławska po raz drugi zjechała do Warszawy i to na ponad dwa tygodnie. W tym czasie w Operetce Warszawskiej, której zespół wyjechał na tournee zagraniczne, nasi artyści pokazali znów "Skrzypka na dachu'* i po raz pierwszy "Cabaret". Obydwa głośne na świecie musicale zrealizował we Wrocławiu, zgodnie z broadwayowskim pierwowzorem, Jan Szurmiej, który w obecnym sezonie jest nie tylko dyrektorem artystycznym naszego Teatru Muzycznego, ale i stołecznej sceny operetkowej.

Jak przyjęła wrocławian Warszawa? Jeśli chodzi o publiczność to jej entuzjazm dla opowieści o Anatewce, Tewje-mleczarzu i społeczności tego kresowego miasteczka rósł z przedstawienia na przedstawienie. Mimo że spektakl "Skrzypka na dachu" nie jest krótki, nikt nie spieszył się do szatni, a wprost przeciwnie - brawom, owacjom na stojąco nie było końca. Krytycy na ogół chwaląc przedstawienie, mieli zastrzeżenia do Jana Zakrzeńskiego (np. Jacek Lutomski z "Rzeczypospolitej") głównie za zbyt dowolną interpretację rozmów Tewjego-mleczarza z Panem Bogiem. Znacznie bardziej podobał się nasz wrocławski odtwórca głównej roli w "Skrzypku na dachu" czyli Zdzisław Skorek. Z żeńskiej obsady aktorskiej szczególnie wyróżniała się Ewa Klaniecka jako Hudł a także Jolanta Chełmicka występująca w roli Gołdy, żony Tewjego.

Nieco inaczej odebrała początkowo Warszawa "Caba-ret", drugi z przywiezionych z Wrocławia musicali. Dopiero gdy poszła po stolicy fama, że warto spektakl zobaczyć, sala przy ul. Nowogrodzkiej się zapełniła. Wojciech Młynarski, którego spotkałam na jednym z "Cabaretów" powiedział, że to w pełni profesjonalne przedstawienie, bardzo sprawnie grane i że szczególnie wyróżniłby panią Jolantę Chełmicką w roli Fraulein Schneider. Natomiast rzecznik prasowy ministra kultury i sztuki. Aleksander Mann wyznał, że wrażenie robiła na nim każda kolejna odsłona, znakomita, bardzo sugestywna scenografia, a równocześnie oszczędna. Szczególnie podobała mu się scena na berlińskim dworcu. Podziwiał też zespół artystów wrocławskich, którzy choć wywodzą się z operetki, zupełnie dobrze da-ja sobie radę z musicalem. - "Myślę, że oba spektakle (może zbyt poważne i refleksyjne jak na ten gatunek sceniczny) są i powinny stać się przyszłością artystyczną i kasową wrocławskiego Teatru Muzycznego" - dodał.

O takiej przyszłości nie tylko dla sceny w dolnośląskiej stolicy, ale i w Warszawie, myśli dyrektor Jan Szurmiej. Gdy pod koniec naszych występów w gmachu przy ul. Nowogrodzkiej zapytałam go, czy nie za wid# wziął na swoje barki, odrzekł, iż tę ważką decyzją podjął po półrocznych przemyśleniach, po konsultacjach z dyrektorem naczelnym Teatru Muzycznego - Operetki Wrocławskiej Markiem Rosteckim i z władzami Wrocławia.

- Ja twierdzę, że teatr żeby żyć musi mieć zespół, pieniądze i repertuar. Jeśli tego nie ma to się stacza po równi pochyłej - powiedział dyrektor Szurmiej. - Wszystko wskazuje na to, że placówkę wrocławską stać obecnie na 2. duże nowe pozycje repertuarowe w sezonie. W związku z tym wpadłem na pomysł, by zrobić fuzję repertuarową z Operetką Warszawską i pierwszy ruch już został wykonany. Publiczność stolicy zobaczyła nie grane tu musical# czyli "Skrzypka na dachu" i "Cabaret", a równocześnie mógł się jej zaprezentować z najlepszej strony zespół wrocławskiego teatru. - dodał.

Gdy zapytałam pana Szurmieja, co w rewanżu otrzymają nasi, dolnośląscy widzowie, odrzekł, że nie może jeszcze powiedzieć co w najbliższym czasie znajdzie się na afiszu warszawskiej sceny, bo nie poznał możliwości tamtejszego zespołu. Natomiast we Wrocławiu, ale to już wiosną 1993 r. będzie premiera "Zemsty nietoperza" J. Straussa, nieco później widowisko pt. "Piaf" i pod koniec-- sezonu "Przypływy i odpływy", musical Joanny Bruzdowicz, znanej kompozytorki mieszkającej na stałe w Brukseli. Szef artystyczny dwóch muzycznych teatrów jest jednak przekonany o tym, że uda nut się na scenie stołecznej spopularyzować naszych najzdolniejszych solistów by np. Ewa Klaniecka czy Wojciech Ziembolewski stali się równie znani co Grażyna Brodzińska. Chciałby też doprowadzić do wymiany zespołów orkiestralnych, a być może i do tego, że w gmachu stołecznego teatru muzycznego będzie można pokazywać od czasu do czasu najlepsze wrocławskie propozycje, także scen dramatycznych. Czy tak będzie, czas pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji