Artykuły

Kogut, który ukradł zbrodnię

Teatr Groteska świetnie czuje najmłodszą publiczność w przedziale wiekowym 2-5 lat i naprawdę fajnie przyciąga widzów dorosłych. W środku jednak zieje repertuarowa dziura. O "Ku-ku-ryku Słoneczniku" w reż. Grzegorza Kwiecińskiego.

Widz, który chce się lekko i bez zadyszki wspiąć na sam szczyt gmachu Groteski, do Sali Kopułowej, gdzie grana jest najnowsza premiera Grzegorza Kwiecińskiego, ani chybi potrzebuje zastępstwa kaskadera. Dziadkowie i babcie wchodzą i charczą, stateczni ojcowie po czterdziestce łapią się znacząco za serce i łapczywie kłapią szczęką w poszukiwaniu powietrza. Ale dzieci lecą na górę jak strzały. I dobrze, bo w końcu dla nich to przedstawienie.

Gdyby "Ku-ku-ryku Słoneczniku" było skierowane do ciut starszej niż przedszkolna widowni, powinno nosić tytuł bardziej adekwatny do swojej zawartości fabularnej. Na przykład: "Prawdziwa zbrodnia i jak ją udaremniono" albo "Spisek na podwórku", albo "Kogut do wynajęcia". Nie żartuję, bo Kwieciński napisał thriller społeczny z elementami kryminału.

Oto na wiejskim podwórku wyrasta Słonecznik. Dziwny to jednak kwiat, bo zamiast obracać się twarzą za słońcem, udanie imituje odgłosy zwierzęce. Pieje jak kogut, chrumka jak świnia, miauczy jak kot, szczeka jak pies. Któż z nas lubi, gdy się go parodiuje albo kradnie znaki szczególne? Słonecznik nie robi tego specjalnie, ale zamęt na podwórku wzbudza. Rytm dobowy małej, zwierzęco-ptasiej społeczności zostaje zakłócony. Pianie koguta, które zwykle było sygnałem do pobudki, teraz rozlega się ni z tego, ni z owego po południu lub w samym środku nocy. Zwariować można! Nie dość na tym: skoro Słonecznik pieje lepiej niż kogut, miauczy lepiej niż kot i chrumka lepiej niż świnia, na co komu prawdziwy kogut, świnia, kot? Imitacja przysłania oryginał, odwieczna tożsamość zwierzęca, jego fonetyczny wyraz zostają oto podane w wątpliwość. A ten Słonecznik tylko udaje milusińskiego, tak naprawdę to kawał drania. W kręgach świnio-kocich zostaje zawiązany spisek. Planuje się wyrwać chwasta z korzeniami. No ale co zrobić ze stróżem podwórkowego porządku, z psem-policjantem? Trzeba go uśpić albo odciągnąć od pilnowania Słonecznika. Świnka i Kot przeciągają na swoją stronę Koguta. Zapada noc. Już, już dwaj oprawcy pochylają się nad znienawidzonym kwiatem, pies, nie przewidując, że za jego plecami wydarza się coś niegodziwego, śpi sobie w najlepsze, noc pulsuje letnią gorączką, zaraz poleje się krew, czyli chlorofil z urwanej łodygi, gdy Rozlega się pianie Koguta. Nie wytrzymał w walce ze swoją naturą. Zapiał, bo musiał. Może niepięknie, ale jednak. I wtedy budzi się Pies, Słonecznik zostaje uratowany, Świnia i Kot trafiają do podwórkowej paki.

Kwieciński opowiada tę prościutką, choć podminowaną zbrodnią, zdradą i występkiem historię bardzo prostymi środkami. Piątka aktorów w kolorowych prawie hippisowskich strojach animuje kukiełki zwierząt, jakby bawiła się w dziecięcym pokoju na kinder party, podczas którego podano ciasteczka z haszem. Słonecznik Oliwii Jakubik ma żółto-zieloną sukienkę, słomiany kapelusz i zasłania twarz wielkimi okularami przeciwsłonecznymi. Kot Olgi Przeklasy ma szaro-białe marynarskie pasy i takąż rogatą czapeczkę, Katarzyna Kopczyk intryguje peruką afro i upudrowaną twarzą w roli Pieska, Świnka Małgorzaty Hachlowskiej właśnie wróciła z kąpieli nad rzeką, ma zawiązaną w cztery rogi chusteczkę na głowie. No i jest jeszcze bosy Kogut Rafała Szumskiego, wyluzowany król podwórkowego jointa. Każda postać ma swoją piosenkę i, co ważne, śpiewa ją na żywo, posiłkując się jedynie podkładem muzycznym, każda zaczepia małych widzów przynajmniej w jednej scenie. Przestrzeń gry to rozwinięty przez aktorów zielony dywan, za plecami dynda im niebieska płachta z wymalowanymi chmurkami. Jest na scenie wszystko, co mieści się w ramach ćwiczonej od lat w Grotesce oszczędnościowej formuły teatru plastycznego dla dzieci. Jestem zwolennikiem skromnych i praktycznych scenografii, ale bez przesady. Prawda jest taka, że w Grotesce spektakle dla dorosłej widowni wyglądają, jakby miały dużo większy budżet od tych dla małych widzów. Ostrzegam dyrekcję, że traktowana po macoszemu przedszkolna publiczność w końcu się zbuntuje, urwie jakiś element macewy albo stołu z "Chagalla" i przytarga na Salę Kopułową, żeby podczas nowej premiery było po prostu ładniej.

Cenię reżysera za fachowość i spryt inscenizacyjny, jednak gorzej myślę o nim jako o autorze tekstu. Fabuła sztuki Kwiecińskiego rwie do przodu, ale niestety dialogi stoją w miejscu. Piątka zwierzaków obraca w kółko te same kwestie, stopuje rozwój wypadków, międli jakieś infantylizmy. Szkoda, że do doświadczenia aktorskiego, bezpretensjonalnego uroku krakowskiego zespołu i sprawnej reżyserii nie dodaje się w Grotesce wartościowych od strony literackiej tekstów. Popularne w całej Polsce, szalone, dowcipne i mądre sztuki Maliny Prześlugi i Marty Guśniowskiej są z premedytacją pomijane przez dyrektora Adolfa Weltschka z bliżej nieznanych mi powodów. Żal, bo gdzie indziej zbierają wszelkie możliwe nagrody. W tej chwili jest to pierwsza liga dramatopisarstwa dla dzieci. Naprawdę nikt tego w Krakowie nie czyta, nikt nie chciałby zobaczyć? Jedna "Baśń o Rycerzu bez Konia" sprzed bodaj czterech lat wiosny nie czyni. Groteska świetnie czuje najmłodszą publiczność w przedziale wiekowym 2-5 lat i naprawdę fajnie przyciąga widzów dorosłych. W środku jednak zieje repertuarowa dziura.

A historia ze Słonecznikiem i jego podwórkową załogą skończyła się tak: moja córka zachwycała się Pieskiem, czyli rolą Katarzyny Kopczyk, a ja długo stałem pod garderobami, aby pani Oliwia Jakubik powiedziała mi, gdzie można kupić takie fajne żółto-zielone wdzianka, na widok których serce od razu żywiej bije. Bo to nieprawda, że od schodów

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji