Artykuły

Humor jako narzędzie tortur. Rozmowa z Magdaleną Drab

Justyna Jaworska: Serial o Kapitanie Loku z pani sztuki przypomina humorem głupawe odcinki "Allo, Allo!", potem schodzimy do jądra ciemności. Co to za eksperyment?

Poczucie humoru może służyć oswojeniu pewnych lęków, czasem zaprzeczeniu im, pozwala na przetrwanie trudnych chwil, ale czasem może też ranić. To chyba dość delikatna granica. W przypadku Filmu odcinkowego z ludźmi w tle poczucie humoru miało przyjąć formę narzędzia tortur. Dystans płynący z ośmieszenia dramatyzmu wojny łączył się z zupełnym ignorowaniem cierpienia bezimiennych bohaterów. Bardzo przyjemnie pisało mi się serial o Kapitanie Loku. Wojna to skarbiec stereotypów, deformacji i idiotycznych zasad czy ról. Śmianie się z wojny to niekończąca się zabawa, która pozwala rozładować też strach przed nią czy złość. Jednocześnie pisałam drugi wątek dramatu, wymyślając nieistniejący obóz jeniecki będący innowacyjnym tworem służącym eksterminacji bohaterów. I tu dokonałam bardzo przerażającego dla mnie odkrycia, że zadanie wymyślania sposobów krzywdzenia drugiego człowieka jest równie stymulujące dla wyobraźni. Wystarczy sobie na to pozwolić, otworzyć furtkę dla myśli. Ludzka kreatywność w wymyślaniu zła nie ustępuje w żaden sposób tej, która dotyczy niewinnych żartów. To tylko kwestia decyzji. Ten twórczy eksperyment był zatem dla mnie bardzo pouczający, ale też przygnębiający i sprawił, że nieco inaczej zaczęłam patrzeć na to, co znaczy być na przykład przyzwoitym człowiekiem. Skoro człowiek jest naturalnie pomysłowy w czynieniu zła i nie potrzebuje do tego przeszkolenia, to czasem dla obudzenia tego złego kawałka potrzeba bardzo niewiele. Właśnie decyzji. Czasem jesteśmy też narzędziami, wykonawcami krzywdzących wyroków. Odnoszę wrażenie, że głupota ma niejednokrotnie większe znaczenie w wyborze drogi niż tak zwana wolna wola.

Różnicuje pani języki. Okupanci z serialu są głupi (i to właśnie budzi dreszcz), podczas gdy jeńcy wyrażają się, jak na swoją sytuację, elegancko, a przynajmniej uprzejmie...

Kultura czy sztuka są dla mnie czymś, co stoi na straży ludzkiej godności, niejako nieustannie jej dowodzi. Zwierzęta mają swoje prymitywne wynalazki i reagują emocjonalnie, ale nie tworzą kultury, dlatego tak bardzo kojarzy się ona z człowieczeństwem. Wojna bardzo często neguje człowieczeństwo wroga, degraduje go do rangi zwierzęcia. Stąd właśnie wzięła się decyzja, by więźniowie porozumiewali się ze sobą elegancko, strzegli swojej kultury, bo wobec całkowitego braku działającego oręża to ich jedyna broń przed całkowitym uprzedmiotowieniem. Ten wyimaginowany obóz to dla mnie trochę wojna na kulturę.

Może to po prostu przypowieść o inteligencji w dobie umasowienia?

Z inteligencją sprawa wydaje mi się trochę bardziej skomplikowana. Holokaust czy eugenika nie narodziły się w ziemiankach, tylko były wynalazkiem inteligencji. Dla mnie wybory etyczne to bardziej kwestia szacunku do drugiego człowieka i pychy niż wykształcenia i jego braku. Niezidentyfikowani oprawcy jeńców z mojego dramatu zwyczajnie uważają tych drugich za wybrakowanych i niewartych szacunku, dlatego mogą dręczyć ich głupotą reprezentowaną przez papkę serialową i tworzyć dla nich wymyślne tortury udające uczynki miłosierdzia. Myślę, że w kształtowaniu szacunku dla innych sztuka czy szeroko pojęty humanizm mają dużo większe znaczenie niż wiedza. Naukowo czy logicznie można uargumentować bardzo wiele świństw. Z drugiej strony, dzięki inteligencji można też te argumentacje obalić, dlatego inteligenci zawsze byli uważani za zagrożenie dla opresywnych ustrojów. Tutaj jednak mamy do czynienia z przedstawicielami różnych zawodów i warstw społecznych, którzy po prostu zdecydowali się nie otwierać tej furtki, o której mówiłam, i próbują ocalić godność albo życie. A że mamy do czynienia z obozem przyszłości, jakkolwiek okropnie to brzmi, tortury zbudowane są na kulturze masowej i tak zwanej wysokiej cywilizacji, która nie widzi jednostek i traktuje cierpienie jako show.

A czy "Film odcinkowy..." na pewno jest tylko o wojnie?

Wojna z pewnością była punktem wyjścia. Było nim też pytanie, co by się stało, gdyby ludziom na nią skazanym puszczać regularnie serial poniekąd wyśmiewający ich położenie. Dla mnie odpowiedź na to pytanie nadal jest trudna. Nie wiem, czy zakwalifikowałabym to do wyrafinowanego okrucieństwa, czy do niezbyt udanej formy zbagatelizowania beznadziejnej sytuacji więźniów. Już sam luksus oglądania serialu jest tak nieadekwatny do umierania, że trudno mi się do niego ustosunkować, a przecież projekcje filmów czy teatrzyki bardzo często pojawiały się wśród żołnierzy, niekiedy nawet w obozach. Różne sytuacje wojenne, które poznawałam przy okazji pracy nad dramatem, wydawały się niewyobrażalne, dlatego dla mnie ten tekst stał się raczej tekstem o granicach, służącym mi do rozważań, czym jest człowiek, czy jest ważny czy nieistotny i jak łatwo można tę wagę i jego granice przesuwać oraz do czego to wszystko może prowadzić.

Każdą ze sztuk, jakie znamy, pisała pani inaczej, konstruując odrębny świat. Tu mamy wręcz ludzkie terrarium, w którym zderza pani grozę z wielopiętrową ironią. Czy to nie było ryzykowne?

Wydaje mi się, że zawsze dobrze jest coś zderzyć, a dużo bardziej ryzykownie jest tego nie robić. Problem polega na doborze elementów przeciwstawnych, które po zestawieniu pozwolą uwypuklić temat. Ten pierwotny zamysł przeprowadza potem przez kolejne mielizny i pozwala sobie z nimi jakoś radzić. Ja potrzebuję takich zestawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji