Artykuły

Cudna tęcza nad cmentarzem. Rozmowa z Jolantą Janiczak

- Dotarłam do wspomnienia innej przyjaciółki pary, która była na pierwszym pogrzebie Dulębianki: podobno kiedy ją złożono w grobie obok Konopnickiej, najpierw odśpiewano Rotę, po czym nad Cmentarzem Łyczakowskim ukazała się "cudna tęcza". Było to wspomnienie starszej kobiety, nieświadomej oczywiście, jakie to dzisiaj przywodzi skojarzenia - Justynie Jaworskiej opowiada Jolanta Janiczak.

Justyna Jaworska: Miałaś może w ręku monumentalną książkę Leny Magnone "Maria Konopnicka. Lustra i symptomy"?

Jolanta Janiczak: Miałam, choć chyba jej nie przeczytałam w całości. Starałam się dotrzeć do wszystkich biografii Konopnickiej, począwszy od tych najstarszych, pisanych jeszcze na kolanach. (śmiech) Na dużo ciekawych rzeczy trafiam przypadkiem, czytając na przykład listy znajomych Konopnickiej, w których o niej wspominali, albo jej listy, w których ujawniała nieoczywiste rzeczy o sobie, o swoim związku z Dulębianką. Ale na pomysł, żeby zrobić spektakl o nich obu, wpadłam przy okazji studiowania polskich sufrażystek i emancypantek. Zaciekawiła mnie sama Dulębianka, aktywistka, feministka, ubierająca się we fraki malarka. I jakoś ona mnie zaprowadziła do Konopnickiej i dzięki niej zapragnęłam zajrzeć pod ten portret, który zna chyba każdy uczeń, pod ten nobliwy wizerunek autorki "Roty" i matki sześciorga dziatek. Z Wiktorem Rubinem zaproponowaliśmy ten pomysł Maćkowi Nowakowi, a on z jak największym entuzjazmem zaprosił nas do Teatru Polskiego w Poznaniu, gdzie świetnie się pracowało.

Pytam o książkę Leny Magnone, bo to przykład śmiałego, nowoczesnego podejścia do biografii poetki. Wcześniej autorka "Na jagody" raczej nie kojarzyła się z seksem.

Wydaje się, że było wręcz odwrotnie, Konopnicka podobno uwielbiała romanse! Miała młodszych kochanków i odmładzała się nawet o dwadzieścia lat. Twierdziła, że prawie nie pamięta swojej matki, choć straciła ją jako jedenastolatka, przedstawiała swoje młodsze rodzeństwo jako starsze, miała obsesję na punkcie młodości. Dziś byłaby pierwszą klientką klinik medycyny estetycznej. Równie silną obsesję miała na punkcie swojego wizerunku patriotki, matki Polki, zaangażowanej poetki.

Na portretach Dulębianki jest piękna. Zresztą swoją karierę malarską Dulębianka poświęciła głównie portretowaniu przyjaciółki.

I nie dawała jej pozować żadnemu innemu malarzowi ani malarce. Kiedy się dowiedziała, że portret Konopnickiej chce zrobić Olga Boznańska, nie pozwoliła na taką "zdradę". To była ewidentnie zazdrość typowa dla związku monogamicznego, a nie dla przyjaźni. Znalazłam zresztą więcej tropów świadczących o erotycznym charakterze ich relacji. Podobno za granicą Konopnicka i Dulębianka nie były aż tak powściągliwe, a nawet przyjaźniły się z innymi parami kobiet.

Ciekawe, bo na ziemiach polskich głównie wygłaszały patriotyczne pogadanki.

Prawdopodobnie z tego powodu wyjeżdżały: żeby mieć święty spokój. Bodaj na jubileuszu Orzeszkowej Dulębianka przerwała swój wykład, bo uraziły ją komentarze pod adresem jej relacji z Konopnicką. Niby uchodziły po prostu za serdeczne przyjaciółki, ale co krok to słychać było dwuznaczne szepty. W Polsce musiały cały czas się pilnować, Konopnicka z jej obsesją na punkcie nieskazitelnej opinii tym bardziej. Ciągle coś tuszowała, coś wyciszała. Zresztą nie tylko relację z Dulębianką. Kiedy Maksymilian Gumplowicz, młodszy od Konopnickiej o ćwierć wieku, z miłości do niej zastrzelił się w Grazu, Dulębianka zrobiła wszystko, odwiedziła kilka redakcji gazet i błagała, żeby wzmianki o tym wydarzeniu nigdy się nie pokazały. Szantażowała dziennikarzy zdrowiem Konopnickiej. Kiedy córka Konopnickiej Helena urodziła nieślubne dziecko, umieszczono je na wsi, żeby nikt się nie dowiedział, a poetka narzekała w listach na kolejny wydatek, bo na opiekę trzeba było łożyć ileś tam rubli miesięcznie. Uczuciami Heleny względem dziecka nie interesowała się w ogóle. Zresztą się jej wyrzekła i nie wymieniała jej imienia w żadnym liście. Interesowało ją tylko umieszczenie jej w zakładzie, żeby nie sprawiała więcej problemów. Kiedy młodsza córka Laura chciała zostać aktorką, musiała z tym czekać prawie do czterdziestki, bo wcześniej poetka sprzeciwiała się tak skandalicznej karierze: groziła, że odwoła swój jubileusz w Krakowie, wysyłała listy do dyrektora Teatru Słowackiego, że córka jest chora na płuca, że nie ma mowy, żeby ją zatrudnił. Miała ewidentny problem z zaakceptowaniem tej dzikiej, ekspresyjnej strony kobiecości, którą widziała w swoich córkach, może dlatego, że sama jej w sobie nie akceptowała i nieudolnie tłumiła.

A z kolei kiedy Nałkowska wygłosiła swój słynny referat na Zjeździe Kobiet, w którym domagała się "całego życia" i prawa do kobiecej przyjemności, Konopnicka trzasnęła krzesełkiem i wyszła. Naprawdę była pruderyjna!

Ależ oczywiście, że nie wypadało używać niektórych słów przy narodowej wieszczce. Konopnicka bardzo dobrze rozgrywała swoją karierę i status wieszczki, na który mocno pracowała. Zadebiutowała mając trzydzieści chyba sześć lat, wypromował ją Henryk Sienkiewicz słynną recenzją, w której zachwycał się kłosami w wierszach "panny Konopnickiej", szumiącymi ku jego radości, gdy sam na pustyni kalifornijskiej zmagał się z samotnością i tęsknotą do kraju. Dzięki tej recenzji powszechnie doceniono talent poetki, bo bądź co bądź Sienkiewicz wiedział, co jest warte uwagi. Konopnicka mocno wzięła sobie do serca jego słowa i na ich bazie stworzyła swój wizerunek "panny", wręcz pensjonarki. Nie pozwalała się fotografować, można było zamieszczać tylko jej stare portrety, na których spełniała wymagania estetyczne narzucone przez tę pierwszą recenzję. Z jednej strony miała świadomość, że tylko klucz patriotyczny pozwoli jej zrobić karierę literacką, z drugiej - mierziły ją wymagania stawiane jej przez naród i dlatego osiemdziesiąt procent swojego czasu spędzała za granicą w towarzystwie Dulębianki. Kiedy rozmawiała z pierwowzorami bohaterów swoich nowel, Dulębianka robiła notatki. Podobno razem pisały "Pana Balcera", dzieło życia Konopnickiej, które miało być drugim "Panem Tadeuszem". Wzruszyło mnie życzenie, które znalazłam w liście którejś z jej przyjaciółek w jej archiwum we Lwowie: zgodnie z jej ostatnią wolą miała być pochowana z Dulębianką, a ich pomnik nagrobny miał przedstawiać dwie postacie kobiece czytające tę samą książkę, na przykład "Pana Balcera".

Piękne!

Początkowo rzeczywiście pochowano je razem, po dwudziestu latach Dulębiankę przeniesiono na cmentarz Orląt Lwowskich, bo umarła na tyfus, opatrując żołnierzy pierwszej wojny i zasłużyła, żeby być z innymi bohaterami. Dotarłam do wspomnienia innej przyjaciółki pary, która była na pierwszym pogrzebie Dulębianki: podobno kiedy ją złożono w grobie obok Konopnickiej, najpierw odśpiewano "Rotę", po czym nad Cmentarzem Łyczakowskim ukazała się "cudna tęcza". Było to wspomnienie starszej kobiety, nieświadomej oczywiście, jakie to dzisiaj przywodzi skojarzenia.

A jak odebrały wasze przedstawienie środowiska lesbijskie?

Konopnicka była na okładce "Repliki", w środku zamieszczono artykuł o spektaklu, rozmawiałam też o przedstawieniu z Moniką Rak i Agnieszką Małgowską, które tworzą między innymi "Lesbijską inspirę" i spektakle lesbijskie także. Podobno napisała też coś Renata Lis. Ale wydaje mi się, że w Polsce jest bardzo mało wyautowanych lesbijek i raczej nie zajmują reprezentatywnych stanowisk, środowisko dziewczyn jest o wiele mniej widoczne niż chłopców. Szukając materiałów literackich i teatralnych przed pisaniem tekstu, nie trafiłam na zbyt wiele rzeczy, właściwie nie ma w teatrze polskim jakiejś historii pisarstwa lesbijskiego. Znane pary kobiet też nie zostawiły po sobie zbyt wielu świadectw ich miłości.

Maria Dąbrowska żyła z Anną Kowalską, ale nie pisała o tym opowiadań.

Jakoś nie, i podobno Dąbrowska związek z kobietą pod koniec życia traktowała jako porażkę. Na festiwalu kina "innego spojrzenia" na dwanaście filmów gejowskich znajdziesz dwa lesbijskie. Podobno Goebbels się zastanawiał, czy kobiety homoseksualne także naznaczać różowymi trójkątami, ale doszedł do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak kobiecy homoseksualizm - więc po co wciągać do sfery publicznej coś, czego nie ma.

Zgoda, tylko że kobieca orientacja rzadko jest binarna, nie dzieli się tak prosto na "inność" i "normę". Mężczyźni bywają tu mocniej określeni, a kobiety (przynajmniej w znanej mi większości) przesuwają się jakoś wzdłuż tego spektrum, no wiesz..

Z otwartością?

O właśnie. Także dlatego trudniej o tym mówić.

Może trudniej się określić, z drugiej strony może w nieokreślaniu się jest jakaś inna strategia, też polityczna, tylko mniej ekspansywna. W Stanach polityczne przebicie kobiet homoseksualnych jest bardzo duże, co ma też związek z inaczej tam ustawionym feminizmem. Tam głos radykalnych feministek, takich jak Andrea Dworkin czy Shulamith Firestone, wybrzmiał, nie dało się nie odnieść do skrajnych nawet stanowisk, z których coś wnoszono do debaty publicznej o sprawach kobiet i kobiet nieheteroseksulanych. W Polsce takiego mocnego głosu nie było. Dziś bardzo trudno jest uzyskać środki na film albo inne działanie artystyczne czy naukowe związane z seksualnością kobiet, zwłaszcza homo. Można uzyskać środki na edukację o tolerancji, jakby tylko o tolerancję tu chodziło. W rezultacie sztuka kobiet homoseksualnych jest bardzo słabo widoczna. Tak, jakby były podwójnie stygmatyzowane: jako kobiety i jako lesbijki. Kiedy zaczęłam pracować nad tekstem o relacji Konopnickiej i Dulębianki, uderzyło mnie najpierw to, że nie za bardzo mam się do czego odnieść. Prawdopodobnie im samym zabrakło narzędzi i warunków, by zostawić jakiś ślad po swojej relacji, miłości, nie mówiąc o erotycznym doświadczeniu. Zajmowały się na ostro patriotyzmem, bo tym, co było między nimi, nie mogły się zająć - nigdy nie problematyzowały swojej pozycji jako kobiet, które musiały wyjeżdżać do innych krajów, by nie zwariować z napięcia na skutek ciągłego lęku, żeby się nie zdradzić. Czy wiesz, że i dziś wśród polskich aktorek nie znalazłam żadnej wyautowanej lesbijki?

Rzeczywiście. Może prędzej reżyserki?

Kasia Adamik i Olga Chajdas to bodaj jedyne dziewczyny, które fotografują się razem "na ściance" i super, Olga jest autorką "Niny", jednego z nielicznych polskich filmów o miłości kobiet. Ciągle jest dużo do zrobienia. Nie mówię już o związkach partnerskich, które się wszystkim należą, co wynika z fundamentalnego, obywatelskiego prawa do wolności. Zauważ, że o filmach czy tekstach dotyczących miłości homoseksualnej mówi się "branżowe", podczas gdy one stanowią po prostu część kultury. Nadal nie ma lesbijskiego "Brokeback Mountain", uniwersalnej historii miłosnej, nad którą i heterycy by się popłakali. I lesbijskiego "Obywatela Milka" też nie ma.

A co robicie teraz z Wiktorem w Katowicach?

Spektakl o Kurcie Gerronie, kabareciarzu, aktorze, reżyserze z przedwojennego Berlina, który zmuszony przez nazistów nakręcił w Teresinie film propagandowy. Film pod tytułem "Führer daje Żydom miasto w prezencie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji