Artykuły

Realizm i rozpacz

Wiele się mówi i pisze ostatnio o realizmie kloacznym. Autorami tego terminu są warszawscy radni z klubu AWS, którym nie spodobała się działalność Towarzystwa Teatralnego. Ten niezależny teatr, założony w Warszawie przez kilku aktorów i reżyserów, wystawia modne w Wielkiej Brytanii i Niemczech naturalistyczne sztuki współczesne, w których nie tylko mówi się o seksie i przemocy, ale także pokazuje jedno i drugie. Po, .Shopping and Fucking" Marka Ravenhilla prawica żądała cofnięcia dotacji dla teatru. Teraz Towarzystwo sięgnęło po "Zbombardowanych" Sary Kane, 28-letniej Brytyjki, która popełniła na początku tego roku samobójstwo. Zostawiła cztery sztuki, uznane przez jednych za skandal, przez innych za objawienie.

Tu wracamy do terminu realizm kloaczny i do znawców sceny z warszawskiego magistratu. O ile można było pały świętym oburzeniem na sztukę Ravenhilla, której bohaterami są męskie prostytutki i handlarze narkotyków, o tyle w dramacie Kane trudno dopatrzyć się propagandy występku. To pełen rozpaczy obraz degeneracji miłości i zniszczonych relacji między ludźmi, które sprowadzają się do gwałtu. Bohaterami są: chory na raka dziennikarz brukowca, żyjący życiem bohaterów swych krwawych reportaży, i jego dziewczyna- neurotyczka głodna uczuć. Spędzają noc w hotelu w Leeds. W czasie gdy kłócą się i kochają, wybucha wojna, która wdziera się do ich pokoju i życia. Ich lęki materializują się pod postacią żołnierza (Robert Więckiewicz), który terroryzuje mężczyznę i gwałci go. Na dobrą sprawę można by uznać ten utwór za analizę ciemnej strony ludzkiej psychiki, która ujawnia się w chwilach takich jak wojna na Bałkanach. skąd pochodzą zawarte w sztuce opisy bestialskich zbrodni i gwałtów. Jeśliby któryś z radnych znów podniecił się na tym przedstawieniu, nie ma chyba innej rady jak wizyta u seksuologa.

O ile dramat Kane jest dziełem wybitnym, o tyle przedstawienie Pawła Wodzińskiego należy do gatunku utworów słusznych, lecz nieudanych. Rozumiem, że aby przełamać wstyd przed nagością i wulgaryzmami, potrzeba aktorom mocnej dawki emocji, ale to, co widzimy na scenie, ociera się o histerię. Słowo "kurwa" wykrzyczane 50 razy, połączone z kopaniem ścian, padaniem na kolana i skłonami, przestaje robić jakiekolwiek wrażenie i niewiele nam mówi o prawdziwym dramacie bohatera, którego gra Krzysztof Bauman. To nie przypadek, że na widowni rozlegają się pojedyncze chichoty, emocje są tak natężone, że tylko śmiech może je rozładować. Rabunkowa gospodarka emocjami nie może pozostać bezkarna i w końcowej części spektaklu wszyscy leżą już na podłodze, mając siły tylko na czołganie. Z trzeciego rzędu nie widać ich twarzy, w związku z czym spektakl zmienia się w słuchowisko.

Natomiast dwa pomysły reżysera pozwalają wierzyć, że idea przeniesienia nowego naturalizmu na polską scenę ma jednak sens. Pierwszy pomysł to obsadzenie w roli Kate Beaty Bandurskiej. Nie widziałem wcześniej tej aktorki, może mignęła gdzieś w drugim planie, ale jest to talent. Dramatyczna w niej jest zwykłość i codzienność, gest, z jakim poprawia bluzkę, przytulanie twarzy do hotelowego łóżka, polowanie na kanapkę z żółtym serem. Ale przez tę niewinną postać co jakiś czas przebiega dreszcz, dziewczyna zacina się, śmieje nerwowo, przechodzi atak epilepsji. Wtedy w codzienność wchodzi piekło.

Pomysł drugi to zaadaptowanie dla spektaklu wnętrza starej hali w Fabryce Norblina. Rzecz o zagładzie toczy się na tle poszczerbionych murów, na zakurzonej betonowej podłodze, która odbija echo kroków. W teatrze z wygodnymi fotelami, z eleganckimi toaletami, szatnią i barem spektakl ten byłby całkowicie nieprawdziwy. Tu złudzenie zamienia się w rzeczywistość i właściwie oklaski są nie na miejscu, bo jak klaskać śmierci?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji