Artykuły

Wstyd w towarzystwie

Oponenci Sarah Kane i jej sztuki "Blasted" utrzymywali, że osławione "Shopping & f..." pokazane w kwietniu tego roku przez Towarzystwo Teatralne to przy tej sztuce niewinne opowieści o Muminkach. Dziś wiadomo już, że niechcący wymyślili znakomity slogan reklamowy dla rzeczy niewartej uwagi.

Piątkowa premiera "Zbombardowanych" (tak właśnie brzmi tytuł sztuki w przekładzie Pawła Wodzińskiego, również reżyserującego przedstawienie) dana przez Towarzystwo Teatralne w zabytkowej Tłoczni Zakładów Norblina była trwającym 2 godziny nudnym fucking bez elementu shopping.

Grafomani i kanibale

"Blasted" tragicznie zmarłej w tym roku zaledwie 28-letniej Sarah Kane, "piękna i trudna sztuka", jak określił ją reżyser - żenuje i śmieszy. Żenuje swoim literackim poziomem i warsztatową nieporadnością, śmieszy - paradoksalnie - nagromadzeniem ohydy i makabry. Epileptyczne ataki bohaterki przy najdelikatniejszej propozycji miłosnego aktu, wyjadanie oczu (uroczo kłania się wspomnienie Iwony Petry z nadgryzionym mózgiem Bogusława Lindy w filmie sprzed paru lat - nie będzie Anglik pluł nam w twarz!), opowieści o mordowaniu zgwałconych uprzednio ofiar, przemoc, agresja, a wreszcie zajadanie pochowanego niedawno niemowlęcia - wszystko to w pewnej chwili zaczyna być po prostu nieodparcie śmieszne. Do tego stopnia, że z pozoru niewinna dobranocka "Opowieści z mchu i paproci" przez zawojowanie zła jawi się jako prawdziwy horror. "Zbombardowani" to nie dramaturgia, lecz zapis strumienia chorej świadomości. Rzecz do opisu w karcie choroby, lecz niewarta wystawiania

Portki w górę, portki w dół

Przedstawienie "Zbombardowanych" wywołuje jeszcze jedno uczucie - a jest nim wstyd, że uczestniczy się w podobnym wydarzeniu. Mamy bowiem do czynienia z produkcją na poziomie amatorskim. Nie ma w tym przedstawieniu jasno wyprowadzonych relacji między postaciami, nie wiadomo, czemu zaczynają na siebie krzyczeć, dlaczego wzbiera w nich agresja. Jeśli na poważnie brać się za wystawianie podobnych sztuk, należy pamiętać o precyzji dialogowania, tu zaś każda niemal kwestia jest bytem samodzielnym i niezależnym Wydawałoby się, że manę do czynienia z teatrem naturalistycznym, rządzonym sytuacyjnym prawdpodobieństwem. Nieprawda. W jednej ze scen para bohaterów szamocze się, usiłując sobie wyrwać nabity pistolet. Ten powinien wystrzelić, a w zakładach Norblina pukawka milczy jak zaklęta. Bohater opowiada, że nie pożyje długo i śmierci się nie boi. Gdy jednak na scenę wpada z kałasznikowem Robert Więckiewicz, pozostający w przekonaniu, że jako Rambo jest dość wiarygodny - Krzysztof Bauman podnosi rączki do góry, ze strachu upuszczając nadgryzioną kanapkę. A przecież już stary Fredro pisał "kto na Bożym sądzie stoi/Twego gniewu się nie boi". Dołączają się do tego niedostatki realizacyjne. Tylne rzędy powstają w trakcie przedstawienia, nie po to jednak, by uczcić to dzieło godną postawą, lecz po prostu dlatego, że duża część akcji dzieje się na podłodze, której Część widzów nie jest w stanie dojrzeć. Reżyser i aktorzy wyrzucili z pamięci starą zasadę wpajaną w szkole teatralnej - unikać grania pijanych oraz wariatów. Okazuje się bowiem, że nieustanne ściąganie i zakładanie gaci, ataki histerii Beaty Bandurskiej, doprowadzanie się wobec widzów do stanu, w którym na usta występuje piana, a z nosa zwisa, pardon, kapka - nie są żadną odwagą artystyczną. Jest to tylko niesmaczna psychodrama nie mająca nic wspólnego z budowaniem postaci, z odsłanianiem kolejnych pięter jej psychiki. Szamotanie się po scenie nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek, nawet najbardziej buntowniczą sztuką. Jest po prostu oznaką artystycznej nieporadności, przemawiającej za porzuceniem dalszego przyglądania się działalności Towarzystwa Teatralnego. Zdumiewa i boli fakt, że szefowie Towarzystwa nie są prymitywami i cynikami, lecz inteligentnymi i wrażliwymi ludźmi. Nic jednak nie usypia inteligencji tak silnie jak ideowy szał i poczucie ważkiej misji, każące porzucić zdrowy rozsądek.

Jeśli cokolwiek przemawia za tym artystycznym skandalem, to tylko fakt, że jest to przedsięwzięcie całkowicie prywatne. Poproszony o wsparcie działalności tej grupy wykonałem gest dobrej woli, kupując plakat za 9 zł 90 gr. Po 20 minutach "Zbombardowanych" gorzko tego pożałowałem. Nowa dramaturgia importowana do naszego kraju nie budzi metafizycznego wstrząsu. Ta literatura wraz z polskimi interpretacjami warte jest najwyżej politowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji