Artykuły

Tragedia półgłosem

Trudno o większy banał - sztuka Williama Nicholsona opowiada o trójkącie małżeńskim. On odchodzi, ona usiłuje go zatrzymać.

Takimi historiami karmią się telenowele i wydawałoby się, że jest to materiał tylko na wyciskacz łez.

Tak się jednak nie stało.

"Odwrót" wystawiony na Scenie w Baraku przez Macieja Englerta jest przenikliwą i bezlitosną diagnozą rozpadu wszystkich obowiązujących do niedawna wartości. Wiara w Boga nie przynosi bohaterce żadnej ulgi. Jej mąż, katolicki teolog, zdawałoby się zobowiązany do wcielania w życie zasad moralnych: wierności, odrzucania egoizmu, poświęcenia się dla innych - wybiera osobiste szczęście. Ich syn, będący pośrednikiem pomiędzy dwojgiem ludzi nie mających już sobie nic do powiedzenia - jest równocześnie trzecią ofiarą tej tragedii. Można oczywiście szukać winnych, oskarżać bohaterów o doprowadzenie ich małżeństwa do ruiny. Nicholson wyraźnie daje do zrozumienia, że tak naprawdę nie ma winnych.

I Edward, i Alice chcą być szczęśliwi. Jednak to pragnienie szczęścia autor komentuje powracającym leitmotivem tekstu - historią odwrotu napoleońskiej armii spod Moskwy, odwrotu, podczas którego zniknęły wszystkie normy człowieczeństwa.

Trójka aktorów Teatru Współczesnego dała w tym przedstawieniu pokaz dawno już nieoglądanego nie tylko na stołecznych scenach teatru psychologicznego. Relacje pomiędzy bohaterami narysowane są niezwykle subtelnie, wręcz pastelowo. Tym silniejszy sceniczny efekt. Pierwsze sceny przedstawienia, w których bohaterowie rozmawiają o sprawach wydawałoby się zupełne nieistotnych, przypomina z ducha dialog ze sztuk Pintera. Pod pozornie banalną wymianą zdań narasta walka o porozumienie, zwrócenie na siebie uwagi. Rozmowy prowadzone wręcz półgłosem kulminują nagłym forte - świadectwem bezradności i rozpaczy.

Marta lipińska tworząc postać porzuconej Alice zagrała jedną ze swoich najpiękniejszych ról, odbiegającą od "schematu" o tzw. aktorki charakterystycznej. Pełna ciepła, dobroduszności ukazuje późnią piekło, przez które musi przejść: zdumienie, próbę ratowania walącego się świata, makiaweliczny spryt, będący tak naprawdę dziecięcą naiwnością, groteskowo próby poradzenia sobie z nową sytuacją, i ostateczną rezygnację. Olgierd Łukaszewicz w roli jej męża Edwarda miał do wykonania zadanie z pozoru mniej efektowne, równie jednak wymagające - bycia w defensywie, uciekania od ataków. Stworzył postać człowieka przerzucającego na innych odpowiedzialność za swoje życie, "uciekającego od wolności". Jacek Rozenek doczekał się wreszcie we Współczesnym roli na miarę swojego talentu. Przejmujący jest ten Jamie, miotający się pomiędzy miłością do matki i lojalnością wobec ojca. Ostatnia scena przedstawienia, monolog-elegia do obojga rodziców jest jedną z najbardziej wzruszających chwil tej sztuki, rozegranej w szarej, mało efektownej, przepraszam, mało efekciarskiej scenografii Marcina Stajewskiego.

Nowe przedstawienie Englerta na małej Scenie w Baraku, ta subtelna i przejmująca walka o miłość bardzo samotnych ludzi jest ważna z kilku powodów. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widzimy na scenie żywych ludzi, a nie tandetne plakaty. Prezentacja tego kameralnego dramatu zadaje też kłam twierdzeniom, że dziś na brytyjskich scenach liczą się lansowani u nas ponad miarę brutaliści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji