Artykuły

Śmiechu warte

Sztuka "Mieszczanin szlachcicem" była wystawiana tak często, że na kolejną inscenizację trzeba było mieć naprawdę dobry pomysł. Po raz kolejny dobrym pomysłem reżysera realizującego w Teatrze im. Jaracza stał się tekst samograj i dobrze obsadzeni aktorzy.

Pan Jourdain, tytułowy bohater jednej z najlepszych komedii Moliera, ma zdrowie, udaną rodzinę, pieniądze, znajomości w wyższych sferach. Uważa jednak, że "szczęścia absolutnego" jeszcze nie zaznał. Koniecznie pragnie zostać szlachcicem. Przyznam szczerze, że idąc na spektakl miałem spore wątpliwości, bo i tekst Moliera grywany bywa (za) często i (za) gęsto, a i "tytułowego" Andrzeja Wichrowskiego widziałem w roli raczej statecznego niż "zbuntowanego" mieszczucha.

Początkowo Pan Andrzej Jourdain Wichrowski przypominał... zagubionego inteligenta, ale z czasem było coraz lepiej. Widocznie aktor potrzebował dłuższej chwili na "rozegranie się", czemu specjalnie się nie dziwię, bo wszyscy aktorzy sprawiali wrażenie pozostawionych samym sobie, zupełnie jakby reżyser powiedział: "Wierzę w was, kochani. Jesteście świetni, róbcie swoje". Komizm tego spektaklu opierał się na kapitalnym przekładzie Boya, dowcipnie podawanym przez aktorów, i tzw. ruchu scenicznym (autorstwa Janiny Niesobskiej), trochę niezbornym, prawie slapstickowym, ale na pewno śmiechu wartym.

Jourdain Wichrowskiego nieustannie dążył, zmierzał, zabiegał i dawał się nabijać w butelkę. Rozbrajający, gdy dowiaduje się, że mówi prozą, mentorski, gdy wyjaśnia wymowę samogłoski "u", majestatycznie poważny, kiedy "syn" tureckiego wezyra oznajmia mu, że jest mamamuszi, czyli wojewodą (tę scenę indywidualną owacją nagrodził obecny na premierze wojewoda łódzki) i bezdennie naiwny, gdy daje się naciągać Dorantowi, powściągliwie zagranemu przez Bogusława Suszkę. Majstersztykiem był Kleont zaproponowany przez Mariusza Słupińskiego. Tegoroczny absolwent łódzkiej szkoły poszedł "po całości". Śpiewał, tańczył, gadał "po turecku", jąkał się, balansował na granicy błazenady, ale nigdy jej nie przekraczał. Dzielnie dotrzymywał mu kroku Covielle (Michał Staszczak -także tegoroczny absolwent). Słupiński i Staszczak stworzyli bezbłędny duet, odbijali aktorskie "patenty" jak tenisiści piłkę, trafiając dokładnie w punkt. Młodzi zdolni mieli okazję podpatrywać mistrzów. Takich jak Maciej Małek, grający "seksualnie niejednoznacznego" nauczyciela tańca, absolutnie perfekcyjny Bogusław Sochnacki jako nauczyciel filozofii czy Stanisław Kwaśniak, który nie dość, że znakomicie zagrał "wyjącego do księżyca" (bo na pewno nie był to śpiew!) nauczyciela muzyki, to jeszcze sam napisał przekomiczne piosenki do spektaklu.

Spośród pań słowa uznania należą się zwłaszcza Hannie Grzeszczak za rolę odchodzącej od zmysłów i zdrowia na widok pomysłów męża Pani Jourdain oraz Kamili Sammler za "eteryczną i erotyczną" Lucylle, arystokratkę, co to chciałaby, a boi się.

Do konwencji historii o prymitywnym nowobogackim bardzo pasowało prze-stylizowane wnętrze, obmyślone przez Waldemara Zawodzińskiego - wyłożony lustrami salon upodobnił się do kiczowatej łazienki. Nawet szezlong, na którym zwykł siadywać Pan Jourdain bardziej przypominał wannę z hydromasażem niż mebel. Kostiumy jak trzeba pyszniły się purpurami, amarantami, falbanami i koronkami - widać było, że garderoba Państwa Jourdain wiele kosztuje, a o to przecież chodziło. Szkoda tylko, że tak mało podkreślały wiotkie kibicie i krągłe biusty bohaterek. Wszak historia toczy się w XVII wieku, w którym falujące biusty były równie powszechne jak dzisiaj minispódniczki.

Tak się tutaj zachwycam "Mieszczaninem", a jednak gdzieś w skołatanej głowie tłucze się myśl, że dobry tekst i dobra obsada - to dobrze, ale jeszcze "dobrzej" byłoby, gdyby dołożyć jakiś dobry pomysł. Jaki? Nie ja jestem reżyserem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji