Radosny chichot Machiavellego
W miniony piątek odbyły się w Warszawie dwie premiery. Bardzo polskie z ducha. Bardzo różne z oprawy. I bardzo znamienne dla tego, co dziś dzieje się nie tylko na scenie, ale i w teatralnych kuluarach.
W "Syrenie" fetowano aktorów, którzy z oddaniem, humorem i werwą zagrali w musicalu "Machiavelli, czyli cudowny korzeń" Ryszarda Marka Grońskiego i Antoniego Marianowicza z muzyką Jerzego Wasowskiego. Były wielkie kosze kwiatów na scenę i wiązanki dla wszystkich twórców spektaklu - od debiutującego w roli reżysera, mocno zdenerwowanego Artura Barcisia, po żywiołowych, tryskających radością młodych ludzi z chóru.
Gdy kilkakrotnie wywoływani przed kurtynę wykonawcy zniknęli za kulisami, widzowie karnie ruszyli do szatni. Gdzieniegdzie tylko jacyś zdesperowani znajomi próbować sobie uciąć pogawędkę, wciskając się w ścianę i przepuszczając przelewającą się falę ludzi. Nikt jednak specjalnie nie szukał choćby lampki szampana. Zrelaksowanemu i rozbawionemu towarzystwu wydawała się w pełni wystarczać strawa duchowa zaserwowana podczas spektaklu. Nie wyglądało na spragnione bankietowych atrakcji.
Zupełnie inaczej przebiegało spotkanie w Teatrze Małym, gdzie zorganizowano przedpremierowy pokaz "Warszawiaka" - spektaklu Teatru Telewizji wyreżyserowanego przez Andrzeja Chrzanowskiego, w którym zagrali m.in. Piotr Fronczewski, Daniel Olbrychski, Wieńczysław Gliński.
Oficjalny, pierwszy pokaz sztuki odbył się w poniedziałek w 1. Programie TYP. W piątkowy wieczór, w po brzegi wypełnionej sali, przed widzami stanął cały zespół "Warszawiaka" - dopiero wtedy ukazując w pełni swoją liczebność.
W koncepcji organizatorów premiery, zespół - zamiast kwiatami - miał zostać zasypany pytaniami widzów. Jednak publiczność najwyraźniej zbyt sobie wzięła do serca sugestię reżysera, który w kilku słowach wstępu nie omieszkał poinformować, że oto mamy do czynienia z wydarzeniem.
Po takim stwierdzeniu pozostawało jedynie zdawkowo poklaskać i - podobnie jak Józef Skrzek, który miał uświetnić wieczór swoim występem - czym prędzej udać się w mniej rygorystyczne miejsca. Większość gości za takie uznała foyer, gdzie przygotowano polskie jadło w postaci pachnących bigosów, pulpetów i gołąbków - dla mocno zgłodniałych. I wędlinowych zakąsek do grzybków oraz kiszonych ogórków - dla tych, którzy przed wyjściem do teatru coś zdołali jednak przekąsić.