Artykuły

Maria

W Teatrze Powszechnym w ubiegłą sobotą odbyła się polska prapremiera prasowa sztuki Izaaka Babla pt. "Maria". Twórczość tego radzieckiego, pochodzącego z Odessy, pisarza od lat zajmuje odrębne miejsce w literaturze Kraju Rad i zaliczana jest do najwyższych jej osiągnięć. Zasłynął zwłaszcza jako mistrz nowelistyki, szczególną sławą cieszy się tom opowiadań pt. "Armia konna" z lat 1923-1925, których niedościgłym interpretatorem u nas był Wojciech Siemion. Pisarstwo Babla odznacza się niezwykłą precyzją słowa, zwięzłością, umiejętnością zamknięcia w krótkiej formie wielkich ludzkich spraw. W programie teatralnym cytuje się zdanie Ernesta Hemingwaya o tym pisarstwie: "Wymyślano mi nieraz, że piszę zbyt zwięźle, a tu właśnie znalazłem opowiadanie Babla, w którym jest słów mniej niż u mnie, a powiedziane jest więcej".

Babel (1894-1941) pozostawił także dwie sztuki teatralne. Jego słynny "Zmierzch" był wystawiany w naszych teatrach, przedstawienia tej sztuki stały się wybitnymi osiągnięciami artystycznymi i sprawiały na publiczności wielkie wrażenie. "Maria", powstała w 1935 r. nie należy z pewnością do najlepszych utworów autora. Sprawia wrażenie szkiców do wielkiej sagi rodzinnej rzuconej na historyczne tło rewolucji. Osiem odsłon tej sztuki to jakby osiem opowiadań ukazujących w różnych wariantach ten sam temat: schodzenia z powierzchni życia ludzi, którzy nie rozumieją rewolucji, którzy nie rozumieją, że w przeszłość odchodzi dotychczasowy system wartości moralnych i obyczajowych. W rodzinie generała Mikołaja Mukownina tylko Maria, jedna z jego córek, potrafi zrozumieć nadchodzący czas i jemu podporządkować swoje życie.

Ale Maria nie pokazuje się na scenie, o niej się tylko mówi, własne postępki i sprawy konfrontuje się z jej postawą. I ta nieobecna postać wiąże wszystkie wątki utworu, konstruuje sztukę.

Z punktu widzenia dramatycznego jest to zamysł bez wątpienia interesujący, ale wymagający od realizacji teatralnej osiągnięcia efektu napięcia dramatycznego nie w sposób ilustrujący zewnętrzne wydarzenia, lecz pokazujący niejako wewnętrzną treść dramatu. Trzeba więc wydobyć z tekstu subtelną materię indywidualnych dramatów ludzkich, zastosować może konwencję rapsodycznego teatru; w sposób niezwykle subtelny wyważyć pełną grozy brutalność niektórych scen i zharmonizować ją z tym co jest w nich głęboko ludzkie i prawdziwe. Bo jak we wszystkich utworach Babla tak i w "Marii" za każdym słowem i gestem, za każdym spojrzeniem, niepozornym czasem wydarzeniem kryje się głębszy sens, a każda sytuacja nie może być rozumiana dosłownie.

Przed trudnym więc zadaniem stanął zespól Teatru Powszechnego podejmując pracę po raz pierwszy w Polsce nad tym tekstem. Szkicowość dramatu, jego luźna struktura, różny ciężar gatunkowy poszczególnych odsłon bez wątpienia utrudniały zbudowanie spektaklu o zwartym wyrazie emocjonalnym. Jeśli więc teatr z wielu scen wyszedł obronną ręką, jeśli w sumie spektakl daje pojęcie o pisarstwie Babla, to można powiedzieć, że ta próba była pożyteczna i artystycznie wartościowa.

W tej sytuacji nie ma chyba sensu wskazywać na te czy inne szczegóły wymagające dalszej jeszcze pracy i poszukiwań, na te czy inne mankamenty poszczególnych ról. W następnych przedstawieniach spektakl ten powinien jeszcze dojrzewać i można się spodziewać, że pewna rozpiętość poziomu gry aktorskiej - zawsze widoczna w spektaklu o ogromnej obsadzie - zostanie wyrównana, że znaleziony zostanie zloty środek między barwną rodzajowością i charaktery stycznością licznych postaci drugoplanowych, a głównym nurtem dramatycznym sztuki. Ten drugi plan jest bowiem tutaj bardzo ważny, maluje - jak to się banalnie mówi - prawdziwy obraz życia, jego atmosferę i klimat.

Spośród 25-osobowej obsady wyróżniłbym BARBARĘ POŁOMSKĄ w roli Ludmiły, a to dlatego, iż potrafiła w kilku scenach pokazać konsekwencje drogi życiowej młodej kobiety i lekkomyślnej i pozbawionej norm etycznych. Ciekawie zarysował postać Dymszyca, żydowskiego spekulanta, MIROSŁAW SZONERT, choć nie do końca się zdecydował czy ma tę rolę potraktować w ostry groteskowy sposób. Doskonały był BOGDAN WIŚNIEWSKI jako były rotmistrz gwardii - Wiskowski. Aktorowi udało się trafić we właściwy ton, wydobyć z tej postaci całą jej dramatyczną złożoność. W roli generała Mukownina oglądaliśmy JERZEGO STASZEWSKIEGO do niedawna aktora Teatru Ziemi Łódzkiej, Katarzyny Felzen - EWĘ KRZYNSKĄ, Sergiusza Golicyna - JANUSZA KUBICKIEGO, Niefiedowny - JADWIGĘ ANDRZEJEWSKĄ. Z ról epizodycznych wymienić trzeba pełnego wigoru ALEKSANDRA FOGLA jako Andrzeja, WŁODZIMIERZA SAARA jako Krawczenkę.

Solidną i dobrze funkcjonalnie pomyślaną scenografię przygotował ANTONI BYSTRON. Pewne zastrzeżenia budzi charakter ilustracji muzycznej. Trochę schematycznie zastosowano tu konwencję starego rosyjskiego romansu traktowanego ironicznie. W moim odczuciu ten wątek mógł się jedynie wiązać z postacią księcia Golicyna, ale przecież nie odgrywa ona dominującej roli. Każda z odsłon to inna sprawa i inny klimat, inny emocjonalny wyraz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji