Artykuły

Horror przy podwieczorku

Latem 1920 roku w zatłoczonym pociągu jadącym do Zakopanego pewien ekscentrycznie ubrany mężczyzna pomrukiwał pod nosem: "Za chwilę stanie się coś strasznego...", Jego wypowiedź wzbudziła panikę wśród przypadkowych towarzyszy podróży. Mężczyzną o "bladej, pociągłej, pięknej twarzy i niesamowicie wyrazistych, przeszywających oczach" był Witkacy. A całą sytuację zapamiętał i opisał Roman Jasiński, późniejszy przyjaciel pisarza i autor pamiętników.

Mroczna przepowiednia, dziwaczne zachowanie i nastrój tamtego zdarzenia jak ulał pasują do sztuki "W małym dworku ", napisanej przez Witkacego w 1921 roku. W dramacie po mistrzowsku miesza się groza ze śmiesznością, codzienność z niezwykłością, życie ze śmiercią. Dwa światy - "ten" pełen ludzi i "tamten" pełen duchów - łączy szczera przyjaźń i wspólne... popijanie wódki.

Adam Orzechowski, reżyser najnowszej, gorzowskiej inscenizacji witkiewiczowskiego dramatu, nie tylko akcentuje tę dziwaczną współzależność, ale i w zgodzie z autorem, udowadnia tej dziwaczności swoistą logikę.

Wszystkie postacie sztuki uczestniczą w jakiejś skomplikowanej grze: każda porusza się nieco innym krokiem i postępuje według z góry określonych, przemyślanych zasad. Każda też na początku spektaklu przedstawia się widzom, szczegółowo opisując swą rolę, a nawet swój wygląd, nie zawsze pokrywający się z prawdziwym wizerunkiem. Np. brunetka przedstawia się jako "bardzo ładna blondynka"...

Aktorzy dobrze znają i czują swoje "narzucone" role. Grają je wyraźnym gestem, nie popadając jednak w parodię. Szczególnie podobają się Kuba Zaklukiewicz, odtwarzający Dyapanazego Nibka, ojca, dzierżawcę majątku, człowieka mocno stąpającego po ziemi i w zaświatach, Marek Jędrzejczyk, grający Ignacego Kozdronia, jedyną postać histerycznie reagującą na widok zjawy, Edyta Milczarek i Marzena Wieczorek wcielające się w przedwcześnie dojrzałe córki Nibka oraz Aleksander Maciejewski w roli pół poważnego i pół groteskowego oficjalisty, Józefa Maszejki. Podobać się może również uroczyście poruszająca się i teatralnie mówiąca Beata Chorążykiewicz, w roli Widma matki.

Niestety, postać jakby z całkiem innej sztuki wydaje się grać Aleksander Podolak. Aktor zbyt ostro rysuje sylwetkę poety Jęzorego Pasiukowskiego, pozbawiając ją lekkości, dwuznaczności i wdzięku.

W gorzowskiej inscenizacji odnaleźć można wiele udanych scen. Przezabawne jest pierwsze spotkanie Kozdronia z Widmem, plastycznie ładnie rozegrane są obrazy z zapalonymi świecami i sceny z rodzinnych obiadów, podwieczorków przy realistycznie zastawionym stole, kontrastującym z czarnymi, grobowymi draperia-mi. Atmosferę grozy i nerwowego oczekiwania dobrze podkreśla też muzyka.

Są jednak w spektaklu "puste miejsca", niedociągnięcia w tempie i napięciu. Szczególnie na początku drugiej części, w czasie rozmowy Jęzorego z Widmem, sztuka idzie zbyt wolno, traci swą przewrotność, humor.

Mimo tych usterek niedzielnej (5 bm.) premierze - inaugurującej nowy gorzowski sezon teatralny - towarzyszyła bardzo dobra atmosfera na widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji