Artykuły

Ten dziwny doktor J.

Wyszedł z kart "Ludzi bezdomnych" jako jedna z najpiękniejszych postaci w literaturze polskiej skreślonej piórem pisarza społecznika. Od czasu do czasu, poprzez biadania nad naszą obolałą służbą zdrowia przedzierają się egzaltowane wykrzykniki - gdzie są dzisiejsi Judymowie, gdzie zagubiła się żarliwość lekarskiego powołania? Oczywiście istnieją gdzieniegdzie prawdziwi lekarze idealiści, nie mają jednak wielu naśladowców.

Teatr Nowy w Zabrzu, wiedziony szlachetną intencją wspomagania szkolnej lektury obrazem scenicznym wprowadził do swojego repertuaru adaptację Zbigniewa Korneckiego i Jana. Sarny, opartą na powieści Żeromskiego. Współgospodarzami zabrzańskiej premiery "Doktora Judyma" byli pedagodzy i uczniowie Liceów Ogólnokształcących I i II w Rudzie Śląskiej. Sadzę, że młodociani widzowie oglądali spektakl z pożytkiem dla siebie po przeczytaniu "Ludzi bezdomnych" w oryginale, adaptacja przedstawia bowiem problem lekarza społecznika to sposób uproszczony, a w niektórych momentach - zwłaszcza w ostatnich scenach - razi swoją naiwnością i niedostatkiem artystycznym.

Tym brakom nie mógł zapobiec nawet tak wybitny aktor jak Józef Para, reżyser znakomitych i pamiętnych spektakl i "Persów", "Trojanek" i "Bolesława Śmiałego" na scenach bielskiej i katowickiej. Wersję teatralną "Judyma" przedstawioną w teatrze bielskim w 1971 roku inscenizował, reżyserował i sam. zagrał sugestywnie tytułową rolę Józef Para, który tym razem w swojej reżyserii wydobył szczególnie wyraziście te akcenty powieści Żeromskiego, które budzą bodaj większy rezonans naszej rzeczywistości, niż za czasów doktora Judyma - a mianowicie niebezpieczeństwo zagrożeń ekologicznych i konsumpcyjnych postaw niektórych lekarzy. Dr najlepszych scen należą polemiczne spory Judyma - Krzysztofa Misiurkiewicza. Bohater broni w nich żarliwie i niedyplomatycznie swoich racji wobec napuszonego gremium lekarzy reprezentowanych doskonale w różnorodności typów przez Jerzego Statkiewicza. Jerzego Korcza. Mieczysława Ziobrowskiego, Mieczysława Całkę, Adama Kopciuszewskiego i Wojciecha Leśniaka (zespół Teatru Nowego dysponuje obecnie bardzo dobrą "średniówką" - mam tu na myśli wiek aktorów - niezastąpioną w prawidłowym układzie repertuaru).

Interesująco pod względem reżyserskim, aktorskim i scenograficznym (Aleksandra Sell-Walter) wypadła scena rozgrywająca się w piwnicznym wnętrzu wielkomiejskiego slumsu. Mocne akcenty wnieśli tu obok Misiurkiewicza - Judyma Andrzej Lipski (Wiktor) Hanna Boratyńska (Teofila) a przede wszystkim, pełna ekspresji Ewa Zyianka, która jako stareńka Pelagia zebrała gorące oklaski przy otwartej kurtynie za swoją sugestywną grę. Wyższe salonowe sfery, bez salonowego szpanu reprezentowała sympatycznie Gertruda Szalszówna jako babcia uroczych, postrzelonych wnuczek - Wandzi (Małgorzata Chojnacka) i Natalii (Jolanta Niestrój-Malisz).

Jak wspomniałam sceny końcowe mimo udziału Emira Buczackiego (dyrektor Kalinowicz) i Wojciecha Leśniaka (inż. Korzecki) były sztuczne i przegadane, pożegnanie zaś Judyma z ukochaną Joasią, którą zagrała delikatnie obiecująca młodziutka aktorka Małgorzata Gadecka - tak przejmujące w powieści, nawet wyciskające łzy wrażliwych panienek - tu rozpłynęło się bez wrażenia. Rozdartej sosny nie było. A swoją drogą warto żeby Teatr Nowy znów zaprosił Józefa Parę do reżyserii sztuki godnej jego wytrawnego artystycznego warsztatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji