Artykuły

USA. Najsłynniejszym amerykańskim instytucjom kulturalnym, grozi plajta

Nowojorska Metropolitan Opera traci z powodu koronawirusa 60 mln dol., a popularna MoMA nawet 100 mln. Nie mogą liczyć na rząd, bo w Stanach Zjednoczonych nie ma mecenatu państwowego. Pandemia odsłoniła fatalną stronę komercyjnego systemu finansowania kultury.

W Ameryce przez pandemię instytucje kultury mają się źle. - Wszyscy mamy przechlapane [we are fucked] - mówi nam pracownik nowojorskiego The Public Theater.

Dotyczy to wszystkich, nawet gigantów.

Metropolitan Opera w Nowym Jorku to największa amerykańska instytucja kultury, poświęcona sztukom performatywnym. W 2019 roku dysponowała budżetem w wysokości 313 mln dol. Żaden inny teatr operowy na świecie nie ma takich środków na działalność. A jednak z powodu pandemii koronawirusa opera znalazła się w nie lada opałach.

60 mln dol. straty

Pod koniec kwietnia dyrektor generalny Peter Gelb przyznał, że Met odnotowała wielomilionowe straty. Narosły w ciągu dwóch miesięcy lockdownu spowodowanego pandemią, która z wyjątkowym impetem uderzyła w stan i miasto Nowy Jork. Planowana w połowie marca premiera "Werthera" z nową obsadą: Piotrem Beczałą i Joyce DiDonato, została odwołana, a niedługo potem Gelb zamknął scenę i zakończył sezon artystyczny. Zawiesił też pracę muzyków chóru i orkiestry, zapewniając przy tym, że opera nadal pokrywa koszt ich ubezpieczenia zdrowotnego.

Po dwóch miesiącach bezczynności okazało się, że strata wynosi 60 mln dol. Peter Gelb zaapelował do wielbicieli największej sceny operowej świata o wsparcie finansowe.

25 kwietnia 40 gwiazd związanych z Met, w tym Aleksandra Kurzak i Piotr Beczała, zaśpiewało w czterogodzinnej gali transmitowanej na Skypie na stronie internetowej teatru, który już wcześniej szukał wsparcia. Kampania, która miała na celu zebranie funduszy, zdaniem rzeczniczki opery Lee Abrahamian miała przynieść instytucji ok. 20 mln dol.

Państwo płaci psie pieniądze

Skąd jednak wzięła się 60-milionowa suma straty? Skąd aż 100-milionowa dziura w budżecie innej ważnej manhattańskiej instytucji - Museum of Modern Art (MoMA)? Mechanizm jest bardzo podobny i wynika z amerykańskiej systemu zarządzania kulturą jako biznesem, w którym wsparcie państwa właściwie nie istnieje.

W myśl amerykańskiego systemu finansowania kultury instytucje mogą liczyć na dotacje państwowe tylko w minimalnym zakresie, w kilku zaledwie procentach. Resztę trzeba zarobić. O tym, jak to z grubsza wygląda, a wygląda słabo, pisze lewicowy portal World Socialist Web Site.

"Rząd Stanów Zjednoczonych przeznacza nędzne, psie grosze na kulturę. Aktualny budżet The National Endowment of the Arts, narodowego funduszu sztuki, od którego zależą tysiące organizacji, wynosi niespełna 163 mln dol., podczas gdy budżet amerykańskiej machiny wojennej wynosi co najmniej 738 mld".

- Istnieje system grantów, ale to jest cień tego, co ma Europa. Ten system nie daje artyście komfortu, trzeba cały czas walczyć o siebie - mówi "Wyborczej" Jan A.P. Kaczmarek, oscarowy kompozytor muzyki filmowej

Brak biletów, dziura w kasie

Lwia część budżetu Met (175 mln) pochodzi z prywatnych donacji, darowizn i mecenatu majętnych Amerykanów. Ważną częścią jest też przychód z biletów - to nawet 30 proc. całego budżetu. Jeden spektakl w Met może przynosić nawet 200 tys. przychodu z biletów, a z reklam 50 do 100 tys. dol.

W normalnych warunkach Met gra niemal codziennie, w weekendy dochodzą do tego tzw. matinee, przedpołudniowe wydarzenia. Inną żyłą złota dla Met są licencje na satelitarne transmisje spektakli w ramach cyklu "Live in HD", które w setkach kin i teatrów na wielkim ekranie oglądają widzowie na całym świecie. Wszystko to zawiesiło się w czasie pandemii.

- Kryzys takich instytucji jak Met to kombinacja wielu czynników: ustała sprzedaż biletów, wycofali się sponsorzy i melomani, którzy płacili stały abonament za dostęp do spektakli. Dobijają je koszty utrzymania - bo nawet jeśli nie muszą płacić teraz artystom, to ciążą na nich rozmaite zobowiązania płatnicze. W przypadku muzeów to koszty konserwacji i ochrony zbiorów. Ale takie instytucje przetrwają dzięki donatorom, których nie mają np. średniej wielkości placówki ze stałymi zespołami. One właśnie mają najgorzej i mogą upaść - mówi nam pracownik LA Music Center w Los Angeles.

Ratingowa ocena opery

Taka instytucja jak Met poddawana jest także ocenie ryzyka kredytowego, co może być szokującą informacją dla europejskiego odbiorcy kultury. Agencje ratingowe oceniają, czy warto w nią inwestować czy nie. Niedawno Moody's, jedna z największych agencji ratingowych na świecie, obniżyła ocenę ryzyka kredytowego Metropolitan Opera o dwa punkty (Ba1) - można spekulować jej papierami na giełdzie, ale nie opłaca się w nią inwestować, a to oznacza odpływ sponsorów.

Metropolitan Opera ma otwartą linię kredytową na 67 mln, a według Bloomberga dwa lata temu zaciągnęła 35,5 mln dol. kredytu. W obecnej sytuacji ekonomicznej instytucja tym bardziej będzie skazana na branie kredytów, a jednocześnie będzie trudniej je uzyskać.

"Już teraz widać, że koronawirus to dla instytucji zajmujących się sztuką kompletna katastrofa" - napisał pod koniec marca "The Washington Post". "Zapaść nie omija nawet tych najzamożniejszych" - sekundował mu portal Bloomberg News.

Wstrzemięźliwi sponsorzy

- W sytuacji zapaści ekonomicznej donatorzy i mecenasi mogą niestety być bardziej wstrzemięźliwi w finansowaniu instytucji kultury w Stanach Zjednoczonych. Sami też przecież tracą i są w niepewności - mówi śpiewak Piotr Beczała od 2007 roku występujący z powodzeniem na deskach Metropolitan Opera.

- Darczyńcy nie są chętni do dotowania zespołów, które teraz nie grają - tłumaczy Jan A.P. Kaczmarek. - Chcą, żeby ludzie dostrzegli, że oni dają te pieniądze, dlatego w teatrach nazwiska donatorów są wymieniane w programach lub wyryte na tabliczkach przymocowanych do krzeseł na widowni lub pokazane w bardziej eksponowanych miejscach budynku. Uważają więc, że jak teatr nie gra, nie warto w niego inwestować - mówi Kaczmarek.

- Jeśli chodzi o kulturę, w Stanach powstał w pełni funkcjonujący system, którego fundamentem jest kulturalny snobizm najbogatszych, te wszystkie subskrypcje, "golden circles" w operach i filharmoniach, nagradzający najbardziej sprawnych menedżerów. Dyrektorami Brooklyn Academy of Music czy Lincoln Center są ludzie umiejący rozmawiać, zabawiać, zainteresować elity finansowe. A u nas? - broni amerykańskiego systemu menedżerka kultury Joanna Klass. Choć przyznaje, że jest on wadliwy w czasach wielkich kryzysów.

Zwolnienia w muzeach

W tych warunkach nie dziwi nikła pomoc rządu federalnego dla muzeów, instytucji artystycznych i kompanii teatralnych, które znalazły się w kryzysie. Kongresmeni przyznali im zaledwie 232 mln dol. finansowej pomocy, jedną szesnastą, jak wylicza World Socialist Web Site, w stosunku do 4 mld, o które zabiegał m.in. Amerykański Sojusz Muzeów (The American Alliance of Museums). Pieniądze i tak wędrują do najbogatszych - np. waszyngtońskie The Kennedy Center, siedziba wielu zespołów artystycznych, m.in. The National Symphony Orchestra, dostało od państwa 25 mln dol. zapomogi, a i tak odesłało pracowników na tymczasowe urlopy i obniżyło pensje o 35 proc.

Tymczasem manhattańskie Museum of Modern Art (MoMA) w kwietniu przyznało, że ma 100 mln dol. straty. To tylko jeden z przykładów. Prowadzenie i utrzymanie muzeów jest w Stanach kosztowne: zatrudniają na etatach, a niezwykle cenne zbiory wymagają najwyższej klasy konserwacji i ochrony.

Wszystkie amerykańskie muzea tracą łącznie po 33 mln dol. dziennie z powodu kwarantanny i zamknięcia wystaw według wyliczeń Amerykańskiego Sojuszu Muzeów.

Szykują się więc zwolnienia (amerykańskie muzea zapewniają 726 tys. miejsc pracy). Boston Symphony Orchestra, która odwołała 130 koncertów, już przystąpiła do wysyłania swoich muzyków na tymczasowe urlopy i obcinania uposażeń. Dotyczy to nawet dyrektora muzycznego BSO, genialnego dyrygenta Andrisa Nelsonsa.

Biedaartyści

W naprawdę tragicznej sytuacji są mniejsze instytucje, kompanie teatralne czy muzyczne. Można wierzyć, że te największe sobie poradzą, ale te małe po prostu upadną. Niektóre, jak np. Black Spectrum Theater Company w nowojorskim Queensie, już w marcu przestały płacić pracownikom. Z danych organizacji pozarządowych badających sytuację ekonomiczną artystów w czasie pandemii wynika, że przychody tych, którzy jeszcze coś zarabiają, spadły nawet o jedną trzecią. Jedna z takich organizacji - Center of an Urban Future - opublikowała listę kompanii artystycznych z opisem strat, które poniosły z powodu pandemii.

Obniżenie warunków życia dotyczy oczywiście wszystkich branży. W kwietniu w Stanach Zjednoczonych zarejestrowało się 10 mln nowych bezrobotnych - to osoby, które straciły pracę z powodu pandemii.

- Artyści w Stanach utrzymywali się z gig economy, która zawaliła się w pierwszym tygodniu lockdownu. Ale ludzie, którzy pracowali na etatach lub utrzymywali się z zamówień i rozliczali z podatków, w dość łatwy sposób dostali zasiłek dla bezrobotnych. I to wysoki, po 600 dol. tygodniowo - zauważa Joanna Klass.

Nie ulega wątpliwości, że prezydent Donald Trump zrobił to tylko ze strachu o wynik tegorocznych wyborów prezydenckich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji