Artykuły

W krainie swobodnej gry wyobraźni

"Baśń o pięknej Parysadzie i o ptaku Bulbulezarze" wg Bolesława Leśmiana w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Marek Chowaniec, członek Komisji Artystycznej VI edycji Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa".

Zimowy, dżdżysty poranek. Pobudka czwarta rano, by zdążyć na pociąg. W drodze do Olsztyna powracające myślowe natręctwo - czy pomny doświadczenia IV Edycji Klasyki Żywej i porannych przedstawień dla dzieci i młodzieży, wystarczy mi tolerancji i dobrej woli, aby przymykając oczy i uszy na wszystkie mankamenty inscenizacyjne, oddać obiektywną ocenę przedstawienia. Wyposażony w lęki i obawy, przekroczyłem próg Teatru im. Jaracza w Olsztynie. Widownia szczelnie wypełniona, w przedziale wiekowym 7-77 lat.

Spektakl na deski teatru przeniósł, wyreżyserował i scenografię stworzył Jarosław Kilian. Kostiumy zaprojektowała Ola Gąsior, a muzykę skomponował Grzegorz Turnau. Wyborny skład realizatorów w jakiejś mierze gwarantował nietuzinkową teatralną przygodę.

Tekst "Baśni o pięknej Parysadzie i o ptaku Bulbulezarze" mam świeżo w pamięci. W czerwcu, w ramach aneksu do pracy dyplomowej na Wydziale Malarstwa w warszawskiej ASP projekt scenografii i kostiumów zrealizowała Anna Macugowska. Byłem promotorem tej pracy. Doświadczenie tamtego spotkania zaowocowało pewnymi wnioskami i przemyśleniami. Jednego byłem pewien - nie można tej baśni opowiadać językiem werystycznych ilustracji. Trzeba uwierzyć w wyobraźnię widza. Łącząc poetycki język Leśmiana z wizualną formą przedstawienia, trzeba zachować umiar. Fabuła samej baśni nie jest skomplikowana. W pałacu z rozległym ogrodem mieszka dwóch braci: Bachman i Perwic wraz z siostrą Parysadą. Obaj bracia bardzo ją kochają i spełniają każde jej życzenie. Któregoś dnia w ogródku Parysada spotyka Karzełka, który opowiada jej o trzech dziwach - dębie samograju, strudze-złotosmudze i ptaku Bulbulezarze. Bracia wyruszają w poszukiwaniu owych dziwów. W drodze, jak to w baśni, spotykają ich rozmaite przygody. Nie zachowując ostrożności, zostają zaklęci w skalne posągi. Na pomoc udaje się Parysada. Dzielnie pokonuje wszystkie przeszkody, odnajduje ptaka Bulbulezara, odczarowuje braci, a kroplami łez (choć nigdy wcześniej nie płakała) ożywia zaklętego w kamień księcia. Ot, historia trochę o próżności i zachciankach grymaśnej księżniczki, ale i o lojalności, wytrwałości i miłości.

Ujmująca jest forma plastyczna spektaklu; oszczędna, wyszukana, pozostawiająca widzowi pole do swobodnej gry wyobraźni. Wielość miejsc akcji i wątków wymusza od realizatorów użycie inscenizacyjnego klucza. Scenografia jest w tym spektaklu bardzo ważnym i silnym partnerem w przekazie dzieła. Ciekaw byłem, jak Jarosław Kilian rozwiąże scenę zaklinania braci w skalne posągi, jako że do budowania teatralnych przestrzeni używa abstrakcyjnych elementów (lin, siatek), tworząc piękne metafory. W kluczowej scenie zaklęcia, na bohaterów opadają z góry niczym podbieraki meduzopodobne, stożkowate sieci, które podczas osaczania bohaterów stygną, budując ażurowy, skalisty pejzaż. Bardzo to ujmujące i piękne w swojej plastycznej urodzie; idealnie przenika się forma z treścią, tworząc wyszukany znak teatralny.

Kostiumy Aleksandry Gąsior stylizowane na Orient, bogate w ornament i żywą kolorystykę, doskonale współgrają z oszczędną, czystą przestrzenią. Swoją graficzną formą podkreślają precyzyjnie zakomponowane obrazy.

Warto zwrócić uwagę na bardzo dobre tempo przedstawienia. Reżyserowi udało się zapanować nad całością, łącząc fragmenty przygodowe z chwilami głębokiej refleksji. Zaletą przedstawienia jest również bardzo sprawne aktorstwo, zarówno pierwszoplanowych postaci jak Parysada Alicji Parczewskiej, Bachman Marcina Kiszluka, Perwic Marcina Tyrlika, jak i tych drugoplanowych - Derwisz Grzegorza Jurkiewicza, Bulbulezar Jarosława Borodziuka, Królewicz Wojciecha Rydzia i Odgłos Dariusza Poleszaka. Tutaj wyróżniłbym Katarzynę Kropidłowską w roli Karzełka i Wrzasku, która swoim temperamentem, sprawnością fizyczną i spontanicznością (wszystko poparte wyśmienitym aktorskim warsztatem) nieomal rozsadza portal olsztyńskiej sceny.

Przedstawieniu towarzyszy (choć bliżej prawdy byłoby, że je współtworzy) bardzo dobra muzyka Grzegorza Turnaua, z dużym wdziękiem wykonana przez zespół "Zaklinacze dźwięków", w składzie: Adam Cudak - gitara, flet, instrumenty perkusyjne, Mateusz Cwaliński - akordeon, Michał Gumkowski - wiolonczela, Piotr Banaszek - piano, Wojciech Rydzio - instrumenty perkusyjne.

Przedstawienie momentami wzruszające, czasami śmieszne, na pewno zmuszające do refleksji. O jego pozytywnym odbiorze świadczyły spontaniczne reakcje młodej widowni, a na zakończenie - szczere i długie oklaski na stojąco, do których i ja się przyłączyłem. A potem już niespiesznym krokiem ruszyłem w kierunku olsztyńskiego dworca z wiarą w prosty i piękny teatr. I jakoś pogodniej zrobiło się i na zewnątrz, i w moim sercu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji