Artykuły

Entropia świata

To jest obraz kosmogonicznej entropii, niekończącego się rozpadu świata. Na innym poziomie wybrzmiewa tu rozpad kultury, bo wszystko staje się względne, mierzalne, nie ma ostatecznej tajemnicy, wszystko się odkrywa i wszystko można - z Rafałem Matuszem na temat jego dramatu "Mateusz Jehowita" rozmawia Jolanta Hinc-Mackiewicz w portalu Teatrologia.info.

JHM: Skąd tytuł "Mateusz Jehowita"?

RM: Kontekst utworu jest dosyć rozległy, a początkowa scena powstała na 3. roku reżyserii u Krystiana Lupy. Krążąc wokół niej, napisałem scenariusz filmowy o Świadku Jehowy, który miał na imię Mateusz i został wykluczony ze społeczności, jak się tam mówi powszechnie: ze zboru. Świadkowie Jehowy są postrzegani jako "grzeczni i nikomu nie szkodzący". Jednak traktują Biblię literalnie i odnosząc się do słów św. Pawła "z tymi, którzy byli z nami, ale nie są z nas, nawet nie zasiadajcie do jednego stołu" - uznają swoich byłych wyznawców za czarne owce. To jest też moje doświadczenie. To nadal obecna trauma dojrzewania nastolatka, dotycząca wykluczenia z pewnych norm i grup społecznych. Wyzwania natury intelektualnej wiązały się też z bezwzględnym posłuszeństwem i wiernością zasadom wymyślonym przez Badaczy Pisma Świętego - odłamu powstałego na początku XX wieku, buntowników ze Stanów Zjednoczonych, którzy wzięli się za literalne czytanie Biblii. Stąd się bierze historia bohatera - wykluczonego z własnej rodziny, pozbawionego istotnego zaplecza środowiska i jego "wyplucia w świat". Stąd się bierze tytuł i pierwsza scena: z traumatyzującego doświadczenia jako podstawy wejścia w dorosłe życie bohatera. Matka, ojciec i dorastający syn siedzący przy stole mają wymiar symboliczny. Dla mnie to wariacja na temat świętej rodziny. Potem syn staje się synem marnotrawnym, podróżnikiem, a ojciec zamienia się w Boga Ojca.

JHM: Czytając ten tekst, miałam wrażenie, że to jest Pana alter ego. Natomiast pojawia się pytanie, czy początkowe pogrupowanie postaci to są różne odsłony tej samej postaci: Bohater, Syn, Wędrowiec, Terrorysta? A potem: matka, Matka Boska, Kobieta w drodze?

RM: Tak, to są kolejne figury, które ukazują przemianę głównego bohatera, ale też wszystkich innych postaci, które on spotyka w trakcie swojej transgresji i ją również przechodzą. To oczywiście też podróż metafizyczna, duchowa, religijna. W praktyce to jest pomyślane na sześciu aktorów. Postaci są multiplikowane, ale powinny mieć twarze konkretnych aktorów.

JHM: Czy Oriana Fallaci i Obłąkana to ta sama postać?

RM: Tak, w pierwszej scenie Oriana powinna być obłąkaną, ubolewającą nad swoim doświadczeniem granicznym, tzn. sytuacją przejścia na drugą stronę, bo mówimy o nieuleczalnie chorej i tu posiłkujemy się biografią Oriany Fallaci. Wiemy, że umarła na raka. Umieranie czy choroba jest rodzajem podróży. Ta figura wymaga progresu, żeby w ostatecznej podróży dała pewien ogląd desperacji, a z drugiej strony pogodzenia się z perspektywą końca. Nieskończenie bliskie zbliżenie do tego ostatecznego punktu, ale bez jego osiągnięcia, które oznaczałoby śmierć.

JHM: Bardzo piękna i sensualna jest scena, kiedy Oriana mówi o tym osiąganiu dna.

RM: To jest takie spadanie, gdzie nie ma dna. To jest obraz kosmogonicznej entropii, niekończącego się rozpadu świata. Na innym poziomie wybrzmiewa tu rozpad kultury, bo wszystko staje się względne, mierzalne, nie ma ostatecznej tajemnicy, wszystko się odkrywa i wszystko można. Kulturowa entropia świata, skojarzeń, sensów i kondycji jako takiej.

JHM: Czy zastosowanie motywów biblijnych a rebours służy oskarżeniu świata? Jeżeli byłoby to oskarżenie współczesnego człowieka, dotyczyłoby idolatrii, potem potrzeby władzy, infantylizmu, tchórzostwa. Wymienia Pan archetypiczne lęki człowieka: przed potopem, przed karą Bożą, przed Armagedonem, ale też przed złym; przed wizerunkiem surowego ojca, który jest równocześnie i Bogiem, i kapłanem. Te archetypiczne lęki zestawia Pan z lękami paranoicznymi: przed zmową, tajemnym spiskiem, itd. Czy ten zabieg trawestacji Biblii służy transpozycji znaczeń, a może tylko przywołaniu, nazwaniu lęków i niebezpieczeństw, by ewokować w odbiorcy namysł nad kondycją ludzką? Nie wiedząc o Pana doświadczeniach, dostrzegłam bardzo chrześcijańskie ujęcie sceny kuszenia Jezusa na skale pod Jerychem (u Pana na wzgórzu) oraz pokazanie symetrii doświadczenia każdego człowieka, związanej z niezgodą na swój los, z chęcią zmiany swojej historii. To przemyślane i głębokie chrześcijańskie ujęcie, ale za chwilę Pan się posługuje trawestacją motywu Arki Noego w kontekście zmowy tajemnych korporacji. Czy to jest oskarżenie Boga o niesprawiedliwość, o dokonywanie selekcji, wyboru tych, którzy zostaną uratowani? W Pana tekście decyzję podejmują tajne stowarzyszenia, gdy obrończynią wykluczonych z ocalenia jest oszalała Oriana Fallaci, która jednocześnie cynicznie bierze pieniądze za swoją konsultację.

RM: To jest próba zmierzenia się z językiem. My we współczesnym świecie zgubiliśmy język rozmowy... Przyglądam się takiej figurze kogoś, kto stracił wiarę, rozczarował się religią, ale to puste miejsce "po" pozostaje. Ta struktura pozostaje. Ten tekst jest chyba strasznie chrześcijański(śmiech). Ciągle pozostajemy w deficytach, ale deficytach chrześcijańskich: utrata wiary, rozczarowanie religią. Cały czas poruszamy się w paradygmatach chrześcijaństwa. Klucz Bonhoefferowski: motyw wiary bez religii - wydaje mi się dosyć istotny, jeśli mielibyśmy odnaleźć jakąś drogę. Pojawia się też motyw dojścia do ściany, do końca, kiedy wiemy, że możemy się tylko o nią uderzyć i skończyć ze sobą! Podważenie wszystkiego już nastąpiło. Jestem jednym z wielu uczniów ks. Tischnera, który prowadził seminaria z dramaturgii i filozofii dialogu w PWST w Krakowie.

JHM: Był Pan też pewnie bardziej wrażliwy na jego argumenty ?

RM: Tak. Jeżeli mamy pilnie przyglądać się jednemu z korzeni naszej kultury, to dobrze mieć to przewertowane. Stąd w moim tekście jest mnóstwo żonglowania, szukania nowych figur albo nowych znaczeń w starych strukturach.

JHM: Z mojej chrześcijańskiej perspektywy dostrzegam w tym dramacie chęć odnalezienia w kondycji człowieka oprócz rozczarowania też czegoś więcej - widzę ogromną potrzebę wiary. Niemniej, według mnie, jest tam bardzo dużo elementów obrazoburczych, np. tylko w języku jak zamiana w Hymnie do Miłości św. Pawła "miłości" na "pieniądze". Bardzo ostre oskarżenie naszego świata o idolatrię - o zakochanie w pieniądzu. Zgoda. Ale już np. figura matki bohatera zestawiona z matką Zbawiciela! Scena formalnie świetnie zbudowana, odczytałam ją jako rozmowę matki z nastolatkiem, który cały czas stawia opór. Jednak ta rozmowa cały czas się ociera o bluźnierstwo, bo matka jest złośliwa, a syn przeklina i to jestem w stanie zrozumieć, kiedy mówi o niej "mać", ale za chwilę matka nazywa siebie matką ziemią. To jest mieszanie pojęć z różnych porządków. Czemu to służy? Pokazaniu bałaganu w głowie współczesnego człowieka czy tylko zabieg obrazoburczy, szarganie wszelkich świętości?

RM: Chciałem się przyjrzeć współczesnemu bluźnierstwu jako figurze retorycznej i sprawdzić, czy ona jest pojemna dramaturgicznie? Czy w jakimś sensie otwiera nowe światy i rzuca nowe znaczenia? Z drugiej strony, jeżeli religia dzieli rodziny na poziomie czysto obyczajowym, to matka nie ma już tej funkcji, którą mamy w pamięci: "Matka jest jedna, matka zawsze kocha swoje dzieci" itd., bo w antyku też widzieliśmy wiele "zwyrolic". I to prowadzi od figury antycznej do Matki Boskiej chrześcijańskiej. Gdzieś figura świętej rodziny wpisuje się w strukturę patologicznej rodziny antycznej. To pokazuje, że elementarna relacja rodzinna nie funkcjonuje. Matka mnie wyklęła, ojciec mnie wyklął. Jeśli oni nie funkcjonują dla mnie, muszę sobie znaleźć jakiś ekwiwalent matki i ojca, czy to będzie matka ziemia, czy mistyczne poszukiwanie ojca, które wynika na innym poziomie z defektu elementarnej funkcji rodziny. Przeniesienie w strukturę bluźnierstwa daje możliwość pokazania walki z mitami. Trzymamy się mitów, które już nie funkcjonują, pielęgnujemy ich znaczenia i sensy, które nam się już rozpadły. Nie dopuszczamy tego, że pewne rzeczy zostały w naszej głowie, a przestały pracować w obiegu kulturowym. A w Polsce ma to szczególnie groteskowe oblicze: "Matka Boska Królowa Polski" i "Jezus koronowany na króla Polski" to są symbole, których nie można ruszać, a które nie niosą już ważnej kulturotwórczej wartości.

JHM: Ale tu schodzimy na dyskusję na temat fundamentów. Nie wchodźmy w to, jeśli Pan pozwoli.

RM: Chodzi mi o użycie figury bluźnierstwa, figury chrześcijańskiej, inkorporowania tego w strukturę tej rodziny antycznej. To mi pozwala na znalezienie pęknięć "pomiędzy", dzięki którym, mam wrażenie, mogą się pojawiać nowe sensy. I to, że bluźnienie działa, że wzbudza opór fakt, że "matka boska" staje się znakiem towarowym - to już funkcjonuje, więc cieszę się, jeśli ten tekst również wywołuje opór.

JHM: Ważny jest tu również motyw podróży inicjacyjnej. Czy "rozpocząć podróż bez końca" oznacza podróż do źródeł poznania siebie? W tym samym fragmencie pada ważne pytanie: "Kto jest bogiem?" ("bóg" konsekwentnie pisany małą literą). Czy to jest znowu pytanie o idolatrię? Pytanie nie tylko o pieniądze, ale o to, że ja jestem bogiem dla siebie, że inny człowiek staje się dla nas bogiem? Do czego to prowadzi? Jak się kończy ta podróż inicjacyjna?

RM: Nie jestem optymistą. Wydaje mi się, że w tym poszukiwaniu wypełnienia pustego miejsca po bogu, ono się wypełnia człowiekiem. Żyjemy w świecie, w którym człowiek stanął na pierwszym miejscu. Nie chodzi o drugiego człowieka, któremu się oddajemy, który staje się dla nas źródłem jakiejś nowoczesnej "eucharystii", tylko o człowieka, który uzurpował sobie prawo do bycia bogiem.

JHM: Albo my mu dajemy to prawo, bo on się staje naszym bogiem, bo zasłania nam Boga?

RM: To się dzieje. Mamy nad sobą obraz drugiego człowieka, któremu musimy w jakiś sposób się pokłonić - patrząc na funkcję autorytetów, nie wynikających z mądrości, tylko z popularności. Żyjemy w czasach komercjalizacji i poszerzania swojego znaczenia przez to, że "ma się ileś lajków" i że się jest bożyszczem tłumów. Ci, którzy piszą scenariusze tego, co powinniśmy lubić lub nie, tworzą obraz człowieka stojącego na piedestale. I z tym nie ma możliwości walczyć. Nie widzę też drogi alternatywnej, ale dostrzegam totalne niebezpieczeństwo, bo postawienie człowieka na piedestale kończyło się wielokrotnie straszliwymi totalitaryzmami i nieszczęściem ludzkości.

JHM: Odczytałam ten motyw jako krytykę naszego uzależnienia od mediów w kontekście wizji "nowego cywilizowanego systemu opresji", na którą ma podać pomysł Oriana Fallaci. To Pański eufemizm na demokrację, która łatwiej pozwala utrzymać społeczeństwo w ryzach dla zachowania status quo. I wówczas temu służy kreowanie rzeczywistości przez media?

RM: Demokracja jest narzędziem do kreowania totalitaryzmów wyższego rzędu. Wiem, że to ryzykowne stwierdzenie. Mamy poczucie, że wybieramy mocnych władców tego świata, a oni "są zarządzani przez klany i korporacje". Te systemy wartości są przegrupowane.

JHM: W Pana tekście to wizja świata zorganizowanego przez tajemne związki. I wtedy demokracja nie jest tym, czym się wydaje, a jest tym miękkim system opresji, bo społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, że tak świat wygląda. Czy taki obraz świata chciał Pan pokazać?

RM: Tak, żyjemy w pewnego rodzaju letargu i jesteśmy utrzymywani w iluzji. Dostajemy tyle, żeby się nie obudzić. To nie jest nowa teza. "Matrix" to jest to, do czego zmierzamy, do świata, w którym bogaci będą sobie hodować biednych na organy. Idziemy w stronę nadczłowieka, który może sobie wymienić wszystko i jest doskonały, bo sam dla siebie jest punktem odniesienia, czyli bogiem, mając narzędzia, które mogą mu dać w uprawniony czy nieuprawniony sposób takie poczucie. To jest myślenie antyutopijne.

JHM: Czy temu też służy personifikacja Armagedonu - w dramacie to nie miejsce tylko osoba, synonim szatana? Czy człowiek dziś jest Armagedonem? Jest figurą końca świata?

RM: Stare formuły o niewyobrażalności katastrof się wyczerpały, bo żyjemy w świecie globalnym i choć nie mamy kontroli, to mamy świadomość tego, co się dzieje bardzo daleko, dlatego Armagedon jest figurą pozornie oswojoną.

JHM: Jeśli chodzi o walory językowe Pana tekstu, zauważyłam nagromadzenie słownictwa silnie nacechowanego. Gdyby to analizować metodą słów kluczy, to jest mnóstwo ekwiwalentów przestrzennych: "krawędź, przepaść, nieprzepastna perspektywa po horyzont" tuż obok nazw negatywnych stanów psychicznych: "katastrofa, drwina, pogarda, desperacja". I temu towarzyszy słownictwo zawierające wprost ocenę procesów kulturowych: "deprecjacja, dekonstrukcja, chrześcijański ateizm". Czy to jest zabawa pojęciami czy wartościami? Interpretuję to tak, proszę powiedzieć, czy się nie mylę, że Pana tekst jest o umieraniu naszej cywilizacji, naszego świata i umieraniu człowieka, który szukając Boga, zagubił Go. Samo to poszukiwanie w sobie i podróż inicjacyjna jest naturalnym procesem związanym z dojrzewaniem, ale tutaj przez żonglowanie erudycją i Pana znajomością Biblii, sam ten tekst jest włączeniem się w ten proces, o którym Pan pisze.

RM: Tak jest, ta entropia jest zewnętrzna, ale i wewnętrzna. Rozkład wewnętrzny postępuje i ja nie widzę kresu...

JHM: Stąd ta podróż bez końca?

RM: Ta entropia nie jest mierzalna. Nie wiadomo, jak długo będzie trwać i na co się rozłożymy. Co zostanie stworzone w jego wyniku tych procesów. Czy stworzony zostanie nowy człowiek i kim będzie w nowym porządku świat? Ten proces cywilizacyjny i techniczny jest odbiciem struktury wszechświata, który się rozjeżdża do pewnego momentu. Paralela ze światem zewnętrznym, który pędzi w każdą stronę równocześnie i człowieka, który utracił kontrolę nad sobą i pędzi w każdą stronę jednocześnie. Mam nadzieję, że to jest "chrzczenie" mocnych mistycznych, eschatologicznych i religijnych tematów stylem niskim je równoważy, ale i odświeża sensy tych najważniejszych spraw.

JHM: Miejmy nadzieję, że to je odświeża, a nie niszczy ich znaczeń! Bardzo dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji