Artykuły

Dojrzałem do tego, że mniej znaczy więcej. Z all inclusive koniec

- Postęp techniczny, który ułatwia życie i napędza nasz świat, dał nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Okazało się, że wystarczy kod genetyczny zamknięty w białkowych strukturach, by ten nasz świat wywrócić - mówi Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Małgorzata Skowrońska: Zaryzykuję cytat na początek rozmowy. "Był mężem doskonałym: nigdy nie podniósł niczego z podłogi, nie gasił światła, nie zamykał drzwi". Krzysztof Głuchowski: To z "Miłości w czasach zarazy" Márqueza. Márquez do czasów zarazy pasuje. Tylko u niego była cholera, a nie COVID-19. Wystawiłby pan teraz "Miłość w czasach zarazy"? - To proza, która dla teatru jest bardzo trudna. Márquez wciąż czeka na swojego teatralnego reżysera.

A może historia miłości Ferminy Dazy, Florentina Arizy i Juvenala Urbino po prostu nie pasuje do złoceń i bordowego pluszu z Teatru Słowackiego, którym pan rządzi. Tym spoza Krakowa trzeba powiedzieć, że to ten okazały budynek w stylu eklektycznym z przewagą neobaroku, mijany w drodze z dworca kolejowego na Rynek.

- Ten teatr może onieśmielać. Trzeba się przedrzeć przez warstwę lukru, która nawarstwiała się tu od wielu lat, by zobaczyć to, co w tym miejscu jest prawdziwe. Tu się przecież działy ważne rzeczy. Tyle że, mówiąc Wyspiańskim z "Wesela", myśmy wszystko zapomnieli. Oczywiście ten teatr zawsze był miejskim salonem, w takim celu powstał, ale przecież w tym salonie było życie i śmierć, a nie tylko pozłotko. Tu się działy kulturalnie i społecznie doniosłe rzeczy. Rodziła się tutaj Młoda Polska. Teraz mamy czasy zarazy, a mało kto wie, że ten teatr w czasie pierwszej wojny światowej był szpitalem.

Aż się boję pociągnąć ten wątek.

- Jestem z tych, którzy wolą trudną, ale prawdę. Zawsze uważałem, że terapia szokowa jest lepsza, skuteczniejsza i szybsza. Irytuje mnie, że sami siebie mamimy, zadowalamy się zdawkowymi informacjami, bo boimy się złych wiadomości. Słyszę, że następnym razem ludzkość na pewno będzie przygotowana. Nie będzie. W ostatniej pandemii hiszpanki w 1918 roku i podczas jej nawrotów zachorowało około 500 mln ludzi, zmarło - według niektórych źródeł - nawet 100 mln. Czy czegoś się od tamtego czasu nauczyliśmy? Postęp techniczny, który ułatwia życie i napędza nasz świat, dał nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Okazało się, że wystarczy kod genetyczny zamknięty w białkowych strukturach, by ten nasz świat wywrócić. Zapomnieliśmy, że nie jesteśmy panami miejsca, które zasiedlamy, i że istnieje coś, co nas może zniszczyć. Robiła pani zapasy?

Umiarkowane. Nawet nie umiałabym policzyć, ile żywności potrzeba na dwa tygodnie izolacji.

- Byłem harcerzem i wiem, że nie da się przygotować na długą kwarantannę. Maksymalnie na kilka dni. To wszystko. Potem trzeba nauczyć się zdobywać jedzenie. I nie pomogą nam w tym te tony papieru toaletowego wykupywanego na początku pandemii. Okazuje się, że to jakiś ogólnoświatowy amok, który był w Polsce, Anglii, ale też w Australii.

Po co ludziom kilkuletni zapas? Dlaczego akurat ten produkt naszej codzienności ma nam zagwarantować, że jako ludzkość przetrwamy? Nie mam pojęcia.

Kwarantanna ma plusy. Wreszcie zobaczyłam, że obrosłam niepotrzebnymi rzeczami.

- Przez pierwszą połowę życia gromadzimy rzeczy, a przez drugą staramy się ich pozbyć. Dojrzałem do tego, że mniej znaczy więcej. Choć trzeba konsumpcjonizmowi oddać sprawiedliwość, że napędza świat. Dobrze to ilustruje historia żarówki: jej konstruktor Nikola Tesla stworzył coś, co wciąż świeci w amerykańskiej remizie, a jego rywal Edison zbudował coś, co trzeba wymieniać, bo się psuje. I dlatego, że się psuje, można zarabiać. W ten sposób koło gospodarki się toczy. Nasz świat oparliśmy na optymizmie, że będzie dobrze: teraz wezmę kredyt, który spłacę z przyszłych, spodziewanych zysków. Potem dzieje się coś, co powoduje, że tracimy założone i ulokowane w przyszłości zyski. Nasze pokolenie postawiło na chęć posiadania, która napędza, ale powinniśmy wreszcie uświadomić sobie to, że karmimy kolosa na glinianych nogach. Zrewanżuję się cytatem: "Cywilizacja to niekończący się ciąg potrzeb, których nie potrzebujemy". To Mark Twain.

Czyli koniec z przyjemnościami, tanimi lotami, egzotycznymi wakacjami, kolejnymi butami, które zalegają w szafie, 50. koszulą, bo była na przecenie?

- Z all inclusive już koniec. Tego nie obronimy. Zresztą co to za wakacje, które ograniczają się do kurortu z basenem i równo ułożonych leżaków. Nie ma wtedy różnicy, czy jesteśmy w Egipcie, Tunezji czy w Maroku. Nie smakujemy podróży. Nie lubię mądrzenia się w stylu "dawniej to było lepiej", ale kiedyś trzeba było zbierać nieraz przez całe życie, żeby wyjechać do kraju, o którym marzyło się od dzieciństwa. Nam to zajmuje kilka miesięcy albo tydzień, jeśli korzystamy z opcji kredytowej. Za to zostawiamy za sobą długi ślad węglowy. Musimy nauczyć się inaczej żyć, inaczej zarabiać. To, co do tej pory robiliśmy, nie służy ani nam samym, ani planecie. Jeśli coś mnie martwi, to fakt, że weryfikacja przyszła tak nagle, bezlitośnie obnażając słabości naszego świata.

Straszy pan? To koniec tego świata, który znamy?

- Myślę, że początek końca. Zresztą "Koniec świata" to nasze teatralne hasło na ten sezon. Kiedy je ogłaszaliśmy, docierały do mnie śmieszki, że dyrektor weganin wymyślił sobie coś, żeby chwyciło. A my to zupełnie serio zaplanowaliśmy. Na ostatnią zabawę sylwestrową w stylu Boney M. zapraszaliśmy słowami: "Bawmy się tak, jakby jutra miało nie być". I nagle minęło zaledwie kilka miesięcy, a my jako ludzkość jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Być może takiej dyskoteki już nie zorganizujemy. Wszystkie nasze spektakle miały być związane mniej lub bardziej z końcem świata. Nikt z nas jednak nie przypuszczał, że aż tak antycypujemy przyszłość. Dostaliśmy rachunek i nikt nam nie dał do niego cukierków.

Obejrzałam krążący w internecie film z targu Huanan w Wuhanie. To tam, jak twierdzą epidemiolodzy, wirus pokonał barierę pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem. Kamera filmowała stoły, a na nich chyba wszystkie zwierzęta świata do kupienia i zjedzenia. Wyglądało to jak krwawa arka Noego.

- Jeśli będziemy mówili o tym, co nas spotkało, w kategorii kary, to zaraz zjawią się ci, którzy będą szukali winnych. I znowu okaże się, że wszystkiemu winni są homo i wege Jako mięsożercy nosimy w sobie jednak grzech Kaina. Jestem weganinem od ośmiu lat. Dla mnie to taka oczywista oczywistość, że nie je się innego stworzenia. Przestałem już nawracać. Okres neoficki mam za sobą.

Gdyby nie koronawirus, Katarzyna Szyngiera i Mirek Wlekły robiliby w pana teatrze spektakl "Jedzonko" o ciemnych stronach ekologicznej żywności.

- Zamykanie się w dogmatach zawsze szkodzi. Po to mamy mózgi, żeby pytać, weryfikować, sprawdzać. Jestem wege, ale to nie znaczy, że ten interes nie ma ciemnej strony. Tyle że teraz wszystko stoi. "Jedzonka" na razie nie będzie, choć wciąż jest w planach - to ta nadzieja i optymizm.

Wirus sparaliżował pracę całego teatru. Aktorzy są jak lwy zamknięte w klatkach - tak się czują, bo oni mają największą potrzebę obcowania z ludźmi, publicznością. W budynku są tylko ci, którzy muszą. Reszta w domach. Mam ponad 170 osób na etacie i mniej więcej połowę tej liczby współpracowników. Nie możemy się spotykać, ale dzwonimy do siebie. Paradoksalnie, chyba nawet więcej ze sobą rozmawiamy niż w czasach przedpandemicznych. Każdy z nas próbuje zagospodarować ten czas. Jesteśmy w grupie wolontaryjnej, która pomaga szpitalom. Czuję dumę, gdy opowiadam o naszych teatralnych paniach krawcowych, które szyją maseczki dla lekarzy i pielęgniarek. Reszta zespołu myśli o tym, co możemy pokazać w internecie, jak pomóc nauczycielom - chcemy na przykład stworzyć dla nich pomoce, z których będą mogli skorzystać, przygotowując uczniów do matury.

Pierwszą wirtualną premierę mamy już za sobą. Prób do "Ludwiczka" (rzecz o Beethovenie) nie skończyliśmy, ale w internecie pokazaliśmy impresje, fragmenty. Coś trzeba robić.

Inaczej zwariujemy?

- Tak ogromny teatr to rozpędzona maszyna. I przy tej liczbie produkcji, pomysłów nagle, w zasadzie z dnia na dzień, musieliśmy wyhamować. Trzeba teraz tę energię w coś włożyć. Tak, robimy teraz coś zamiast teatru, bo prawdziwy teatr wydarza się tylko raz. I nie da się go powtórzyć. To są emocje, reakcja z publicznością, która przecież za każdym razem jest inna.

Na szybki powrót publiczności przy tej zarazie nie ma co liczyć.

- I dlatego przygotowujemy teatralny serial.

Jak nakręcić teatralny serial w czasach, gdy nikt nie spotyka się z nikim?

- Żeby nie było: jestem za absolutnym przestrzeganiem kwarantanny. Sam się nią objąłem, gdy pod koniec lutego wróciłem z Sycylii. Serial musi powstać w warunkach, które zapewnią bezpieczeństwo. Nagrywamy więc tak, by nikt nie spotykał się z nikim. Fabułę można szybko streścić, bo jest prosta: dyrektor teatru zwołuje zebranie i gdy trwają obrady, władza zarządza kwarantannę. Nikt nie może opuścić miejsca, w którym się znalazł.

W teatrze muszą zostać aktorzy i pracownicy, każdy ukrywa się w innym miejscu. Budzą się demony, duchy - normalne teatralne życie, gdy gasną światła. I już nie wiadomo, co gorsze, czy duchy w teatrze, czy zaraza na zewnątrz.

Znowu pan straszy. Tytuł?

- "Zamknięci w Teatrze". Scenariusz napisał i reżyseruje Jakub Roszkowski.

Chcecie odreagować?

- Chcemy podtrzymywać wiarę, że ludzie wrócą do teatru, a my - na scenę.

Serial "Zamknięci w Teatrze" można oglądać od 4 kwietnia w każdą środę i sobotę o godzi. 20 aż do odwołania. Szczegóły na profilu FB teatru i na teatrwkrakowie.pl

***

Krzysztof Głuchowski (rocznik 1966) - aktor, producent, a od 2016 r. dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Debiutował w 1991 r. w Starym Teatrze w Krakowie w "Malte albo Tryptyk marnotrawnego syna" według Rainera Marii Rilkego w reżyserii Krystiana Lupy. Kurator i organizator wystaw, producent teatralny, filmowy i telewizyjny. Współorganizował m.in. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty, Off Camerę i Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia. Od 2019 r. jest prezesem Stowarzyszenia im. Stanisława Wyspiańskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji