Artykuły

Smutna bajka

Są różne punkty widzenia na tę komedię Szekspira, wylicza je uczona szekspirologia. Jeszcze jeden przyszedł mi na myśl podczas świetnego spektaklu Te­atru Starego: mogłoby nim być spojrzenie na perypetie "Wszyst­ko dobre, co się dobrze kończy" poprzez osobę króla - konwen­cjonalnego siewcy dobra i po­rządku moralnego. Z tego miej­sca komedia przedstawiłaby się jako odwrócona "Love Story".

Nie możemy wierzyć zapew­nieniom tytułu, bo przecież nie wszystko, co się dobrze kończy, jest dobre. Helena, która po bez­przykładnych trudach dopina swego, ma w końcowej scenie smutną, bladą twarz. Król łączy ją z Bertramem, są to więc jak­by "nagrodzone zachody miłości" upartej dziewczyny, ale czy to, co działo się wcześniej, co było ceną owego szczęśliwego finału, ma się już przez to nie liczyć? Ma nie podlegać próbie warto­ściowania?

Jest normą traktowanie o ge­niuszu Szekspira. Tu przedstawia się pisarz jako badacz przenikli­wy prawd tyleż świętych, co nieprawdziwych, ukazujący od­wrotną stronę medalu - fałszy­wą świadomość. Ale że natura ludzka, skłonna do mistyfikacji, chętnie posługuje się niby-praw­dami, zapewniającymi jej mo­ralne alibi, przeto zasługuje ona przynajmniej na szyderczy gry­mas, jaki adresuje do niej Szek­spir w komedii "Wszystko do­bre, co się dobrze kończy".

Smutek, pochylenie głowy i płacz Heleny w końcowej sce­nie - to jedyna chwila, kiedy zgodnie z regułą komedii oddy­chamy z ulgą. Ktoś oto zacho­wał, a może odzyskał, moralną wrażliwość. Bezmyślna radość postaci sztuki oznaczałaby, że świat ludzi dawno się skończył.

Aby jednak płacz i pochylona głowa Heleny mogły znaczyć cokolwiek, by mogły poruszyć wi­downię, skłaniając ją do poszu­kania pod konwencjonalnym, bajkowym zakończeniem głęb­szych prawd o człowieku, trzeba było środków drastycznych. Kon­rad Swinarski nie oszczędził właściwie żadnej z głównych postaci sztuki. Nie wolne od u­łomności, od dwuznaczności mo­ralnej jest więc postępowanie matki Bertrama, nie wolni od niej są Bertram, Lafeu, Diana i nawet Helena tyleż niezłomna, co i przewrotna a nawet zepsu­ta. Towarzysz młodego Bertra­ma, Parolles, jedna z legendar­nych postaci dramaturgii szek­spirowskiej, uzyskał nawet rysy odrażające, ale i on osiągnąwszy dno upadku (i tu chyba objawia się znamienny rys inscenizacji Swinarskiego), ujawnia nagle cechę dramatycznej, by nie rzec tragicznej wielkości, która po­zwala dostrzec w nim człowieka.

Uległ Swinarski niektórym swym słabościom - ale nauczyliśmy się już traktować je jako znamiona jego stylu. Stworzył spektakl wybitny, mądry. Gdzieś pomiędzy naiwnym optymizmem króla, a obrazem rzeczywistych zaułków życia jest prawda o człowieku. Dużej miary kreacje aktorskie to - Helena Anny Po­lony i Parolles Wojciecha Pszo­niaka - wsparte doskonałymi rolami Marka Walczewskiego, Wiktora Sadeckiego, Izabelli Ol­szewskiej i Ewy Lassek. Zresztą - doskonały, wyrównany zespół. I scenografia Kazimierza Wiśnia­ka: coś jak ilustracje do Grim­ma - niby to bajki ale i w nich nie wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Występy Teatru Starego z Kra­kowa zakończyły VIII Warszaw­skie Spotkania Teatralne, które w całości stały się ważnym wy­darzeniem tegorocznego sezonu teatralnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji