Artykuły

Król brydża (Teatr Letni)

Recenzent teatralny musi - jak się okazuje - znać się także na bridżu. Bo oto pp. Amiantowi i Marchandowi spodobalo się przeegzaminować nas z trudnej sztuki licytacji, odzywki i rozgrywki. Ale nie damy się, przewidzieliśmy tę chwilę i przystępujemy do rzeczy, zbrojni w arkana wiedzy, zdobytej w długie noce hazardu po... 3 grosze za punkt, i wydukanej z książki sławetnego mistrza Culbertsona. Otóż pod względem fachowo-bridżowym farsa pp. Armanta i Marchanda zrobiona jest conajmniej niedbale. Można tu właściwie mówić o całkowitej ignorancji bridżowej, przynajmniej wersji polskiej. Wszystko, co bridżowe, jest wiłaściwie w tej komedii bridżowej chybione, wszystko, począwszy od stolika, poprzez terminologię do praktycznych rozgrywek. Jakżeż można grać bridża na prostokątnym, nie na kwadratowym, stoliku! Jakże można przedkładać komuś do rozwiązania problem bridżowy, nie mówiąc o co chodzi, ile ma wziąć lew i jakie jest atu! Jakże można twierdzić, że rozgrywamy ostatnie w robrze rozdanie kart - przed zakończeniem licytacji! Jakże można leżeć, gdy partner rozłożył karty, a samemu jest się... w drugim pokoju!

Od takich niedorzeczności roi się cała sztuka, a przecież motywy bridżowe w farsie, osnutej dokoła bridża, powinny być opracowane szczególnie starannie. Nic by nie zawadziło, gdyby tłumacz i reżyser nie byli w tym wypadku tacy pewni siebie i wezwali pomocy specjalisty. W pół godziny zrobiłby porządek, stolik byłby jak się patrzy, robra nie mieszano by z dograną (!), a dziadka z wychodzącym (!!).

Cóż za lekkomyślność, mówił do mnie pewien bridżista. Jeśli z równą starannością biorą się do innych rzeczy, jak do bridża, to czy można mieć do nich zaufa-ie? To tak, jakbym ja odezwał się z 14 punktami po partii!

Farsa jest zresztą wcale zabawna. Ten i ów wolałby może widowisko mniej rozlewne, nie zaraz siedmioobrazowe, bardziej klasycznie zbudowane, z wątków ściślej z sobą splecionych, ten i ów może nawet reagować ujemnie na tło obyczajowe sztuki, jak to było nawet w jednym z naszych miast prowincjonalnych, gdzie "Króla bridża" wystawiono wcześniej niż w Warszawie - ku zgorszeniu części widowni. Ale jeśli przyjąć, że farsa nie ma właściwie żadnego kodeksu artystycznego i że nie na miejscu byłby także zbytni pedantyzm moralny wobec widzów Teatru Letniego, można zgodzić się, że kanikułę w ogrodzie Saskim rozpoczęto dość dobrze, oczywiście, jeśli wybaczymy nieznośne dla bridżysty błędy rzeczowe.

Reżyser p. Trzciński skierował artystów na drogę szarży i uczynił słusznie. Obserwujemy zresztą całą gamę szarży. Obok ostrej, nazbyt może jaskrawej p. Gellówny, rozkoszujemy się oderwaną od ziemi szarżą p. Grabowskiego. Obok wyrazistych figur pp. Ciecierskiego, Frenkla i Jaworskiego, marny bardziej matowe role pp. Kościeszanki i Wesołowskiego. Wielkiej kreacji aktorskiej nikt nie stworzył, poziom jest raczej średni, ale wyrównany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji