Artykuły

Wrażenia teatralne. "NA SWOJSKĄ NUTĘ"

Cztery obrazy sceniczne Zygmunta Przybylskiego. (Teatr Mały).

Wczoraj wieczorem, w teatrze Małym, doznałem uczucia podwójnie przykrego: doszedłem do wniosku, iż jestem człowiek zepsuty, albowiem już przy czytaniu na afiszu wyrazów: "Na swojską nutę... W zielonym gaiku... Księżyc i słońce" - zrobiło mi się, jak mówi Banasiowa, cokolwiek "mdło na wnątrzu"; a potem, gdy wyszedłem z teatru, zrozumiałem, że jestem złym patryotą, gdyż w swojskości nuty p. Z. Przvbviskiego nie smakowałem zgoła. Niegdyś, gdy byłem w gimnazyum, zdawało mi się, że niema w świecie piękniejszej, zabawniejszej, milszej sztuki, niż "Wicek i Wacek". I wtedy byłem niewątpliwie dobrym patryotą. Zapasy wdzięczności, które mi pozostały dla p. Przybylskiego za te wzruszenia młodości, nie wystarczają już na cały wieczór. Jest to, naturalnie, bardzo smutne. Pocieszam się wiarą, że szczerość należy również do melodyj swojskich, więc z całą otwartością powiem, że fujarkowe tony p. Przybylskiego znużyły mnie, a może nawet nieco rozdrażniły. Grecy mówią, iż Pallas Atene wynalazła fujarkę, lecz po pierwszych dźwiękach odrzuciła ją z pogardą, widząc, że nadymanie szpeci jej czyste rj'sy. Alcybiades zaś zawołał dumnie: "Niechaj mieszkańcy Beocyi dmą we fletnie i oboje, kiedy mówić nie umieją; nam, Ateńczykom, na cóż przydać się może instrument, który usta zamyka i szpeci twarze?" Miał racyę Alcybiades, bo nie każdy na fujarce grać umie. Fujarka p. Przybylskiego zanadto wsłuchała się w banalne melodje literackie.

Obraz pierwszy, p. t. "W porę", wygląda tak, jakby go napisał przed sześćdziesięciu laty Korzeniowski: szwaczka Julka, w dniu swych zaręczyn, spostrzega, że ma dla swego narzeczonego, Janka, nie miłość, lecz przyjaźń; że Janka kocha przyjaciółka jej, Stefka. Uczciwa szwaczka nie dopuści do fatalnej pomyłki: oddaje Stefce Janka, a nawet "błogosławi" ich na promienną przyszłość. Dla okrasy humorystycznej autor dodał tu pijanego majstra. Zarówno motyw główny, jak rozwój akcyi - szare, nudne, dla teatrów amatorskich przeznaczone. Grano sztukę "stylowo", to jest zręcznie naśladowano amatorów prowincyonalnych. "Banasiowa", przerobiona z noweli Konopnickiej, nie ma w sobie żadnej akcyi scenicznej. Banasiowa opowiada przez dwadzieścia minut swą tęsknotę do śmierci, a jej rozmówczyni zdobywa się co jakiś czas na takie wyrazy: "no i cóż dalej?" "i cóż?", "jakże mi was żal". W ten sposób nowela została zepsuta, a sztuki nie stworzył autor żadnej. P. Bartoszewska mówiła cokolwiek za cicho, ale zdołała stworzyć bardzo niepospolitą figurę staruszki Banasiowej. "W zielonym gaiku" posiada już znacznie lepszą fakturę. P. Przybylski przeciwstawia zdrową, ognistą miłość chłopską - zimnej, zmanierowanej pseudo-miłości dworskiej, a przeciwstawienie to podkreśla zabawnie: Hanka i Franek naśladują maniery pary dworskiej. P. Pawłowska była żywą, plastyczną Hanką; role takie należą do najlepszych w repertuarze tej artystki. W ostatnim obrazie, p. t. "Księżyc i słońce", mamy bardzo "niewinny" figiel. Andrus Hipek spotyka w nocy w ogrodzie miejskim, napół pijanego Francuza. Za to, że Francuz ugościł go wódką i bułką, Hipek nakrywa go do snu własną marynarką. Leżą na ławach, naprzeciwko siebie. Gdy się Hipek obudził, zamiast Francuza spostrzega na ławce drzemiącą babinę. Chwila niepokoju o marynarkę. Ale słońce wzeszło: - Hipek spostrzega Francuza śpiącego o kilka ławek dalej. Wskutek zręcznej, rytmicznej gry p. Noskowskiego (w roli Hipka), blada anegdotka przeszła szybko. Przebyliśmy trzy godziny śród środków i metod twórczych, które, zdawało się, dawno już za gasły. Cóż robić, kiedy "niektórzy rodzą się jako pośmiertni".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji