Artykuły

Po miłości kres

"Tańcz mnie. Cohen", w reż. Sławomira Gaudena w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Ryszard Zatorski w miesięczniku Nasz Dom Rzeszów.

Tylko Sławomir Gaudyn ma dziś w posiadaniu faks od Leonarda Cohena potwierdzający, że w sposób nieograniczony może korzystać w celach artystycznych z twórczości tego niezwykłego poety, pieśniarza i filozofa idei. Zgodę tę uzyskał po uprzednim bezpośrednim spotkaniu z Cohenem w Polskim Radiu w Warszawie w 2007 roku. Gaudyn bowiem przygotowywał wtedy w tarnowskim teatrze spektakl według własnego scenariusza, inspirowany twórczością Cohena, i potrzebował akceptacji na wykorzystanie w nim jego utworów. Tamto rozbudowane obsadowo widowisko pt. "Pieśni miłości i nienawiści" przeobraził obecnie w monodramowy spektakl "Tańcz mnie. Cohen", którego premiera miała miejsce 22 lutego na małej scenie Teatru im. W. Siemaszkowej. I zbudował to widowisko poetycko-muzyczne z jednym tylko aktorem, Robertem Żurkiem, który i wtedy przed kilkunastoma laty u niego występował. Tego wszechstronnego scenicznie artystę znamy z przeróżnych ról, zawsze granych z wielkim talentem i niepowtarzalnie.

Szczęśliwie i chyba nieprzypadkowo spotkali się ci dwaj artyści - Gaudyn i Żurek. Powstało ponadgodzinne widowisko, które chłonie się z wielkim zainteresowaniem w każdej kolejnej sekundzie. Ulokowane w scenerii klasycznie zbudowanej przez Katarzynę Tanasiewicz-Trzynę, wręcz realistycznie zda się odtworzonym pokojem ze stołem pełniącym funkcje biurka, łóżkiem, gitarą na stojaku i fortepianem, który wydało się już na wstępie, że sam zagrał, gdy aktor odsłonił jego wnętrze, podnosząc klapę. Co oczywiście było tylko ciekawym zabiegiem pobudzającym poetycko wyobraźnię w budowanym aktorsko przez Roberta Żurka widowisku. Bo wszakże zasłonięty dyskretnie instrumentem pianista Maciej Babula współtworzył żywą muzyką to przedstawienie. To swoiste misterium, w którym Cohen w interpretacji scenicznej Żurka swymi przeżyciami, nastrojami, uniwersalną poezją i balladami odświeża także w wielu z nas młodzieńcze uroki różnych splotów i spotkań, jak w tej tytułowej pieśni, gdy można odnaleźć, odświeżyć piękno osoby tej jedynej, kochanej "po miłości kres".

Maciej Zembaty i Maciej Karpiński najpiękniej tłumaczyli Cohena, przekazując jego duszę i wyobraźnię. Sławomir Gaudyn właśnie z tych przekładów korzystał w swoim scenariuszu. I wybierał na potrzeby wymyślonego przez siebie spektaklu właśnie te "pieśni miłości i nienawiści", jak je nazwał w poprzednim wcieleniu tego widowiska. Bardziej miłości, bo tak zapamiętuje się owe sceny wysmakowane przez Roberta Żurka tym subtelnym aktorskim przekazem. Zapamiętuje się ten spektakl pełen owych emocji i namiętności, poetycki spektakl o miłości i przyjaźniach, poznaniach i rozstaniach, bo Cohen miał swój urok, ale i szczęście zarazem, spotykać kobiety piękne zmysłowo i o wielkiej wrażliwości duchowej i artystycznym talencie, jak choćby Janis Joplin, z którą jakby to można określić jego słowami "złapał się razem w pułapkę czasu" i uwiecznił to zdarzenie w jednym ze swoich utworów słyszanych w tym spektaklu.

Cohen Żurka i Gaudyna urzeka poetycko - nie tylko w owej urokliwie śpiewnej, niepowtarzalnej warstwie, ale równie poetycko brzmiących frazach opowieści łączących owe ballady. Jest to bowiem spójny strumień poetyckich uniesień, który komponuje to widowisko. Kanadyjski bard Cohen, który przemawia wyszukanymi metaforami, zawsze brzmi świeżo oraz kształtuje wrażliwość i wyobraźnię kolejnych pokoleń tym, co pozostawił w wierszach i muzyce. Nie ma od ponad trzech lat tego twórcy, nie ma też jego polskiego translatora i popularyzatora Zembatego, który niepowtarzalnie w duecie z walijskim muzykiem Johnem Porterem czarował słuchaczy Cohenem - także i w Rzeszowie w latach 70. minionego wieku w studenckim klubie Plus. Ale wszak tamten nastrój znowu można odświeżyć w tymże widowisku w kameralnej przestrzeni Teatru Siemaszkowej. Tamże, gdzie od ponad roku Mariola Łabno-Flaumenhaft w spektaklu "Marlene Dietrich. Błękitny Anioł" przypomina inną wielką gwiazdę kina i estrady. A plakat tamtego wydarzenia naprzeciw drzwi do sali kameralnej kieruje jakby widzów w świat, w którym później na scenie też zauważalna jest Marlene Dietrich w tej Żurkowej opowieści Cohena o sobie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji