Artykuły

Karnawał przeminął

Po 26. Rzeszowskich Spotkaniach Karnawałowych pisze Ryszard Zatorski w miesięczniku Nasz Dom Rzeszów.

Trzy przedstawienia na 26. Rzeszowskich Spotkaniach Karnawałowych od 14 do 16 lutego miały zainteresować, a może nawet urzec widzów lekkością fabuły i akcji scenicznej jak przystało na to coroczne wydarzenie. Spektakl "Turnus mija, a ja niczyja" Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie był najświeższą realizacją spośród nich, bo premierę miał niecały rok temu; także z Krakowa Salto w tył Teatru Ludowego zaistniało na scenie tylko o rok wcześniej. Natomiast goście ze Lwowa z Narodowego Ukraińskiego Teatru Dramatycznego im. Marii Zańkowieckiej przywieźli "Opowieści o Iwanie"[na zdjęciu], widowisko wprawdzie przygotowane prawie dziesięć lat temu, ale mieliśmy szczęście podziwiać premierowo Wasyla Korżuka w roli głównej tego urzekającego plastyką, choreografią i muzycznością spektaklu. Postać wędrowca Iwana, owego jakby z klechd ludowych wyjętego bohatera, zagrał bowiem Korżuk po raz pierwszy w tej obsadzie i to właśnie w Rzeszowie. I była to tak dla tego artysty, jak i widzów, premiera ze wszech miar udana. Podobnie interesująco wypracowane były role pozostałych postaci, jak choćby popa, którego kreował Ihor Hawryliw, czy przewodnika narracyjnego całego spektaklu, którym był Orest Harda. A całe widowisko kunsztownie dopracowane w każdym szczególe, zadziwiające w każdym kolejnym obrazie pomysłowością i artystyczną maestrią.

Niewątpliwie atutem pierwszoplanowym jest tu literackie tworzywo autorstwa Iwana Mikołajczuka, tak znakomicie w swej warstwie baśniowej i owej ludowej filozofii przeniesione na scenę przez reżysera Wadima Sikorskiego, namalowane takąż kolorystyką kostiumów i scenograficznych elementów przez Natalię Tarasenko, trafnie wspomagających akcję widowiska w każdym jego wymiarze. To wreszcie harmonia ruchu scenicznego wypracowana pod okiem Oleny Bałajan i poruszających do głębi śpiewów jakby wprost z cerkiewnych i ludowych fraz dobytych przez kompozytora Iwana Nebesnego, tak prawdziwie i żywo brzmiących pieśni ukraińskich w opracowaniu chórmistrzyni Oksany Jawdoszin. Z oryginalnymi instrumentami, jak owa lira korbowa choćby, na których grali muzycy sceniczni. Wielka artystyczna klasa oraz niezwykłe emocjonalnie i estetycznie przeżycie, fundowane z komediową lekkością i mądrością zarazem owych ludowych baśni, owych opowieści o Iwanie znalezionych w ręcznie rysowanej skrzyni, albo raczej pomalowanej jakby należało dopowiedzieć tytuł owego scenicznego wydarzenia o tym księciu z bajki, mędrcu ludowym, wyrokującym i proszonym o osąd, człowieku symbolu wolności, rozumianej we wszystkich jej wymiarach.

Warto także odnotować, że Myrosława Sołuk, choć nie miała pierwszoplanowej roli w "Opowieściach o Iwanie", zwracała ciekawie i urodziwie uwagę na scenie. A jej żywiołowy temperament artystyczny podziwialiśmy jeszcze w innych odsłonach. Tak było w pierwszym dniu spotkań, gdy nagle spontanicznie i dowcipnie zaczęła dopowiadać-komentować śpiewem z ostatniego rzędu widowni w foyer teatru podczas koncertu "Nie całuj mnie pierwsza" w wykonaniu aktorów z Siemaszkowej Michała Chołki, Mateusza Mikosia i Roberta Żurka z Tomaszem Jachymem przy fortepianie. A drugi raz, gdy wystąpiła w równie spontanicznym solowym tańcu artystycznym, znakomicie jednak wpasowanym i jakby wręcz zaplanowanym ilustracyjnie w koncert zespołu Domarski Band ze śpiewającą urokliwie Magdą Skubisz, podczas wieczoru muzyczno-tanecznego po spektaklu właśnie teatru lwowskiego. Trzeba podkreślić, że wszystkie te w założeniu dopełniające wieczorne i wręcz nocne przeżycia teatralnego karnawału, które działy się w foyer, są już kolejny raz wielką wartością dodaną tych spotkań. Bardzo ciekawym przeżyciem artystycznym był wspomniany już koncert "Nie całuj mnie pierwsza", a raczej ów spektakl wokalno-muzyczny moderowany dowcipnymi frazami objaśniającymi i komentującymi obecnego w nim dyskretnie Sławomira Gaudyna. Znane z innych spektakli rzeszowskich piosenki i inne dodane tematycznie, by ukłon walentynkowy paniom złożyć, artystycznie brzmiały porywająco, z humorem i naturalnym wdziękiem. Z bardzo refleksyjnym wśród nich obrazem poetyckim i wokalnym wyjętym z obecnej wciąż w repertuarze "Ermidy". Ten cykl wieczornych koncertów pospektaklowych zakończył recital Justyny Szafran.

Sloganowe już sanatoryjne powiedzenie o zmarnowanych szansach przeżycia czegoś wzniosłego erotycznie pewnie przyciągnęło niektórych widzów na pierwszy krakowski spektakl tytułem "Turnus mija, a ja niczyja". Ale w rzeczywistości scenicznej aż tak nie frapował on ani dowcipem, ani najbardziej znanymi operetkowymi ariami. Zawsze bowiem widz może mieć dyskomfort, jeśli porównuje zachowane w pamięci mistrzowskie wykonania tych utworów przez gwiazdy operetkowe. Choć pokłon właśnie za wokalną interpretację należy się na pewno aktorkom Katarzynie Zawiślak-Dolny i Agnieszce Kościelniak. Jak zawsze wyrafinowana w grze scenicznej była Lidia Bogaczówna. A kończące spotkania "Salto w tył", które z zespołem nowohuckiego Teatru Ludowego w Krakowie przygotował Maćko Prusak, spektakl inspirowany "Bajkami o Rašce i innymi reportażami sportowymi" Oty Pavla, były udaną próbą przeniesienia nas w klimat czeskiej farsy, komediowego ujęcia i spojrzenia na absurdy osiągania za wszelką cenę najwyższych laurów, bo takie zadania wyznaczali czechosłowaccy aparatczycy komunistyczni. Brzmi to wszystko jeszcze zabawniej, gdy skojarzenia dotyczące poszukiwań owych ścieżek dowolności i niekrępowanych wyborów mają swoje aktualne asocjacje skojarzeniowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji