Artykuły

Z perspektywy ślimaka

"Woyzeck" Georga Büchnera w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Piotr Cieplak ujął dramat Büchnera z 1837 r. w dwie klamry. Pierwsza to teatr, a może bardziej słuchowisko - aktorzy w codziennych ubraniach czytają do mikrofonu fragment sztuki. Reżyser, młody chłopak, który nagrywa ich głosy na laptopa, nie jest zadowolony, czytają zbyt teatralnie, prosi o bardziej luźną interpretację, jak rozmowa kumpli. Drugą klamrą jest baśń Andersena "Szczęśliwa rodzina", recytowana przez Babcię (Sławomira Łozińska), o ślimakach i ich ślimaczych teoriach na temat świata i własnego przeznaczenia. Pierwsza osadza romantyczny dramat w naszym, widzów i aktorów, tu i teraz. Druga pokazuje, że ta właśnie bliska perspektywa może być dosyć myląca, co może mieć walor pocieszenia, być echem jakiegoś bardzo odległego optymizmu. Zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę nasz świat, oszczędnie szafujący ostatnio nadzieją, a szczególnie świat przedstawienia, który zieje ponurością w każdym możliwym sensie. Porażająca przypowieść o mężczyźnie (Cezary Kosiński) niszczonym i kształtowanym przez cywilizację opartą na władzy silnych nad słabszymi, samców alfa nad samcami beta, i obu tych grup nad samicami, rozgrywana jest w scenach refrenach. Musztry wojskowej, kazań apokaliptycznych, eksperymentów na ludziach psychodelicznego Doktora, idiotycznych wykładów zdegenerowanego Kapitana (Jerzy Radziwiłowicz), a na deser piosenka myśliwych i przerażający cyrk. Całość ma wymiar tortury, którą można śmiało porównać z przymusowym seansem telewizji narodowej. Ta ostatnia, śmiem przypuszczać, była tu niemałą inspiracją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji