Artykuły

Kup pan ból

"Badania terenowe nad ukraińskim seksem" w reż. Małgorzaty Szumowskiej Teatr Polonia w Warszawie na III Letnim Festiwalu Małych Form w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W programie do monodramu "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" - rozmowa z reżyserką Małgorzatą Szumowską i aktorką Katarzyną Figurą. W sumie nieważne, kto jakie prawdy tutaj głosi. Ważne, iż uparcie, niczym mantra bólu, buczy zestaw poniższych ponurości o nielekkim życiu czterdziestoletniej Ukrainki na amerykańskiej ziemi obiecanej. Tak, życie nielekkie i na dokładkę rozsadzane pamięcią o dzieciństwie i młodości w ojczyźnie jadowitej.

"Szaleństwo wkrada się w jej życie... Samotność, brak miłości i bezradność wobec świata... Ogromne rozczarowanie toksycznym związkiem z Mykołą - artystą malarzem, który porzucił ją... Przedtem wykorzystywał seksualnie... Czuje się samotna w obcym kraju, na obcym kontynencie, w Ameryce, w pustym małym mieszkaniu, z którego wychodzi wykładać na uniwersytecie w Cambridge... Ameryka, kraina szczęścia, jest dla niej miejscem pełnym frustracji... W tym pustym mieszkaniu rozlicza się ze swoim ukraińskim pochodzeniem, z przeszłością, z dzieciństwem w komunistycznym totalitarnym państwie, które, jej zdaniem, zaważyło na całym jej losie...". Czy wspominałem już, że tatuś bohaterki napastował ją, gdy była mała i krucha?

Nie wspominałem, bo nie musiałem. W tekście Oksany Zabużko, w przedstawieniu Szumowskiej, zestaw cierpienia jest tak pełny, że istnienie w nim rodzinnej pedofilii - rozumie się samo przez się. I też jakby z automatu przez godzinę ze sceny skapuje pluton dyżurnych kategorii cierpienia samotnej kobiety w świecie współczesnym, o których to kategoriach panie w wywiadzie mówią szczerze i chętnie.

Mamy więc na scenie bezbronność, zranienie oraz obłąkanie z lęku. Bolejemy nad hipokryzją współczesności, kiedy to wszyscy okłamują siebie samych i innych. Pojmujemy nędzę braku miłości. Wstrętny jest dla nas chłód metropolii. Cicho protestujemy, gdy wokół drżącej duszy rodaczki Tarasa Szewczenki zaciskają się pętle umoczone w najczarniejszej smole współczesności przeżartej znieczulicą. I pojmujemy, z infernalnym przerażeniem pojmujemy ten goryczy pełen gatunek determinizmu, że mianowicie jeśli na Ukrainie waginie idzie jak po grudzie - to w Ameryce też nie będzie masła...

By nie mnożyć skowytów ponad potrzebę, powtórzę dramatyczne pytanie, które w wywiadzie Figura stawia sobie i granej przez siebie nieszczęśnicy. "Po co było przychodzić na świat jako kobieta?".

Nadmiar. W prozie Zabużko, w przedstawieniu Szumowskiej, toksyczna jest Ukraina, Ameryka i Cambridge, toksyczna jest miłość i dzieciństwo, toksyczny jest ojciec, toksyczna jest pamięć, toksyczne jest ciało, toksyczna jest kobiecość, toksyczna jest męskość, toksyczne jest... Po kwadransie sam siebie pytałem: mlecze na łące pod Kijowem też były, do diabła ciężkiego, toksyczne? I co jeszcze? Toksyczny jest Układ Słoneczny, więc i Bóg jest toksyczny?

Nadmiar epatowania toksycznością świata, nadmiar wymachiwania widzowi przed nosem całym naręczem cierpień życiowych, nadmiar blizn wszelkiej maści. Boli wagina, boli skóra, boli serce, boli dusza, boli przeszłość, boli teraźniejszość, więc i przyszłość boleć będzie niechybnie, albowiem świat współczesny brzydki jest, brzydki i zły. Może zatem lepiej zabić się? Szczelnie okutana bliznami opowieść zaczyna się od sceny nieudanego samobójstwa, a kończy sceną samobójstwa chyba udanego. Pomiędzy - lity skowyt.

Za klasykiem powiem: nadmiar bólu, to takie przykre w konsekwencjach. Przykre, bo gdy rzecz sceniczna ocieka bólem i tylko bólem - znika powaga bólu. Gdy w światłach reflektorów szaleją stada blizn - opowiadany ból góra po kwadransie zalatywać poczyna odpustowym gipsem, całkiem jak figurki King-Kongów i Matek Boskich na straganach przed kościołem we Wdzydzach. Kup pan ból, mały - 3,50... Jak ufać tajemnicom gipsowym? Na cześć cierpień, co na scenie plują białym proszkiem - jaką łzę uronić? Celuloidową?

Nadmiar bólu szybko zmienia się w niezamierzoną groteskę bólu, a gdy nadmiar ten na dokładkę podeprzemy nadmiarem inscenizacyjnych farfocli nastrojowości - całość zaczyna brzmieć jak wydrążona dynia. "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" miały być monodramem. Jeśli kto woli - godziną samotności. A tu proszę! Mamy oto Figurę w licznym gronie wymyślonych przez Szumowską "koleżków" inscenizacyjnych. Jest tłumnie prawie jak w ulu!

W zależności od klasy cierpienia, które Figura referuje - światełka o znaczącej barwie oświetlają buzię. Czerwień - duży ból, żółć - ból lekki. Gdy wspomina dzieciństwo - w wiszącym nad sceną telewizorze mamy oczy dziecka. Schodki i świeczki to znak cerkwi - bo Figura czasem gada z Bogiem. W głośnikach - brzmienia Ukrainy. Gdy jest szloch nad instrumentalnością seksu współczesnego - Figura na ginekologicznym łożu się wspiera. Co gadżet ten robi w cywilnym mieszkaniu - tego, dalibóg, nie pojmuję. Tak jak i nie mam cienia pomysłu na wyjaśnienie sekretu raz to w szafie pani profesor zapalających się, a raz gasnących tam jarzeniówek barwy denaturatu. Detal, że szafa jest z ogrodowej siatki - zostawmy w spokoju.

Oto już ostatnie truizmy, co je teatr Bagatela letnim festiwalem przypomniał. Otóż - trzeba miarkować epatowanie tylko jednym walorem, bo inaczej scena grzęźnie w gipsie jednoznaczności. I trzeba mieć zaufanie do aktorskiej samotności. Wahające się intonacje, gesty wieloznaczne - warto zostawić w spokoju. Widz to nie kretyn, któremu sensy należy do łba łopatą pakować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji