Głosy o Mikołajskiej
"Wielce Szanowna Pani" Justyny Lipko-Koniecznej w reż. Martyny Peszko w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Trudno powiedzieć czy Halina Mikołajska wpisała się w pamięć społeczeństwa bardziej jako wybitna aktorka, heroinia powojennej polskiej sceny czy wielkiego formatu działaczka polityczna, członkini KOR-u, walcząca z komunistyczną rzeczywistością. Prześladowana, internowana.
Sięgając po zapiski tej niezwykłej osoby Justyna Lipko-Konieczna nie skomponowała z nich monodramu. Nie dlatego, że zagrać Halinę Mikołajską samotnie, na pustej scenie, mogłoby być dla najwybitniejszej nawet dziś aktorki wielkim wyzwaniem, ale dlatego, żeby przy okazji uaktualnić problemy, wpisane w zawód aktora. W tym celu dramaturżka uciekła się do zabiegu rozpisania postaci na głosy.
Sięgnęła do "Trzech sióstr" Czechowa, w którym to dramacie wyreżyserowanym przez Erwina Axera w Teatrze Współczesnym w Warszawie w 1963 roku Mikołajska zagrała Olgę. Wykorzystując fragmenty scen przystające do przesłania bydgoskiego spektaklu, wprowadziła Lipko do inscenizacji wszystkie siostry. Uzasadnia to choćby fakt, że w przytaczanym na ekranie telewizyjnym wywiadzie Mikołajska wspomina, iż jej prawdziwym marzeniem była Masza. Dano więc tu jej postaci szansę wypowiedzenia się w imieniu nawet trzech bohaterek.
Interesujące i artystycznie przydatne okazało się też to przedsięwzięcie do szerszego spojrzenia na zawód aktorki teatralnej - ulotny, niedoceniany, bez praw autorskich do tworzywa i konstrukcji raz powołanej do scenicznej egzystencji postaci.
Poprzez pryzmat teatralnych doświadczeń Małgorzaty Witkowskiej, Doroty Landowskiej i Małgorzaty Trofimiuk, kiedy te w jednym z następnych obrazów wyłaniają zza postaci Iriny, Maszy i Olgi własne twarze, poznajemy współczesne oblicza tego zawodu.
Pojawiają się też sceny z innych dramatów, których inscenizacje zasłynęły dzięki wspaniałym rolom Haliny Mikołajskiej.
I tak np. Maria Stuart z schillerowskiego dramatu wiedzie tu dialog z Elżbietą. Bardzo dobrze odnajdują się w tych postaciach Małgorzata Trofimiuk i Dorota Landowska.
Niektóre wielkie role Mikołajskiej przemawiają do nas z ekranu. Pojawia się na nim np. jej niezapomniana kreacja Róży Żabczyńskiej z "Cudzoziemki" Marii Kuncewiczowej.
Tak gwoli uatrakcyjnienia formy, jak i łagodzenia zawartego we wspomnieniach tej wielkiej aktorki tragizmu, spektakl jest swoistym mixem konwencji. Sporo tu ruchowej i mimicznej groteski, w której urzekają zwłaszcza Małgorzata Witkowska i Małgorzata Trofimiuk; a także zabawnej interakcji z publicznością, jak podnoszenie jej z podłogi, sadzanie na wnoszonych dopiero w trakcje trwania akcji krzesłach, karmienie własnoręcznie wykonywanymi przez artystki kanapkami.
Do przeistaczania się z postaci w postać służą aktorkom zakładane lub zdejmowane peruczki a la Mikołajska a w scenie dworskiej oryginalne fartuchy z renesansowymi akcentami. Bardzo funkcjonalne i estetyczne, projektu Oskara Dawickiego.
Mają też widzowie swój udział w scenie czytania listów do aktorki, niestety przeważnie, choć nie było w jej epoce Internetu, utrzymywanych w tonie tak dziś powszechnego hejtu.
Niektórym panom z widowni trafia się nawet szansa przetańczenia kilku taktów w ramionach Małgorzaty Trofimiuk. Reżyserująca spektakl Martyna Peszko oraz choreografka Justyna Wielgus tak poprowadziły aktorki, że przedstawienie pulsuje ciekawym rytmem.