Artykuły

Gliński otworzył wystawę Andrzeja Krauzego. Po co Zachęcie rysownik "Do Rzeczy"?

W "Sieciach" i "Do Rzeczy" szczuje na gejów i opozycję, w "Guardianie" pochyla się nad biedą w Afryce. Kim jest rysownik Andrzej Krauze i dlaczego znalazł się w najważniejszej polskiej galerii? - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Rysunek. Facet mówi do kozy: "Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my". W tle przed urzędnikiem stoi para gejów. Autor tego obrazka z "Rzeczpospolitej" Andrzej Krauze doczekał się właśnie wystawy w warszawskiej Zachęcie. Otwarcie odbyło się z pompą - na wernisażu przemawiał sam wicepremier Piotr Gliński. To pierwszy raz, kiedy w trakcie swoich niemal pięcioletnich dotąd rządów minister kultury pokazał się na wernisażu w najważniejszej polskiej galerii. A kuratorką wystawy Krauzego, stałego współpracownika "Do Rzeczy", została sama dyrektorka Zachęty Hanna Wróblewska.

Jak Krauze tłumaczył się z tego homofobicznego rysunku z 2009 r.? "Nie widzę w tym niczego obraźliwego, po prostu coś opisuję. Nie porównuję gejów do sodomitów, tylko przedstawiam własny pogląd na zmiany cywilizacyjne. Wszystko, co robimy - nasza obyczajowość, estetyka, stroje, zachowania - idzie w straszną stronę" - narzekał rysownik w wywiadzie Roberta Mazurka w "Dzienniku Gazecie Prawnej" z maja 2017. Sprawa trafiła do sądu, ale ten ją oddalił.

Andrzej Krauze - z Polski do Anglii i z powrotem

Tu ważna informacja - rysunki Krauzego z polskiej prasy nie znalazły się w Zachęcie. Prezentuje ona przede wszystkim zagraniczny dorobek Krauzego, który - o ironio - na Wyspach Brytyjskich, gdzie wyemigrował pod koniec lat 70., związany jest głównie z prasą lewicową.

Od 1989 r. współpracuje z "Guardianem", gdzie zilustrował choćby m.in. głośny tekst Francisa Fukuyamy o "końcu historii". Te zagraniczne ilustracje bywają poniekąd alterglobalistyczne, pokazując np. biedę krajów globalnego Południa, wyzyskiwanego przez globalną Północ. Dość daleko im do obrazków Krauzego z prawicowych tygodników.

Zachęta przypomina też Krauzego - ilustratora klasyki, twórcy ekspresyjnych, nieco turpistycznych ilustracji m.in. do prozy Kafki czy songów Boba Dylana. A także do książki, przez którą Krauze stracił pracę w PRL - drugoobiegowego wydania "Folwarku zwierzęcego" Orwella. Który to pisarz - przypomnijmy to jeszcze raz jego dzisiejszym polskim prawicowym fanom, bo przypominać gierkowskim aparatczykom już za późno - był zdeklarowanym socjalistą.

Jest wreszcie w Zachęcie ocenzurowany dyplomowy film animowany "Lekcja fruwania", od którego wystawa wzięła swój tytuł. Tak, Andrzej Krauze chciał kiedyś być filmowcem, pójść w ślady starszego brata, Antoniego, zmarłego przed dwoma laty reżysera "Palca Bożego", "Czarnego czwartku" i "Smoleńska".

"Polska prawica nie ma gustu. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na okładki prawicowych gazet, na rysunki zamieszczane w tych gazetach" - stwierdził Krauze w cytowanym wywiadzie z 2017 r. Powiedział to rysownik, który sam w "tych gazetach", z tymi szczującymi okładkami, czasem kuriozalnymi, a czasem podłymi, zamieszcza od lat rysunki!

Przykłady? Diabeł do liżącego mu na kolanach buty polityka mówi: "Liż, liż, tak jak lizałeś w Berlinie, kiedy byłeś za skargą na Polskę"; inny diabeł mówi do trzymanego za gardło mężczyzny: "Ty nie jesteś ani chłopcem, ani dziewczynką, ani onym! Ty jesteś nowoczesnym Europejczykiem". Wśród polskich rysunków Krauzego jest też zając krzyczący na leśnym wiecu: "Kaczor wyrzuca wilka z lasu niekonstytucyjnie?". Nie, tego w Zachęcie nie zobaczymy. Ale aż chciałoby się zapytać: pamięta pan, panie Krauze, "dwójmyślenie" z Orwella?

Po co Zachęcie Krauze?

"Skandal", "żenada", "hołd lenny Zachęty" - w artystycznym światku można usłyszeć wiele kąśliwych komentarzy pod adresem otwartej właśnie wystawy. Trudno uciec od pytania, czy Krauze znalazłby się w najważniejszej polskiej galerii, gdyby nie władza PiS.

Efekt jest jednak dość zabawny. "Lekcja fruwania" pomija praktycznie kwestię politycznych uwikłań twórczości Krauzego. Pokazuje się więc politycznego rysownika, jakby był akademikiem albo zmarłym przed stu laty impresjonistą. Dżentelmeni nie rozmawiają o polityce - takie mogłoby być motto wystawy.

Nie twierdzę oczywiście, że Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki stała się instytucją "pisowską". To byłby absurd. Niedawno pokazywała monograficzną ekspozycję Käthe Kollwitz, niemieckiej socjalistki, zmarłej w 1945 r. wybitnej malarki i graficzki. Dopiero co skończyła się rewelacyjna wystawa "Zmiana ustawienia" Roberta Rumasa - polityczno-społeczny przegląd teatru i scenografii od Stanisława Wyspiańskiego po wyklinaną przez Glińskiego "Klątwę" Olivera Frljicia (zresztą na motywach Wyspiańskiego). Przykłady ważnych i udanych wydarzeń w Zachęcie można by długo mnożyć.

Nie pierwszy raz Zachęta zajmuje się też prasą - w ubiegłym roku pokazywała np. wystawę poświęconą PRL-owskiemu miesięcznikowi "Polska"/"The Polish Review", przeznaczonemu na eksport.

Parę lat temu można by przy okazji takiej wystawy dyskutować o kresce Krauzego, ale dziś walory artystyczne schodzą na dalszy plan. Nie o to chodzi w wystawie otwieranej przez ministra kultury, który zdewastował przecież kilka podległych sobie instytucji - Stary Teatr w Krakowie czy Muzeum Narodowe w Warszawie, niemal sparaliżował działanie Muzeum Polin, bo nie spodobał mu się wynik konkursu (i dopiął swojego), a ostatnio szefem Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski mianował - bez konkursu - mającego w środowisku artystycznym złą sławę prawicowego kuratora. Z takim ministrem lepiej żyć dobrze.

Rozmaite rozgrywki instytucji sztuki z władzą to nic nowego. Rzadko jednak są one tak widoczne, tak efektowne. Cynicznie można by powiedzieć, że na wystawie Krauzego politycznie zyskuje zarówno Zachęta - punktując w oczach Glińskiego, jak i sam Gliński. I to mimo różnic perspektyw, którą łatwo było wyczuć w wernisażowych przemówieniach oficjeli. Wróblewska przedstawiała Krauzego po prostu jako zjawisko artystyczne; Gliński - jako kolejnego twórcę wyklętego, który w czasach "dobrej zmiany" odzyskuje należne sobie miejsce, a którego albumy wydawał wcześniej IPN.

I tak to się kręci w Polsce roku 2020. Drodzy trzydziestoletni rówieśnicy, pamiętacie z książek, co przed rokiem 1989 znaczyło "ratowanie substancji"? Jeśli nie, wygooglujcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji