Artykuły

Tydzień teatralny warszawski. W Teatrze Małym

W Teatrze Małym, jakby przez małą stację kolejową, przelatują coraz częściej premiery, niby "expressy" z wagonem salonowym autora. Publiczność przychodzi na dworzec, ale nikt nie wsiada. Pociągi te tuż za stacją wykolelają się lub rozbijaą przyczern poszwankowanym bywa tylko ...autor? Nie. Cierpi na tem i stacja sama. Rozkład bowiem jazdy, t j. repertuarowy nie powinien być tak podatny na częste wykolejenia, które demoralizują i służbę stacyjną i podróżnych.

To pierwsze znać było na sobotniej premierze "Cenzora moralności" p. I. Nikorowicza w calem jego wydaniu scenicznem, a głównie w fałszywie postawionej przez p. Mielnickiego roli osiowej sztuki. Nie spajała ona wątłej jej budowy a przeciwnie rozsadzała ją w swym odśrodkowym ruchu ku czemu w lwiej części przyczyniła się pomyłka p. Neubelta w pierwszym akcie przy czytaniu testamentu. Najważniejszą jego pointą końcową odczytał p. N. przedwcześnie, udaremniając przez to najciekawszy efekt końcowy ekspozycyi. Wskazówka to, że nawet do odczytania przeznaczone teksty roli należy poddać sumiennym próbom, których sztuki słabsze w rodzaju "Cenzora" wymagają więcej już przez to samo, gdy są swojskie.

Gdyby gra wszystkich artystów stała na wysokości wybornie pojętej i odtworzonej przez p. Frycza roli charakterystycznego amanta, mógłby "Cenzor moralności" przedstawić się dużo korzystniej, mimo swe niedomagania i braki. Tym winien oczywiście autor sam, który przeliczył się w nadto wielkim zaufaniu do istotnie doskonałego samego pomsłu... farsy, komedją przezwanej.

Niech wierzy, kto chce, - ale i pomysł ten, acz podszyty pod tło i typy swojskie nie jest swojski, a w tym wypadku szczerze francuski, mimo że autor pozbawił go "plomby".

Ten import tematu, przescenizowanego na swojską nutę, daje nam wprawdzie małe zadośćuczynienie za eksport naszych "bandytow" po markę francuską do Paryża, lecz byłoby ono większe, gdyby autor chciał czy umiał lepiej pomysł przefasonować, jeśli nie wcielić w nasze stosunki.

Znajdujemy się w domach niby to polskich, wśród typów ,,panów Antonich, Tomaszów czy Tadeuszów" - ale ani domów takich u nas niema, ani figur. Mówią tu wprawdzie po polsku ale czujesz, że tłumaczą myśl francuską i tę życiowość obcą, która z nich wyłazi jakby szydłami z pod przywdzianej skóry.

Najwyższą zaś zaletę faktury francuskiej podobnych fars t. j. szalony wir akcyi scenicznej, zastąpił autor opowiadaniami, które choćby nawet w doskonałej dykcyi temperamentowej p. Noskowskiego nie wynagrodzą braku akcyi. Nie mniej są w tej premierze autora zdolnego i subtelnego feljetonisty polskiego również niewątpliwe zalety rodzimego humoru, dowcipu, wywołującego częste wybuchy śmiechu. Nie brak też dobrze podmalowanych charakterystycznych typów, które nabrałyby innego wyrazu, gdyby ich zrodziła bezpośrednia obserwacja naszego życia, a nie pomysł fejetonowy obcy; nie brak również i zasadniczych wiązań w budowie sztuki, ani też władania zespołem liczniejszym nawet. Zalety te wyzyska autor niezawodnie w przyszłości, gdy owładnie również akcyą sceniczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji