Artykuły

Farsa z farsą w farsie

"Rozkłady jazdy" w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze na Woli w Warszawie podczas przeglądu Komedie Lata. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Miało być tak, jak to bywa w dobrej - ba, w bardzo dobrej! - komedii: zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko coraz śmieszniej. Tak przynajmniej wynikało z przedpremierowych zapowiedzi oraz zachęty ze strony przede wszystkim Artura Barcisia [na zdjęciu], grającego wraz z Beatą Fudalej w tym spektaklu. A jak wyszło? Nie bardzo. Choć wydawałoby się, że przecież są wszelkie warunki po temu, by rzecz się udała. Poczynając od samego tekstu, a kończąc na wykonawcach. Po drodze zaś nie zapominając o publiczności. Wspaniałej, życzliwie nastawionej do przedstawienia i wykonawców, raz po raz dającej temu wyraz brawami. Niestety, te niezasłużone brawa to pewnie wyłącznie z sympatii do ulubionych aktorów, znanych z seriali, a zwłaszcza dla Artura Barcisia, pokazującego się w Polsatowym sitcomie.

Autor "Rozkładów jazdy" (a właściwie autorzy, bo mamy tu piętrową formę "farsy w farsie") wykorzystał sprawdzony chwyt, a mianowicie napisał sztukę o aktorach i teatrze. "Teatr w teatrze" to zazwyczaj pewniak frekwencyjny. Bo nie tylko aktorzy, ale i widzowie lubią takie sztuki, gdzie widzą, co dzieje się za kulisami. Dość przypomnieć znakomitego "Garderobianego" autorstwa Brytyjczyka Ronalda Harwooda, czy równie świetną sztukę "Czego nie widać" Michaela Frayna, też Brytyjczyka. O Fraynie wspomina się w sztuce Petra Zelenki "Rozkłady jazdy", albowiem ten czeski dramaturg wykorzystał w swojej farsie komedię Michaela Frayna "Chińczycy". Wykorzystał też pomysł formalny Frayna ze sztuki "Czego nie widać". I w ten sposób powstała farsa "Rozkłady jazdy", w której widzowie przez sporą część spektaklu oglądają na scenie komedię według Michaela Frayna "Chińczycy".

Piszę "według", ponieważ nie jest to tekst Brytyjczyka żywcem przeniesiony do sztuki Zelenki, lecz odpowiednio zmodyfikowany do potrzeb "Rozkładów jazdy". Potem jeszcze raz oglądamy to samo przedstawienie, tyle że widziane od strony kulis. I to jest ten drugi motyw, już czysto formalny, wzięty od Frayna ze wspomnianej komedii "Czego nie widać" (która z wielkim powodzeniem grana jest w warszawskim Teatrze Powszechnym). To tyle tytułem wyjaśnienia, żeby już bardziej nie komplikować wzajemnych zależności twórczych obu autorów. Jeszcze tylko dodam, że podobno Michael Frayn nie tylko nie miał nic przeciwko temu, by jego czeski kolega po piórze Petr Zelenka wykorzystał tekst "Chińczyków", przerobiwszy go do własnych potrzeb, ale wręcz pogratulował mu i wyraził zgodę na dowolne korzystanie ze swoich tekstów w tej sztuce.

Wydawałoby się, że skoro jest Zelenka, to reszta sama się jakoś ułoży. Ten znany czeski dramaturg i scenarzysta, a także reżyser filmowy uchodzi w Czechach - mniej więcej od dziewięciu lat - za twórcę bardzo lubianego i popularnego, zwłaszcza wśród widzów w przedziale wiekowym między trzydziestką a czterdziestką. Jest traktowany jako wyraziciel głosu tego właśnie pokolenia. Jego sztuki i filmy cieszą się ogromnym powodzeniem u publiczności i krytyków. Że wymienię tu przykład jego komedii "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", która miała już sporo inscenizacji także w naszych teatrach.

Okazało się jednak, że pewniak w rodzaju tekstu Zelenki nie wystarczył. W czytaniu sztuka mogła się wydawać znakomicie pomyślana na scenę, ale na scenie zawiodła. A to głównie z dwóch powodów: słabej, z licznymi błędami reżyserii Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej oraz niedoskonałego wykonania aktorskiego, zwłaszcza Artura Barcisia, w mniejszym stopniu zaś Beaty Fudalej. To prawda, że oboje aktorzy, grając po kilka ról w tym przedstawieniu, mają karkołomne zadanie: zmiany kostiumów, różne postaci - a więc i różne osobowości, różne sposoby bycia, zachowania, mówienia, zróżnicowanie wyglądu tych postaci itp. A wszystko to wymaga morderczego wręcz tempa przy owych przebierankach czy błyskawicznych przemieszczaniach się aktorów z pokoju gościnnego do jadalni, stamtąd do sypialni dzieci (których przecież fizycznie na scenie nie ma, istnieją jedynie poprzez głos Beaty Fudalej) i dalej do salonu, gdzie oczekują przybyli już goście, których trzeba zająć tak, aby nie weszli do jadalni i nie spotkali się z przypadkowo tu przybyłym Barneyem itd., itd.

Ale owo mordercze tempo i trud pracy nie mogą stanowić usprawiedliwienia dla tak podstawowych niedoróbek reżyserskich jak na przykład tzw. martwe, puste fragmenty spektaklu, gdzie nie tylko nic się nie dzieje, ale też nikogo nie ma na scenie (vide nadmiernie wydłużony początek), czy przesadna ilość powtórek zachowań, grymasów i min, co sprawia, że po pewnym czasie do przedstawienia wkrada się nuda. Ponadto budowanie dialogu na ciągłym krzyku aktorów jest nie do zniesienia. Tak jak nie do zniesienia jest u Artura Barcisia sitcomowy nawyk ciągłego wybałuszania oczu, robienia min i unoszenia w górę ramion na znak zdziwienia jakąś sytuacją, wiadomością czy czymkolwiek innym. Powtarzalność aż do znudzenia. Podobnie jak ów sztuczny, przyklejony uśmiech Beaty Fudalej, po wielekroć posyłany w stronę widowni, przed każdym wejściem do któregoś z pomieszczeń. Ile ich było? Nie zliczyłam. Stanowczo za dużo.

Ale w tym spektaklu, pokazanym na zakończenie przeglądu komedii lata, jest też kilka świetnych scen, które wprawdzie nie ratują przedstawienia jako całości, ale dają przyjemność oglądania, jak choćby rozmowa Beaty Fudalej przebranej za hiphopowego Saszę z prześmieszną fryzurą typu dredy i Artura Barcisia jako Barneya, w kraciastej marynarce i zabawnej peruce na głowie, który bierze Saszę za opiekunkę do dziecka (z powodu fryzury) i zaleca się do niego. Szkoda natomiast, że nie wybrzmiał tu finał napisany w tonacji serio. Przesadnie płaczliwy i sentymentalny, przynajmniej w takim klimacie zagrany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji