Marzy mi się syn
- W tym zawodzie widać, kto naprawdę ma "iskrę Bożą", a komu jej brak. Aktorstwo to zawód "piekielnie boski". Trzeba umieć iść po swoje, ale i doceniać to, co się ma. Trzeba być zawsze przygotowanym i nie lekceważyć przeciwnika - mówi warszawski aktor CEZARY PAZURA.
Paulina Pawlak: - W tym roku obchodzi Pan 20. rocznicę pracy artystycznej. Myśli Pan o jakimś podsumowaniu?
Cezary Pazura: - Nie. Ten czas minął jak błyskawica.
- Odniósł Pan sukces. Jest na to jakiś przepis?
- To nie jest łatwe. Wszystko zależy od tego, czym obdarował nas Bóg. W tym zawodzie widać, kto naprawdę ma "iskrę Bożą", a komu jej brak. Aktorstwo to zawód "piekielnie boski". Trzeba umieć iść po swoje, ale i doceniać to, co się ma. Trzeba być zawsze przygotowanym i nie lekceważyć przeciwnika. Nie ma tu nieważnych ról czy epizodów. Na przykład Henryk Bista w pewnym momencie grał tylko epizody, a był wielkim aktorem i wielkim człowiekiem. Miałem szczęście uczestniczyć z
nim w kilku projektach i za każdym razem przekonywałem się, że był to aktor wielkiej klasy.
- Jest Pan gwiazdą czy też w dalszym ciągu musi Pan udowadniać, że coś potrafi?
- Czasami bywam traktowany jak ktoś, kto coś osiągnął. Jednak cały czas muszę wzbogacać swój warsztat, urozmaicać go. Ciekawe, że kiedy w Stanach Zjednoczonych ktoś odniesie sukces, to zawsze ma rację. Pytany jest tylko o to, jak to zrobił. U nas natomiast robi się wszystko, aby przestało mu się dobrze wieść.
- Ale ma Pan już na planach osobną przyczepę-garderobę...
- Nie ma tam cudów, ale jest komfort. Można się wyciszyć, uspokoić, powtórzyć tekst i odpocząć. Czasy bardzo się zmieniły. Kiedy
i kręciliśmy serial "Pogranicze w ogniu", nie zawsze mieliśmy nawet posiłki na planie. Nie miałem wtedy pieniędzy. Teraz często się mówi, że kiedyś artyści głodowali i wie Pani, że coś w tym jest?
- Zaznał Pan tego?
- Tak, wiem, jak to jest. Ten okres w życiu wiele mnie nauczył.
- Córka pójdzie w Pana ślady?
- Odradzam jej. Kobiecie nadal jest trudniej - i w aktorstwie, i w życiu.
- Czuje Pan komfort, mogąc dać swojemu dziecku coś, czego sam w dzieciństwie nie miał?
- Pierwsze dżinsy dostałem w trzeciej klasie liceum, i to tylko dlatego, że tata wygrał w totolotka. Cieszę się, że mojej córce mogę dać to, czego chce i o czym marzy. Ale na wszystko trzeba zasłużyć. Nie używamy słów "daj" i "chcę". Bo każde "chcę" może w przyszłości stać się pułapką.
- Jest Pan zasadniczym ojcem?
- Zdecydowanie tak. Podstawą dla dziecka jest dom. Nie pozwalam np. mówić źle o nauczycielach, choć sam miałem w życiu różnych. Dziś wiem,
że ci, na których narzekałem, dali mi najwięcej.
- A ile w Panu jest dziecka?
- Dużo. Trzeba hodować w sobie dziecko, być nim, a wtedy człowiek nawet starzeje się inaczej.
- Jest Pan jednym z najbardziej lubianych aktorów...
- To jest szalenie mile. Ostatnio żona wydrukowała mi z Internetu listę dziesięciu ulubionych aktorów komediowych. Polacy bardzo lubią Chaplina, Carreya, ale także mnie. Znalazłem się na piątym miejscu. Byłem mile zaskoczony.
- Mówi się, że Cezary Pazura często "chałturzy".
- Nie znoszę tego określenia. Jeżdżę ze swoim kabaretem i na estradzie daję z siebie wszystko. To jest pełnowymiarowy spektakl.
- A reklama jest chałturą?
- Jeżeli zwraca się do mnie wielka firma z propozycją, abym został ich twarzą, to jest to dla mnie wyróżnienie.
- Można powiedzieć, że ma Pan wszystko?
- Każdego dnia dziękuję Bogu, że mam to, o czym nawet nie marzyłem. Nie przywiązuję się do rzeczy materialnych, ponieważ zawsze można je stracić.
- Dziękuje Pan opatrzności za to, co ma, czy prosi o więcej?
- Nie lubię postaw roszczeniowych.
- Jakie ma Pan marzenia?
- Marzy mi się synek, z którym będę mógł grać w piłkę (śmiech). Córkę mam i wiem, jaki to kłopot (śmiech).
- Najbliższe plany?
- Plan serialu "Oficerowie".
- Czy wcześniej oglądał Pan w telewizji "Oficera"?
- Tak i bardzo mi się ten serial podobał. Propozycja zagrania w jego drugiej części jest dla mnie wielkim wyróżnieniem.
- Kim jest Pana bohater?
- Podinspektor Marek Sznajder to postać nie pozbawiona specyficznego poczucia humoru będącego mieszanką życiowej mądrości, cynizmu, smutku i poczucia, że nie należy pokazywać wszystkim tego, co się czuje.
- Ogląda Pan siebie?
- Tak, ale nie dla satysfakcji, tylko aby wiedzieć, jakich błędów nie popełniać w przyszłości. Złapałem się także na tym, że czasami, kiedy emitowany jest jakiś film z moim udziałem, patrzę na siebie młodszego "dzisiejszymi oczami". Zresztą kiedy powtarzali "Pogranicze w ogniu", zadzwoniła do mnie mama i powiedziała - Zobacz synku, jaki byłeś młody.
- Potrafi Pan regulaminowo oddawać wojskowe honory?
- (śmiech) Nie chwaląc się, tak. Ja i Maciek Kozłowski potrafimy odpowiednio oddawać wojskowe honory.
- Nie udało się Panu uniknąć wojska?
- Nie wyszło. Zaraz po wojsku mówiłem, że to stracony rok. Teraz uważam, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Przydało mi się to. Strzelanie, zasady używania broni, karność i dyscyplina - to wszystko potrafię.
***
Role w filmach "Psy" Władysława Pasikowskiego i "Kiler" Juliusza Machulskiego sprawiły, że stał się wielką gwiazdą polskiego kina. Występ w "Karierze Nikosia Dyzmy" Jacka Bromskiego spowodował, że zaczęto go nazywać "polskim Jimem Carreyem". Aż trudno uwierzyć, że jego kariera trwa już 20 lat.
Uwielbia piłkę nożną. Z powodzeniem gra w Reprezentacji Artystów Polskich.