Artykuły

Kochankowie na trapezie

X Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski w Gdańsku podsumowuje Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Jest wciąż wielu artystów, dla których występy na scenie są wielką pasją, czasem wręcz sposobem na życie.

W tym roku Festiwal Szekspirowski zaskoczył widzów ogromną różnorodnością w odczytaniu dzieł genialnego stratfordczyka.

Szekspir jest jak świat, albo życie. Każda epoka znajduje w nim to, czego sama szuka i co sama chce zobaczyć - te zdania Jana Kotta są świetnym mottem zakończonego w Gdańsku festiwalu. Jego wielkim przegranym stał się reżyser Luc Perceval, autor zaskakującego i kontrowersyjnego, choć silnie osadzonego we współczesności "Otella". Jurorom najwyraźniej nie przypadł do gustu, tak samo jak brutalizm rodzimego "Tytusa Andronikusa" z Teatru Wybrzeże.

Emocje festiwalowe trwały do ostatniej chwili. Finał dał zaś okazję do porównań dwóch wersji najsłynniejszej opowieści o miłości. Reżyserzy, którzy sięgają po "Romea i Julię", chcą zazwyczaj przyciągnąć młodą widownię. Starają się więc odwołać do świata jej wyobraźni. Tak też było w obu, jakże różnych, interpretacjach dramatu zrealizowanych przez teatry w Rejkiawiku i Jeleniej Górze.

Gisli Örn Gardarsson (reżyser i odtwórca Romea), przedstawiając kochanków z Werony, postawił na widowiskowość. Ich losy rozegrał na cyrkowej arenie, dzięki czemu aktorzy mieli świetny kontakt z publicznością. Część dialogów oparto na improwizacji, pojawiła się współczesna muzyka, wydawało się też, że niektóre sceny wręcz przeniesiono z paryskiego Moulin Rouge. W celi brata Laurentego pojawił się nawet Chrystus, który błogosławi miłości głównych bohaterów.

Te szalone i zaskakujące pomysły miały jednak uzasadnienie. W przedstawieniu nie było taniego efekciarstwa. Odtwórcy poszczególnych postaci imponowali nie tylko dobrym aktorstwem, ale i niezwykłą zręcznością. Obserwując salta i kombinacje na trapezie w wykonaniu Gisliego Örna Gardarssona oraz Unnur Ösp Stefansdóttir, łatwo uwierzyć, że miłość Romea i Julii po prostu dodawała im skrzydeł. Nastrój radości, czasem wręcz euforii mieszał się z uczuciem smutku i przygnębienia, który towarzyszył widzom szczególnie w ostatniej scenie, w której wydaje się, że prawdziwa miłość jest czymś kruchym i trudnym do uratowania.

Do młodej widowni skierowana jest też polska realizacja "Romea i Julii" zaprezentowana ostatniego dnia przez jeleniogórski Teatr im. Norwida. Wyróżniona inscenizacja Krzysztofa Rekowskiego rozgrywa się na podwórku blokowiska. Aktorzy mówią współczesnym językiem, z rzadka korzystając z tłumaczenia Stanisława Barańczaka, nastrój buduje dość agresywna muzyka. W parze głównych bohaterów (Julia - Justyna Bartoszewicz i Romeo - Jakub Giel) trudno odnaleźć ckliwych kochanków. To raczej cyniczni outsiderzy, którzy nie chcą pogodzić się z otaczającym światem. Uczucie, które nieoczekiwanie na nich spływa, odmienia ich życie. Oboje mają wrażenie, że śnią piękny sen, z którego nie chcieliby się obudzić. Reżyser najwyraźniej zakpił sobie z tezy, że śmierć pary kochanków zakończy wieloletnią nienawiść ich rodzin. W ostatniej scenie w miejscu śmierci Romea i Julii toczy się śledztwo. Są kamery, dziennikarze, policjanci. Zwaśnione rodziny przy błysku fleszy wylewają krokodyle łzy i postanawiają uczcić pamięć pary kochanków wystawieniem pomnika ze złota.

Na Festiwalu Szekspirowskim pojawiło się w tym roku wielu artystów, dla których teatr jest wielką pasją, czasem wręcz sposobem na życie. Takie miałem wrażenie, obserwując aktorów Teatru Yohangza z Korei Płd. w oryginalnej wersji "Snu nocy letniej" [na zdjęciu], Amerykanów z Santa Barbara grających w "Ryszardzie II", jak też legniczan w rozgrywającym się w scenerii Szekspirowskiej "Burzy" "Otellu" (nagroda dla Jacka Głomba za reżyserię) oraz - grupę Vesturport z Rejkiawiku z "cyrkową" wersją "Romea i Julii".

Pojawiła się także na tym festiwalu postać niezwykła, wręcz charyzmatyczna. Był nią turkmeński aktor Anna Mele, który w niezrozumianym dla nikogo z widzów języku opowiedział jasno i przejrzyście tragedię króla Leara. Niezwykłe i poruszające przedstawienie, które oglądało się w ogromnym skupieniu. (Nagroda aktorska jak najbardziej zasłużona). W krótkiej rozmowie z "Rzeczpospolitą" Mele wzruszony nagrodą przyznał, że pracuje właśnie nad monodramem według "Hamleta". Warto czekać i zaprosić znów tego artystę do Gdańska.

***

Sukces koreańskiego zespołu

Podczas X Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego wystąpiło 14 teatrów z 9 krajów. Triumfatorem okazał się spektakl "Sen nocy letniej" Teatru Yohangza z Korei Południowej. Artyści z Azji zdobyli Grand Prix oraz nagrodę publiczności. Jury przyznało też nagrody: za reżyserię Jackowi Głombowi z Teatru Modrzejewskiej z Legnicy za spektakl "Otello", za najlepszą rolę kobiecą Ewie Galusińskiej, Desdemonie w "Otellu" legnickiego teatru, oraz za najlepszą rolę męską Annie Mele jako tytułowemu Learowi w spektaklu Teatru Awara z Turkmenistanu. Nagroda specjalna jury za oryginalność interpretacji przypadła Teatrul National Craiova z Rumunii, który pokazał "Wieczór Trzech Króli". Przedstawienia oceniało jury w składzie: prof. Russell Jackson (przewodniczący) z Uniwersytetu Birmingham, dr Valentina Riapołowa z Instytutu Sztuki Rosyjskiej Akademii Nauk, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, aktorka, Władysław Zawistowski, dyrektor Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, oraz Andrzej Żurowski, krytyk teatralny. Podczas imprezy utworzono Europejską Sieć Festiwali Szekspirowskich. Zrzeszenie zostanie zarejestrowane w Polsce oraz w Brukseli. Pierwszym przewodniczącym ESFS został prof. Jerzy Limon, prezes Fundacji Theatrum Gedanense organizującej Festiwal Szekspirowski w Gdańsku.

***

Siła w różnorodności

Prof. Jerzy Limon, twórca festiwalu, prezes Fundacji Theatrum Gedanense Jerzy Limon: - Cieszę się, że festiwal zdobywa sobie coraz większą renomę i uznanie. W tym roku publiczność dosłownie waliła drzwiami i oknami. Budujące jest też to, że coraz więcej młodzieży uczestniczy w naszych działaniach edukacyjnych. Nie chcieliśmy stworzyć imprezy elitarnej, siłą festiwalu jest różnorodność. Wśród 14 przedstawień, które prezentowaliśmy w tym roku, właściwie każde rozgrywało się w innej stylistyce. Mnie najbardziej poraziła wersja "Otella" przygotowana przez Luca Percevala. Jej katastrofizm graniczący z nihilizmem mógł szokować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji