Artykuły

Kobiety, które wkurzały i teatr bliski życiu. Rok 2019 na scenie i za kulisami

Śmierć w wyniku błędu lekarskiego, fantazje seksualne Polek, molestowanie, wpływy biskupów czy strajk nauczycieli. Polski teatr 2019 roku dotykał tego, co ważne i co boli. Żeby zobaczyć to, co najciekawsze w teatrze, warto nieraz zboczyć z utartej ścieżki wielkich nazwisk - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

W polskim teatrze 2019 zapamiętam jako rok kobiet i otwartego starcia z dyktatem katolicyzmu politycznego. W marcu mieliśmy w Rzeszowie próbę ocenzurowania spektaklu "#chybanieja" Pawła Passiniego i Artura Pałygi m.in. o kościelnej pedofilii, a na koniec roku oglądaliśmy "Matkę Joannę od Aniołów" [na zdjęciu] Jana Klaty z warszawskiego Nowego Teatru - spektakl o egzorcyzmach, biskupach, dziedzictwie Jana Pawła II i kościelnej niechęci do kobiet.

Atrakcyjne widowisko według opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza to "najbardziej religijne przedstawienie Jana Klaty", jak czytaliśmy w "Tygodniku Powszechnym", czy "przegląd kościelnej mody", który "nie tyle demaskuje praktyki Kościoła katolickiego, ile utrwala obraz ujarzmionego ciała kobiety", jak pisał "Dwutygodnik"? A może jedno i drugie?

Ale dla mnie dużo ważniejszą premierą Nowego była kameralna "Lipa w cukrze" - przedstawienie reżyserki Magdy Szpecht i kolektywu Teraz Poliż. Trzy performerki inscenizują fantazje seksualne Polek zebrane wcześniej w internetowej ankiecie. Robią to dowcipnie, czasem bardzo umownie, czasem bezpośrednio, ale nie wulgarnie. Jaśmina Polak, Dorota Glac i Kamila Worobiec stwarzają przestrzeń komfortu i przyjaznej komunikacji dla widzów, których pozostają bardzo blisko; są za to daleko od klisz.

Z kolei o religii w Nowym Teatrze mówiły "Jezus" Jędrzeja Piaskowskiego i "Psychoza" Tomasza Węgorzewskiego (w koprodukcji z Teatrem Żeromskiego w Kielcach). To przedstawienia młodych, oryginalnych reżyserów. Operują językiem pozornie prostym, wręcz naiwnym - jak przypowieść. Jest w nich tęsknota za doświadczeniem odległym od codziennych sporów światopoglądowych, za tajemnicą.

Hitler, Houellebecq i molestowanie

Inną strategię w mówieniu o katolickiej opresji, o prawie kobiety do decydowania o własnym ciele i mówienia o swojej seksualności przyjęły Agnieszka Błońska i Joanna Wichowska w "Diabłach" w warszawskim Powszechnym. Za inspirację też - jak Klata w Nowym - wzięły "Matkę Joannę od Aniołów", ale połączyły ostry polityczny feministyczny performans z... lekcją edukacji seksualnej w teatrze.

Powszechny, najbardziej politycznie deklarujący się polski teatr, stawiał w tym roku na mocne gesty - i nie mam tu na myśli tylko głośnego "Capri" Krystiana Lupy. Było też "Mein Kampf" Jakuba Skrzywanka i Grzegorza Niziołka - zderzający widzów ze słowami z dzieła Adolfa Hitlera, które zabrzmiały, niestety, całkiem współcześnie i zaskakująco mało szokująco jak na dzisiejszy polityczny dyskurs. Z kolei w Teatrze Współczesnym w Szczecinie Skrzywanek zaprosił do swojego "Kaspara Hausera" Alex Freiheit - performerkę i gwiazdę feministycznego punka znaną jako Siksa.

Ale może najważniejszym teatralnym wydarzeniem tego roku było wystąpienie pracownic Teatru Bagatela w Krakowie, które przerwały środowiskową zmowę milczenia i zarzuciły swojemu dyrektorowi wieloletnie molestowanie seksualne. Spotkały się ze wsparciem środowiska, ale też z dużym hejtem.

Sprawa Bagateli zwraca uwagę na ważne problemy - większość przypadków mobbingu i przemocy seksualnej w teatrze pozostaje w ukryciu, a jakieś 90 proc. dyrektorów polskich teatrów to mężczyźni - choć wśród reżyserek coraz większy procent stanowią kobiety.

Przewrotnym zwieńczeniem tego najbardziej może feministycznego sezonu w polskim teatrze była "Serotonina" Michela Houellebecqa z warszawskiego Teatru Studio w reżyserii Pawła Miśkiewicza i adaptacji Joanny Bednarczyk, łącząca ogień z wodą - wierną adaptację opartą na błyskotliwie sarkastycznych, acz dość okropnych w wymowie monologach głównego bohatera, typowego dla Houellebecqa mężczyzny z klasy średniej w kryzysie wieku średniego, tu: w skrajnej depresji, z przedstawieniem ich jako mizoginicznego nudziarstwa.

Świat bez drzew i teatr bliski życiu

Ale to nie był sezon "jednego tematu". Widmo ekologicznej katastrofy? Proszę bardzo. Weźmy spektakl Komuny Warszawa "Rozmowę o drzewach" Weroniki Szczawińskiej. Minimalistyczne, pozornie proste i bardzo poetyckie przedstawienie inspirowane wierszem Brechta. "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach", pytał Philip K. Dick w prozie, która stała się podstawą dla kultowego "Łowcy androidów", o świecie wielkiego wymierania. W spektaklu Szczawińskiej performerzy dosłownie grają drzewa w jakimś postapokaliptycznym świecie, w którym prawdziwych drzew już zabrakło.

Ważny w tym roku był też teatr, którego polityczność polega na mówieniu w empatyczny, przejrzysty, a zarazem formalnie wyrafinowany sposób o tym, co ludziom najbliższe. W "Po prostu" kolektywu Instytut Sztuk Performatywnych - również w reżyserii Szczawińskiej, do tekstu Piotra Wawra seniora - słyszymy o służbie zdrowia, o błędzie lekarskim, arogancji systemu i wreszcie utracie najbliższej osoby, która staje się traumą - a także o tej traumy przepracowaniu. Historia "z życia wzięta" przedstawiona jest w paradoksalnej formie, łączącej barokową, operową szerokość gestu i skrajne ubóstwo: dwóch aktorów, kilka krzeseł, głośnik. Najbardziej przeraża w tej historii z pierwszej połowy lat 80. chyba to, że bez trudu można wyobrazić sobie taką historię i teraz.

Z kolei "Kowboje" Anny Smolar i Michała Buszewicza z Teatru Osterwy w Lublinie, których premiera przypadła na kulminację strajku nauczycieli, w błyskotliwy sposób pokazują szkolną pracę, szkolne frustracje i szkolne lęki - nauczycieli, ale też rodziców i uczniów.

Jeszcze innym językiem mówiła o codziennych dramatach w katowickim "Koszcie życia" Małgorzata Bogajewska - wystawiając nagrodzoną Pulitzerem sztukę pochodzącej ze Śląska polskiej Amerykanki Martyny Majok - o dwojgu ludziach z niepełnosprawnościami i skomplikowanych relacjach z opiekującymi się nimi osobami. Anglosaski styl uprawiania teatru, z filmowo wręcz opowiedzianą fabułą, przejmująco i sprawnie wybrzmiał na kameralnej scenie Teatru Śląskiego.

To, co w teatrze najważniejsze, nie zawsze trafia na pierwsze strony gazet i największe afisze. Czasem dzieje się za kulisami. I niekoniecznie dostrzegają to krytycy czy najważniejsze teatralne festiwale.

Teatr w Polsce wciąż wzrusza, wciąż sensownie krytykuje rzeczywistość i wciąż - co ważne - zdolny jest do samokrytyki. Czasem tylko, by to zauważyć, trzeba zejść z głównego szlaku w boczne uliczki. Warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji