Artykuły

Teatr Lalki "Tęcza" w Słupsku wychodzi z cienia

Skromna obsada, pracownie lalkarskie pamiętające dawne czasy, niedofinansowanie i ogólnopolskie sukcesy. Jak wygląda życie teatru lalki na prowincji? - zastanawia się Małgorzata Muraszko w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Tęczę znają wszystkie dzieci ze Słupska i okolic. Znają małe i niewygodne siedzenia oraz niewielką scenę. Pomimo niedawnego remontu wnętrze niewiele się zmieniło, a lalki dalej bacznie przyglądają się młodym widzom, z tą różnicą, że teraz niektóre z nich patrzą zza szklanej szyby. Teatr powstał w Tuchomiu, kaszubskiej wsi na Pomorzu, w 1946 r. Założyło go małżeństwo - Elżbieta i Tadeusz Czaplińscy. Przez 20 lat jeździli zaprzęganym w konie wozem od wioski do wioski, wystawiając spektakle, a w 1966 r. teatr dostał stałą siedzibę w Słupsku, w którym mieści się do dziś.

ZE ŚLĄSKA NAD MORZE

Nowe otwarcie nadeszło w 2015 r., kiedy dyrektorem słupskiej sceny został pochodzący z Górnego Śląska reżyser i aktor Michał Tramer. - Pojechałem z żoną i psem na Kaszuby na wakacje. Musieliśmy skrócić wyjazd, ponieważ otrzymałem telefon z urzędu miasta z informacją, że mój program przeszedł do kolejnego etapu konkursu. Wygrałem. Miałem dwa tygodnie na domknięcie swoich spraw i przyjazd do Słupska - mówi urzędujący od 2015 r. dyrektor.

W Słupsku czekał na niego zbliżający się remont, mały zespół aktorski złożony z pięciu aktorek i jednego aktora, staromodnie wyposażone, acz bardzo profesjonalne pracownie lalkarskie i zestaw bardzo klasycznych spektakli w repertuarze.

- Gdy przyszedłem do Słupska, zreflektowałem się, że odbiorcy tutaj nie znają teatru lalki, który idzie w inną stronę. Znają tradycyjne formy. Lalkarstwo jest bardzo dualistyczne. Na Wschodzie, w Rosji i Azji szczególnie, jest to teatr tradycyjny, z korzeniami sięgającymi tysięcy lat. Z kolei Zachód jest bardziej otwarty na eksperymenty. Szczególnie Czechy są ciekawym pod tym względem krajem.

Czeski i słowacki teatr lalkowy został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Oprócz tego jest u nich silny ruch nowoczesnego teatru formy. To pochodna lalkarstwa, ale jest znacznie bardziej eksperymentalna, performatywna, poszukująca. W podobną stronę idzie teatr niemiecki. Tam lalkarstwo jest pretekstem do poszukiwań - opowiada Tramer. - W Polsce akademia białostocka idzie bardziej w klasyczną stronę. Z kolei Wrocław jest bliższy nowemu teatrowi formy.

TĘCZA SYMBOLEM RÓŻNORODNOŚCI

Słupskiemu teatrowi przez lata bliżej było do klasycznej formy teatru lalkowego kierowanego do młodego widza. Każdy przedszkolak, każdy uczeń i każda uczennica pierwszych klas szkół podstawowych chociaż raz w roku odwiedził "Tęczę" w ramach szkolnych wyjść.

- Od Szczecina do Gdańska nie ma innego teatru lalki. Skoro odbiorcy nie mają z nim styczności, to naszym obowiązkiem jest pokazać im całe spektrum możliwości. Tęcza jest symbolem różnorodności, już sama nazwa nas do tego obliguje, aby podjąć się całej gamy lalkarskich form i spektakli skierowanych do różnych grup widzów - opowiada dyrektor Tramer. - Bardzo mocno jest zakorzenione wyobrażenie o teatrze lalki przeznaczonym wyłącznie dla dzieci. Ale to błędne i krzywdzące myślenie. Zaniedbaną grupą w "Tęczy" była młodzież: starsze klasy szkoły podstawowej i dawnego gimnazjum oraz licealiści.

Dyrektor wraz z zespołem aktorskim postanowił poszerzyć ofertę edukacyjną teatru stawiając nie tylko na widzów, ale i na nauczycieli. Do każdego spektaklu powstały nowatorskie konspekty zajęć dydaktycznych. - Organizatorka widowni Magdalena Tramer z aktorką i pedagożką teatralną Joanną Stroike-Stempkowską napisały projekt edukacyjny w oparciu o trzy spektakle kierowane do różnych grup wiekowych, każdy z nich poruszający inny, równie ważny problem. Do każdego spektaklu organizowaliśmy warsztaty dla nauczycieli, żeby wiedzieli, jak rozmawiać o problemach przedstawionych w danej sztuce z dziećmi i młodzieżą - mówi dyrektor.

Joanna Stroike-Stempkowska: - Chodzi o to, aby dać nauczycielom narzędzia, które pomogą im w dalszej pracy z dziećmi i młodzieżą. Dużo naszych spektakli traktuje o inności, odrębności, dlatego warto pokazać nauczycielom, jak o spektaklu rozmawiać z dziećmi. Przychodzą do nas wspaniali nauczyciele, bardzo świadomi i otwarci, którzy chętnie wykorzystują nasze materiały. Daliśmy się zaszufladkować jako teatr dla dzieci, teatr bajek, ale mamy spektakle trudne w odbiorze, których nie można zostawić bez komentarza.

Aktorka, która z teatrem związana jest od 2001 r., podkreśla, że przez lata teatr miał takich widzów, do których kierował swój repertuar. Zmiana nastąpiła po zmianie dyrekcji. - Najpierw wprowadziliśmy spektakle dla widzów od czwartej klasy szkoły podstawowej, potem był spektakl dla starszej młodzieży. Zaczęliśmy przecierać szlaki.

Michał Tramer: - Przygotowane spektakle nie spotkały się z takim zainteresowaniem, na jakie liczyliśmy. Postawiliśmy więc poprzeczkę wyżej i przygotowaliśmy repertuar dla widza dorosłego.

"ŚVEJK" JEDZIE W POLSKĘ

Tramer dostał spektakl od twórcy wydziału lalkarskiego w Białymstoku, laureata Paszportu "Polityki" Krzysztofa Raua. "Gaja", wystawiona po raz pierwszy w 1997 r., była prezentem dla słupskiego teatru i dla dyrektora na nowy początek. Jak mówi Tramer, pomimo zachwytów widzów i łez wzruszenia po spektaklach "Gaja" wcale nie spotkała się z takim zainteresowaniem, na jakie dyrektor liczył.

- Poszliśmy o krok dalej i sięgnęliśmy po to, co widzowie mogą znać i kojarzyć. "Svejk" w reżyserii Joanny Zdrady na podstawie "Przygód dobrego wojaka Szwejka" Jaroslava Haska okazał się naszym sztandarowym spektaklem - mówi dyrektor.

Spektakl słupskiego teatru lalek został wybrany przez komisję artystyczną programu Teatr Polska (projekt mający na celu wystawianie spektakli w miejscach, w których nie ma teatrów instytucjonalnych organizowany przez Instytut Teatralny i wspierany przez MKiD). "Svejka" zobaczyli mieszkańcy Kroto-szyna, Gostynia, Nowej Soli, Barcina, Środy Wielkopolskiej, Wejherowa, Tczewa, Dzierżoniowa, Kłodzka i Sępólna Krajeńskiego.

- Z ponad 100 zgłoszonych spektakli komisja wybrała 18 do tegorocznej edycji. Jednym z nich był nasz spektakl. Dla teatru, który wycofał się w bardziej klasyczne formy, objazd Polski w ramach projektu był ogromnym wyróżnieniem i wyzwaniem.

To, co robi "Tęcza", zaczęło zauważać i doceniać środowisko teatralne, a przede wszystkim - widzowie. Na kolejny tytuł dla widzów dorosłych, "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa, bilety kupowane są z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Do tej pory to się w "Tęczy" na taką skalę nie zdarzało.

- Nastąpił wielki przełom - mówi Stroike-Stempkowska. - Teraz, gdy udało nam się przekonać widzów, możemy wrócić do spektakli, które proponowaliśmy wcześniej. Myślenie o naszym teatrze zaczęło się zmieniać.

ZYCIE NA PROWINCJI

Docenienie przez widzów i środowisko nie pogrzebało jednak gnębiących teatr od lat problemów. Słupska "Tęcza" jest drugim w Polsce najniżej dotowanym teatrem w kraju.

- Cały czas teatr lalki boryka się z problemem niedocenienia. Odbierany jest jako mniej poważny, infantylny. To się odbija w dotacjach - teatry lakowe dotowane są mniej niż teatry dramatyczne, nawet jeśli odnoszą większe sukcesy. Często słyszę, że tak jest "od zawsze". Denerwuje mnie takie podejście i mówię, że kobiety kiedyś nie miały praw wyborczych, a teraz mają, bo ktoś się kiedyś na taki stan rzeczy nie godził. Dlatego teatry lalkowe też nie powinny się godzić na taką formę dyskryminacji. Argument, że "koszt przygotowania spektaklu w teatrze lalkowym jest mniejszy niż w spektaklu dramatycznym" jest mieszaniem skutku z przyczyną. Są niższe, bo muszą być niższe! Bo mamy po prostu mniej środków - mówi z żalem dyrektor słupskiego teatru.

Dodaje: - Słupska mentalnie nie można nazwać prowincją. To, co jest bogactwem Słupska, to mnogość instytucji kultury. To jest bardzo trudne do udźwignięcia przez miasto, ale bardzo wzbogacające dla mieszkańców.

Pracownicy pracują na swoim sprzęcie, a scenografia powstaje dzięki współpracy barterowej między teatrem a okolicznymi firmami budowlano-wykończeniowymi. Pracownie teatralne są małe, wypełnione rekwizytami i sprzętem, pamiętają z pewnością pierwsze lata działania teatru. Ale siłą teatru są oddani mu pracownicy, którzy współtworzą go od lat. Nie wyobrażają sobie innego życia niż to związane z "Tęczą".

LALKA DAJE SUPERMOC

- Lalka daje dużo możliwości twórcy. Jest fajnym narzędziem. Na wrocławską Akademię Sztuk Teatralnych poszedłem zakochany w teatrze, a wyszedłem - zakochany w teatrze lalek. Znacznie lepiej się w nim odnajduję i lubię go - mówi dyrektor Tramer.

- Aktorzy lalkarze są zdecydowanie bardziej elastyczni. Dopóki nie zetknie się z teatrem lalek od wewnątrz, to wydaje się on mało poważną zabawą. Tak naprawdę ożywianie martwego przedmiotu to rodzaj supermocy. Daje to ogromne możliwości, świadomość ciała, formy, większą umiejętność spojrzenia na siebie z zewnątrz.

Kadencja dyrektora Michała Tramera kończy się w czerwcu 2020 r. Nie wie, czy będzie startował w ogłoszonym przez miasto konkursie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji