Artykuły

Niezwykła moc "Ofiary Wilgefortis" powróciła

"Ofiara Wilgefortis" w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Gazecie Współczesnej.

Bóg jest miłością, ale jaki Bóg i czym jest miłość w XXI w.-zdaje się pytać Piotr Tomaszuk jako reżyser. Ubierając "Ofiarę Wilgefortis" w szaty średniowiecznego misterium, ulicznych korowodów, zachowując niepowtarzalny styl Teatru Wierszalin, na nowo przypomina pytanie o fundament ludzkości, człowieczeństwa. O miłość.

Historia Wilgefortis - jak mało która - znakomicie wpisuje się w sposób myślenia o teatrze Piotra Tomaszuka. Bo przecież to opowieść o przekraczaniu granic, ale też o marzeniu ludzi wieków średnich o równości, braterstwie, wolności.

Legendę o świętej dziewicy, która wymodliła sobie twarz Jezusa, co przypłaciła ukrzyżowaniem, Piotr Tomaszuk pozostawia w realiach sennego koszmaru, ale drobnymi często elementami stroju bohaterów przypomina, że takie rzeczy mogą dziać się tu i teraz. Wystarczy tylko przebudzić się i otworzyć szeroko oczy.

Ot, choćby figura apodyktycznego Ojca. Człowieka, który chce rządzić nie tylko królestwem, ale też przede wszystkim - swoją córką. Spełnienie w boju mu nie wystarcza. Dariusz Matys w tej roli może łamać miecze, giąć zbroję gigantycznej ruchomej rzeźby przedstawiającej jego postać wyrzeźbioną dłutem Mikołaja Maleszy, ale ducha córki nie złamie. Za to stanie się klasycznym sprawcą przemocy domowej. Czyż nie tak traktowano kiedyś krnąbrne, acz wysoko

urodzone panny, jak zamykając je w wieży? Ojciec staje się człowiekiem zaślepionym idee fixe, nieczułym na głos własnego dziecka.

Maczystowski Narzeczony zachowujący się jak klasyczny kryptogej to kolejna niezwykle intrygująca figura tej wersji "Ofiary Wilgefortis". Widać, że kreujący tę postać Mateusz Stasiulewicz bardziej ceni sobie prawdziwą męską przyjaźń zawartą z monarchą na polu boju niż rękę córki króla. Tu odwagi dodaje sobie alkoholem i wulgarnością, ale i tak zdezerteruje przerażony odmianą przyrzeczonej narzeczonej.

Jest też lud ciemny, ale ufny w moc świętych, w zmartwychwstanie. Ma prawo modlić się, wierzyć, ale przerażony widzialnym cudem za chwilę może obrócić się przeciwko cudotwórczym. Siła zawiści jest bowiem równie potężna i wszechogarniająca jak internetowego hejtu.

Piotr Tomaszuk, reżyser, ale i przecież aktor, będąc narratorem, singerem, steruje tempem opowieści, a Adrian Jakuć-Łukaszewicz czujnie wzmacnia sceny, czasem korzystając jedynie z uderzeń w kawałki drewna, wybijając rytm tej historii.

Fantastyczne rzeźby krążą po scenie, skupiony Rafał Gąsowski jako Jezus podaruje część siebie ziemskiej kobiecie, by samemu być na drugim planie. Planie, w którym dzięki maestrii reżyserskiej Piotra Tomaszuka dzieje się równie wiele, a każda ze scen ze swoją plastycznością godna jest uwiecznienia przez dawnych mistrzów światłocienia. Są klasyczne dla Teatru Wierszalin sceny zbiorowe, dynamiczne zagarnianie teatralnej przestrzeni, ale wszystko podporządkowane jest wizji reżysera.

Wilgefortis po trzykroć jest kuszona. Czym - idealnie dopasowana do tej postaci Katarzyna Wolak - ma pokonać kuszenie? Ano miłością, wiarą i nadzieją. Zaś jej symboliczne zaślubiny z Jezusem nie mogą nie wyciskać łez. I nie rzecz tu w zjednoczeniu z Bogiem, a w wieloznaczności symboliki zamiany twarzy. Bo Wilgefortis w relacji z Jezusem nie traci twarzy. Jak przy sakramencie małżeństwa narzeczeni wymieniają się obrączkami, tak przecież Jezus zyskuje w treści dramatu jej twarz, a ona - jego. Ofiarowali sobie nawzajem coś, co na ziemi jest tak ważne, tak istotne i co dziś, w XXI w. tak łatwo stracić. Twarz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji