Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień ósmy

"Ryszard II" Teatru Lit Moon to teatralna msza połączona ze świeckim obrzędem. To wrażenie jest podsycane przez sakralną przestrzeń spektaklu - w Gdańsku był to zniszczony, gotycki kościół św. Jana z kamiennym ołtarzem i zniszczonymi sklepieniami. Ta msza nie powoduje jednak wyzwolenia przez objawienie dobra, ale przez rozbrojenie mechanizmów zła - dla e-teatru z Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku pisze Paweł Sztarbowski.

Na ołtarzu przemawia tylko król. Inni mają prawo milczeć, a w pierwszej scenie wszyscy noszą maski, jakby odebrano im prawo do twarzy. Są tłumem, niegodnym pospólstwem. Tylko Ryszard przemawia wobec Boga. Kolejna część odbywa się przy długich stołach. To scena profanum. Tu dzieją się rzeczy nie najwyższego lotu - uczty, rozmowy, wydawanie rozkazów. Toczy się zwyczajne życie. Postaci nie mają już kostiumów stylizowanych na epokę. Nie są to jednak stroje współczesne. Wszyscy wyglądają jak wyciągnięci z centrum walk w okopach pierwszej wojny światowej - zdezelowane mundury, poprzecierane kufajki. Gdzieś zaplątali się kucharze, którzy przygotowują posiłek. Gdy po raz drugi wrócimy przed ołtarz, towarzysze króla zdejmą maski, ale nadal nie odezwą się ani słowem w miejscu, które nie jest dla nich przeznaczone. Trudno o bardziej bezlitosny obraz marazmu społecznego i tumiwisizmu, który odciska coraz silniejsze piętno na ludziach. Dzięki temu władza może utwierdzić się w swojej bezkarności.

Zarówno w czas święty jak i w czas świecki wkrada się wojna i występek. Moc ludzkiego zła jest tak silna, że nie trzeba niczego nadzwyczajnego, żeby wybuchło. Raz wprawione w ruch, powraca ze zwiększoną siłą, zatacza coraz szersze kręgi. Reżyser John Blondell znakomicie wydobył eschatologiczny aspekt kroniki szekspirowskiej. Spektakl pokazuje mechanizm pchający człowieka do zbrodni, odważnie mówi, że każda władza deprawuje. Króluje fałszywa zasada "święty Boże pomoże". W tym sensie jest to Ryszard II ze świadomością postnietzscheańską - człowiek, który sam stworzył Boga, by podpierać się jego majestatem, a jednocześnie mieć całkowitą kontrolę nad jego kształtem. To nie jest Bóg absolutny i nieskończony, przed którym należy odczuwać trwogę. To Bóg interesów doraźnych, podobny do Dżina uwolnionego z lampy. Ryszard zawłaszczył sobie Boga, ale możemy się domyślać, że nie na długo, bo gdzieś tam w krużgankach, gdzieś w kuchennych pomieszczeniach, gdzieś przy stolach biesiadnych, rozwija się siedlisko buntu, które już nie długo zawalczy o swoją wolność, o pokazanie własnej twarzy, by przestać być już tylko bydlęcym, bezosobowym tłumem.

Widowisko miało szansę stać się arcydziełem. To Szekspir pogłębiony, nienachalnie odniesiony do naszych czasów. Znakomicie pomyślane zostało rozbicie przestrzeni, które tworzy precyzyjną kompozycję, niosąc jednocześnie nowe pola problemowe. Spektakl zawodzi jednak aktorsko. Jest monotonny i szkolny. Recytacje wygłaszane są na jednym rytmie. Nie tworzą żadnej zagadki. Chyba jedyną wskazówką, jaką aktorzy dostali od reżysera było to, że mają mówić głośno, wyraźnie, a gdy przeżywają wielkie namiętności, powinni krzyczeć. Wskazówki do tego stopnia skuteczne, że całość jest zakrzyczana, a namiętności przestają kogokolwiek interesować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji