Artykuły

Co Arlekin zrobi z "Przygodami Mikołajka"?

- Nauczyciele też by mieli kuratorów! Na przykład Rosół, który grozi: "jeszcze raz się odezwiecie, to dam jednemu i drugiemu takiego klapsa, że popamięta" - mówi Jerzy Bielunas, który wyreżyserował w Teatrze Lalek Arlekin "Przygody Mikołajka". Rozmowa Izabelli Adamczewskiej w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Izabella Adamczewska: W szkole był pan Ananiaszem, Rufusem, a może Gotfrydem?

Jerzy Bielunas: - W zaproponowanym przez Sempe i Goscinnego zestawie nie ma takiego typu, jaki reprezentowałem. Byłem recytatorem, szkolnym "artystą", który marzył o teatrze Ale większość moich kumpli to właśnie Alcesty, Kleofasy i Joachimy. Świat Mikołajka to moje czasy. Jego przygody były spisywane, kiedy chodziłem do podstawówki. Przedstawione w książkach realia szkolne i domowe bliskie są tym, jakie poznałem w moim życiu, choć oczywiście te polskie różniły się detalami od francuskich.

Wieczne kłopoty z zarobkami, kłótnie z teściową, powroty zmęczonego taty z pracy...

...podlizywanie się szefowi.

- I mama, której życiowym zadaniem było to, by podawać przepyszne potrawy.

"Przygody Mikołajka" cieszą się szaloną popularnością, czyta je dziś nowe pokolenie dzieci. Natura dzieci się nie zmienia, dorosłych też nie. Ale szkoła - już tak.

Czy możemy sobie wyobrazić takie metody dyscyplinowania uczniów w dzisiejszej podstawówce, jakie stosował Rosół? Teraz nauczyciele pilnują się, żeby nie podnosić głosu przy swych podopiecznych.

Dziś każdy z tych chłopaków by miał kuratora. Poza Ananiaszem, oczywiście.

- Nauczyciele też by mieli kuratorów! Na przykład Rosół, który grozi: "jeszcze raz się odezwiecie, to dam jednemu i drugiemu takiego klapsa, że popamięta".

Jak wobec tego zrealizuje pan "Mikołajka"? W konwencji retro?

- Bardzo się starałem, żeby uniknąć efektu retro. Chciałem wydobyć z tekstu Goscinnego i rysunków Sempe to, co ponadczasowe: dziecięce emocje, wzorce chłopięcych zachowań, znane nam wszystkim zamiłowanie do psot.

Przecież bohaterowie "Przygód" bez przerwy się naparzają. Od dziewczyn stronią, bo ich nie można bić, a co to za zabawa bez bicia! Kumple Mikołajka walczą o pozycję w grupie i przeżywają pierwsze relacje z przedstawicielkami płci pięknej. Kiedy któryś z chłopaków wchodzi w kontakt z dziewczynką, reszta się z niego okrutnie nabija, choć widać, że w głębi duszy nie mieliby nic przeciwko byciu bohaterami tej przygody.

Uniwersalne są też mechanizmy i strategie radzenia sobie z nauczycielami i rodzicami. Autorzy opisują je mistrzowsko i z wielkim poczuciem humoru. Szczególnie bawi mnie to, że świat dorosłych jest u Sempe i Goscinnego odwzorowaniem świata dzieci. Te same emocje, figury: "Nie przy dziecku!", "Poproś TWOJĄ matkę, żeby dała mi MOJĄ maszynkę do golenia". "Możesz nie podawać, odechciało mi się jeść". Kłótnie o pryncypia i o drobiazgi...

Koleżanka Mikołajka, Jadwinia, lepiej radzi sobie z mężczyznami niż jego mama z własnym mężem.

- Jadwinia jest dyktatorką rozstawiającą Mikołaja po kątach i uczącą go, na czym ma polegać relacja żona-mąż. Faktycznie, z pozoru mama Mikołaja wydaje się być bardziej uległa, poświęca się sprawom domowym, jest niby cieniem męża. Ale nie oznacza to, że nie potrafi postawić na swoim. Bardzo sprytnie wodzi męża za nos, niby zawsze się z nim zgadzając. Za to Bunia, teściowa, działa mniej subtelnie. To dyktatorka, a nawet zamordystka: wpada jak czołg, wszystkich miażdży i mówi: "zachowujcie się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było". Mnóstwo jest w "Mikołajku" życiowej prawdy.

O uzyskanie licencji Arlekin starał się długo.

- To jedna z pierwszych w Polsce prób przeniesienia serii Sempe i Goscinnego na scenę. Na prawa autorskie czekaliśmy ponad rok. Kilkakrotnie sądziłem, że do wystawienia "Przygód" nie dojdzie, ale dyrektor Wojciech Brawer bardzo konsekwentnie dążył do tej realizacji; ma, jak widać, dobre zdolności mediacyjne. Wiem, że kilka komercyjnych polskich teatrów, tych znanych, się o "Mikołajka" starało, ale bezskutecznie.

Zgoda pani Goscinny, córki autora, przyszła dopiero na początku września. Do tego momentu staliśmy w blokach startowych, bo nie mogliśmy uruchomić produkcji bez gwarancji, że tytuł będzie zrealizowany.

Jest to premiera trudna z wielu powodów, m.in. ze względu na rangę tekstu. Z tytułami powszechnie znanymi i lubianymi jest tak, że oczekiwania odbiorców są bardzo wysokie, a w dodatku każdy ma własne zdanie na temat tego, jak spektakl powinien być zrobiony. Tak będzie zapewne i tym razem.

Nowością w "Przygodach" są zmechanizowane maski.

- Zaproponowałem dyrektorowi granie przez aktorów w żywym planie, ale w maskach i kostiumach utrzymanych w estetyce komiksu. Taki rodzaj masek nie był dotąd w teatrze w Polsce wykorzystywany. Musieliśmy więc zrobić ich prototyp i sprawdzić, jak działa. Małgorzata Młodnicka, która projektowała maski, dostosowywała je do kształtu twarzy aktorów.

Każda maska to forma przestrzennej karykatury poruszanej mechanicznie za pomocą ukrytego w dłoni aktora przycisku.

Wykonawcy cały czas muszą pilnować, żeby animować maskę symetrycznie do wypowiadanych słów. To zadanie trudne i całkiem odmienne niż granie w normalnym teatrze dramatycznym. Do tego dochodzą zadania polegające na nadaniu postaciom przerysowanego charakteru i komiksowego rysunku.

Do stworzenia choreografii zaprosiłem Maćka Florka, znanego zwycięzcę pierwszej edycji "You Can Dance", który świetnie tworzy żywiołowe i dynamiczne formy ruchu scenicznego. Autorem muzyki jest Franciszek Pospieszalski, młody muzyk, nagrodzony ostatnio jako najlepszy kontrabasista na festiwalu Jazz Juniors. Kostiumy i scenografię zaprojektowała Elżbieta Terlikowska.

Czy jest jakiś łącznik pomiędzy rysunkami Sempe i scenografią? O Mikołajku myśli się kompaktowo, od razu się widzi postaci.

- Nie poszedłem za stylistyką Sempe, bo to oznaczałoby powrót do klimatu lat 60., a chciałem, żeby spektakl był bardziej współczesny. Choć zachowałem anachroniczne rekwizyty.

Jakie?

- Na przykład telefony z słuchawkami. Próbom przypatrywało się już dwoje dzieci aktorów. Ze zdziwieniem zapytały: "Co to są za skrzyneczki"?

Nie było panu żal Ananiasza, którego wszyscy hejtują?

- Ananiasza gra Wojciech Schabowski, świetny aktor, mający poczucie humoru i talent i autentyczną sceniczną vis comica. Początkowo zakładałem, że Ananiasz powinien być drobniutki. W trakcie prób partie Ananiasza czytali po kolei wszyscy wykonawcy, a w końcu rolę pupilka pani w okularkach dostał najpotężniejszy aktor, wyższy od pozostałych niemal o głowę.

Co robić z tekstami, które odstają od dzisiejszych czasów światopoglądowo? Zmieniać je? Pamiętam, jak w Teatrze Nowym w Łodzi realizowano kilka lat temu spektakl o doktorze Dolittle. Kiedy dyrektor dowiedział się, że bohaterowie będą wybielać czarnoskórego króla, stanowczo zaprotestował, bo to niepoprawne politycznie. Wycięto.

- Teksty są dokumentami czasów i mentalności ludzi w nich żyjących. W końcowej scenie "Doktora Dolittle" doktor i zwierzęta oszukują księcia Bumpo, żeby uciec z więzienia. Malują Bumpa, który marzył o zmianie koloru skóry, na biało, i uciekają, a na statku się śmieją, że go nabrali. To książka z 1920 roku. Pobrzmiewają w niej jeszcze echa czasów kolonializmu. Murzyn, który chciał być biały, uważany był wówczas za śmiesznego.Trzeba się więc zastanowić, kiedy sięga się po takie dzieła do realizacji, jak je przedstawić. Czy wybierać wyłącznie wygodne fragmenty? Np. w odniesieniu do "Księgi dżungli"? Bo Kipling opisuje Hindusów inaczej niż ludzi białych. W "Przygodach Mikołajka" nie zmieniam tekstu, staram się ukazać wszystkie opisane w nim realia.

A to tekst szalenie niepedagogiczny.

- Gdybym cenzurował, z "Mikołajka" nic by nie zostało. Zresztą świat wcale się aż tak nie zmienił, tylko został przypudrowany przez media i współczesne technologie współżycia. Konflikty pozostały takie same.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji