Artykuły

Olsztyn. Tarcia za kulisami Teatru Jaracza

Zbigniew Brzoza, dyrektor olsztyńskiego "Jaracza", postanowił się odnieść do zarzutów stawianych mu przez niektórych obecnych i byłych pracowników.

Sprawa jest dość skomplikowana, bo tak naprawdę nie do końca wiadomo nawet, ilu pracowników dotyczy konflikt i jakie jest jego prawdziwe podłoże. Przeciwko Zbigniewowi Brzozie, nowemu dyrektorowi Teatru Jaracza w Olsztynie, wystąpili niektórzy związkowcy, a także byli pracownicy. W placówce trwa też kontrola Inspekcji Pracy.

Jakie są zarzuty?

Szef Związku Zawodowego Aktorów Polskich działającego w "Jaraczu" twierdzi, że sprawa dotyczy dużej grupy. - Część osób jednak milczy, bo czuje się zastraszona. W teatrze panuje fatalna atmosfera - uważa Dariusz Poleszak, aktor. - Do tego dochodzi zwalnianie ludzi, np. pracownika pod ochroną emerytalną lub osób wyznaczonych do ochrony przez związki zawodowe. Kiedy nowy dyrektor objął stanowisko, byłem pełen entuzjazmu. Jednak potem okazało się, że dyrektor nie chce z nami rozmawiać. O ile Janusz Kijowski [poprzedni dyrektor] zachowywał się jak monarcha, to jego następca zachowuje się jak Bóg. To świetny reżyser, ale nie powinien kierować zasobami ludzkimi, nie jest menedżerem.

Narzeka też Zbigniew Marek Hass, związany z teatrem od kilkudziesięciu lat. To były dyrektor "Jaracza", kierownik studium aktorskiego przy teatrze i pełniący obowiązki dyrektora po odejściu Janusza Kijowskiego. Z teatru Hass odszedł za porozumieniem stron. - Odbyło się to w bardzo niemiłych okolicznościach i w praktyce zostałem zmuszony do odejścia - mówi Zbigniew Marek Hass. - Zostałem wrzucony do szuflady jako "człowiek Kijowskiego", a tak się nie czuję.

Co na to nowy dyrektor?

Zbigniew Brzoza postanowił się odnieść do głosów krytycznych, zapraszając media na konferencję prasową.

Zapewnił, że traktuje wszystkich pracowników jako zespół i nie ma wśród nich wybrańców. Nie ukrywa też, że ma bardzo krytyczny stosunek do tego, co działo się w teatrze w ostatnich latach. Jako przykład występujących wówczas nierówności podał kwestie płac w teatrze. Podczas gdy grupa uprzywilejowanych osób osiągała dochody nawet kilkunastu tys. zł, to większa część załogi, bo ok. 70 osób, musiała się zadowolić zarobkami na poziomie 2250 zł. Jak zauważa dyrektor, nowe porządki przywróciły elementarną równowagę, jednak nie wszystkim to się podoba.

Największym problemem okazała się według Brzozy szkoła aktorska przy teatrze.

- Działała ona niezgodnie z prawem i próbowała udawać szkołę wyższą - zwraca uwagę. Chodziło m.in. o to, że studium trwało cztery lata zamiast trzech, choć nie było na to zgody Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dyrektor dodał, że już od 2015 roku resort monitował w sprawie przywrócenia właściwego funkcjonowania placówki, aż w końcu zaczęło jej grozić zamknięcie. Brzoza ma pretensje, że Zbigniew Hass nie poinformował go o tych zagrożeniach. - Miał, jako pełniący obowiązki dyrektora, przygotować raport otwarcia, a dostałem listę pracowników i spis kluczy do pomieszczeń - mówi obecny dyrektor. - Sami musieliśmy przekopywać się przez dokumenty. Na list z ministerstwa natrafiłem przypadkiem.

Hass zapewnia: - Jako kierownik studium nie miałem wpływu na kwestie organizacyjne, sygnalizowałem pewne wątpliwości Januszowi Kijowskiemu, ale to dyrektor nim zarządzał i miał pełne informacje. Sam dopiero we wrześniu ub. roku dowiedziałem się, o żądaniach ministerstwa, by natychmiast uregulować sprawy szkoły - ubolewa Hass.

Porządki w "Jaraczu"

Studium ostatecznie udało się uratować i ciągle jest nadzieja na przekształcenie go ze szkoły zawodowej w filię szkoły wyższej.

W placówce wybrana została też "osoba zaufana", do której mogą zwracać się pracownicy w sprawach mobbingu czy innych problemów. - Na razie nikt się do mnie nie zgłosił - wyjaśnia Beata Atkinis-Sowińska.

Pracownicy, związkowcy i urzędnicy nadzorujący teatr czekają na raport pokontrolny Inspekcji Pracy. - Na pewno pieniądze nie są podłożem sporu - mówi Lidia Okuszko, szefowa "Solidarności" w teatrze.

Na temat sytuacji w teatrze były już spotkania w Urzędzie Marszałkowskim w Olsztynie. - Na razie odniosłem wrażenie, że komuś zależy na eskalowaniu sprawy - mówi Zdzisław Fadrowski, dyrektor marszałkowskiego departamentu kultury. - Wygląda na to, że nie dyrektor Brzoza jest źródłem sporu, a praprzyczyna konfliktu leży gdzie indziej i sięga w przeszłość.

Dodajmy, że Okuszko, Hass i Poleszak byli pośrod kilkunastu sygnatariuszy listu w obronie Janusza Kijowskiego, kiedy ważyły się losy przedłużenia jego umowy dyrektorskiej.

Na zdjęciu: Studium im. Sewruka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji