Artykuły

Biesiada a La Polonaise

Przyznam się, iż na najnowszą premierę w Teatrze Kameralnym szedłem pełen obaw i uprzedzeń. "Znów będą znęcać się nad Gombrowiczem, nadmiernie go teatralizując i trywializując" - myślałem. Przypuszczałem też, iż reżyser Jacek Bunsch po ostatnich przejściach dyrektorsko-urzędniczych nie jest w najlepszej kondycji artystycznej. Do tego jeszcze wybór utworu, czyli "Biesiady u hrabiny Kotłubaj" - jednego z wczesnych opowiadań wzbudził zdziwienie. O tym, że spektakl może być swoistą prowokacją nawet nie pomyślałem. Za brak wiary zostałem ukarany, ale życzyłbym sobie jak najwięcej takich rozczarowań.

Obraz, który otwiera przedstawienie (wyłaniający się z ciemności) pustki, oświetlony parasol a pod nim skulona postać) zaintrygował mnie. Czyżby jednak...? Ale oto scenografia (ramy okienne a la Jankowiak) wydaje się potwierdzać wcześniejsze przypuszczenia. Cóż, kiedy tylko przez chwilę. Na scenie nagle zaczyna dziać się prawdziwy teatr. Oto ja recenzent, znudzony teatralną sztampą, dałem się upupić, ulegając stereotypowi, sam nałożyłem gombrowiczowską gębę. Przewrotność Bunscha była makiaweliczna. Scenariusz swego spektaklu oparł wprawdzie na tytułowym opowiadaniu ale dodając doń również inne utwory (m. in. fragmenty Dziennika) stworzył kompozycję niezwykłą. "Biesiada..." w Kameralnym to synteza Gombrowicza, to miąższ jego przemyśleń, esencja jego intelektualnych i egzystencjalnych obsesji. Zwłaszcza dziś spektakl ten nabiera szczególnego znaczenia. W sposób wyrafinowany kpi i wyszydza nasze narodowe wady. Obnaża garba polskości, w której machanie szablą i frazesy o posłannictwie wybranego narodu, zastępują normalne, racjonalne myślenie i działanie. Bunsch, wykorzystując idealnie Gombrowicza ustawił przed nami teatralne zwierciadło, w którym oglądamy nasz "Polaków portret własny".

Konwencją przedstawienie zbliżone jest od operetki. Pozornie pełne dowcipu i lekkości. W rzeczywistości mamy jednak do czynienia z żywym, ironicznym i dotkliwie prawdziwym dramatem. Tempo akcji, rytm, ustawienie scen, sposób budowania nastroju, żonglerka konwencją i stylistyką są najwyższego lotu. Trafiona, grająca i uzasadniona scenografia, operowanie światłem, dobra muzyka - to kolejne elementy tej efektownej układanki. Dodajmy do tego markowe aktorstwo (popisy Zygmunta Bielawskiego, subtelne, szarże Bogusława Danielewskiego czy wreszcie świetnie wkomponowana i rozegrana postać Księdza - Wiesława Orłowskiego) z subtelnym, ironicznym, niepewnie uśmiechniętym Witoldem (Wojciech Ziemiański) na pierwszym planie. Czegóż więcej trzeba? Tak niewiele (wiedzieć co i widzieć jak) ...ot, profesjonalizm. Wybierzcie się zatem na tę duchową biesiadę a być może odkryjecie jaką wartością są dystans i autoironia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji