Artykuły

Zdumione oczy prowincji. Teatralny objazd Reduty

W poczekalniach i na dworcach, w szkolnych aulach i w salach kinowych, w remizach strażackich i na stadionach, a nawet na statku płynącym po Wiśle - Juliusz Osterwa, założyciel Reduty marzył o tym, by dotrzeć z teatrem - dosłownie - wszędzie. I można z pewnością powiedzieć, że mu się to udało - pisze Marcelina Obarska w portalu Culture.pl.

Przeciw elitarności

Był maj 1924 roku, kiedy zespół Reduty, wyjątkowego teatralnego "bractwa" wsiadł do specjalnie oznaczonych wagonów i wyruszył w pierwszy objazd po miastach i miasteczkach Kresów Wschodnich. Siedemdziesiąt osób pod kierownictwem Mieczysława Limanowskiego przez dwa miesiące woziło pięć spektakli opartych na polskich tekstach. Letnie tournée z 1924 roku zapoczątkowało regularny cykl wypraw: przez kolejne lata pokazali blisko 2000 przedstawień, docierając do "najgłębszej, zakazanej prowincji". Wyczekiwane wizyty Reduty były w odwiedzanych miejscach jak święto, a ich przedstawienia oglądały setki, nieraz tysiące widzów.

Objazd jako nowa formuła działalności miał być remedium na kryzys sztuki i elitarność teatru. Działania artystyczne Reduty łączyły się więc z zadaniami społecznymi - chodziło o to, by najwyższej klasy profesjonalny teatr pokazać tym, którzy sami nigdy nie mieliby do niego dostępu. Zespół wiózł więc pięć warszawskich premier: "Dom otwarty" Michała Bałuckiego, "W małym domku" Tadeusza Rittnera, oraz "Pastorałkę", "Wielkanoc" i "Pochwałę wesołości" w opracowaniu Leona Schillera. Pierwszy letni objazd zawitał do 34 miejscowości, a na jego trasie znalazły się między innymi: Chełm, Brześć, Białystok, Truskawiec, Sandomierz, Kołomyja, Drohobycz, Ostróg, Sarny, Kowel i Łuck. Zawitali do Lwowa, Białegostoku i Grodna, ale w późniejszych wyprawach nie omijali także naprawdę głębokiej prowincji. W niektórych miejscowościach analfabetyzm sięgał 80%, w części miejsc nie było żadnego budynku choćby przypominającego teatr, toteż redutowcom zdarzało się grać np. nad rzeką czy w dworcowej poczekalni z bufetem. Tak było m.in. w Turmontach, gdzie w międzywojniu znajdowała się stacja kolejowa na granicy polsko-łotewskiej. Wraz z przyjazdem pociągu przerywano grę, by umożliwić celnikom przeprowadzenie rewizji.

Życie teatrem

Udostępnione przez Polskie Koleje wagony Reduty oznaczone były oryginalnym logotypem, podkreślającym wyjątkowo silną ideową tożsamość (co ciekawe, emblematu tego użył w latach 60. Jerzy Grotowski, zakładając swój Teatr Laboratorium). W objeżdżających Polskę wagonach nie milkły dyskusje i analizy po kolejnych przedstawieniach, bo proces twórczy w Reducie nie miał końca, a granica między życiem a sztuką w zasadzie nie istniała. Zainicjowany w 1919 roku przez Juliusza Osterwę i Mieczysława Limanowskiego zespół był czymś więcej niż teatr: był wspólnotą, którą połączył wyjątkowy etos pracy i ambicja, by ulepszać nie tylko swój artystyczny warsztat, ale także kształtować ducha. Reduta uznawana jest za pierwsze polskie laboratorium artystyczne i zarazem studio teatralne o specyficznym sposobie pracy. Nie bez powodu członkowie zespołu nazywani byli "redutowcami" - zdarzało się, że złośliwie używano wobec nich określeń takich, jak "klasztor" czy "kult", bo wokół Reduty panowała niemal mistyczna atmosfera. Całe ich życie było życiem w sztuce i dla sztuki. Aktorka Hanna Małkowska wspominała, że próby trwały nieraz do późnych godzin nocnych i nikt nie protestował, bo życie zaczynało się i kończyło na teatrze. Jak pisała:

"Ta niewiarygodna atmosfera istniała dlatego, że po prostu nasze prawdziwe i jedyne życie stanowił nasz teatr, a każda chwila spędzona poza nim była jakaś nieprawdziwa".

Ku ideałowi

Ten model pracy był przeciwieństwem despotyzmu czy dominacji inscenizatora kojarzonej z Wielką Reformą Teatralną. Tu każdy miał wpływ na ostateczny kształt widowiska, każdy niósł taką samą odpowiedzialność. Byli jak jeden organizm. Niechęć Osterwy do gwiazdorstwa zaowocowała decyzją o niewymienianiu nazwisk aktorów na afiszach - na plakatach funkcjonowali jako "Zespół Artystyczny Reduta", a więc jako zbiorowa kreacja, która nie działa dla poklasku i uwielbienia widowni, ale pracuje nad wspólnym przeżyciem mającym nieść duchową transformację.

Równie ważna jak samokształcenie była dla redutowców edukacja nowego pokolenia aktorów. W 1922 roku powstał Instytut Reduty, który miał usystematyzować kształcenie zgodne z ideami zespołu. Wszystko po to, by wspólnymi siłami wydobyć kulturę (a zwłaszcza teatr) z doby kryzysu, w jakiej - zdaniem artystów zespołu - pogrążało ją schematyczne i konwencjonalne podejście. Osterwa nie przepadał za określeniem "aktor", które sprowadzało według niego to zajęcie do zawodu polegającego na odgrywaniu, podczas gdy sam był zdania, że jest to profesja twórcza, poprzez nieustanny rozwój pozwalająca na dotarcie do ideału prawdy artystycznej.

"Sztuka powinna zmienić życie niedoskonałe i niepełne, powinna je podciągnąć do wyżyn wiecznej tęsknoty, wiecznych pożądań. [...] Reduta była żywym, wysoce uspołecznionym organizmem walczącym do upadłego o lepszą przyszłość teatru w Polsce, opartym na logicznych i zgodnych z naturą zasadach" - wspominał Michał Orlicz, kierownik literacki Reduty w latach 1926-1929 i uczestnik jej objazdów.

Studyjny model pracy sprawił, że twórcy byli w wiecznym trybie work-in-progress, w którym premiera jest początkiem drugiego etapu przygotowywania spektaklu. Próby Reduty były długotrwałe, niekiedy nawet roczne, a zaczynały się dogłębną analizą tekstu. Nade wszystko cenili polszczyznę, której piękno odnajdywali w tekstach Norwida, Żeromskiego i Wyspiańskiego. Zresztą w ogóle słowo było w zespole bardzo istotne - aktor miał zdobywać umiejętności, które pozwolą słowu odpowiednio wybrzmieć. Dr Wanda Świątkowska, adiunkt w Katedrze Performatyki UJ i specjalistka od filozofii teatralnej Osterwy, mówiła także o "misji polonizacyjnej" projektu Reduty, polegającej na utwierdzaniu rodzimej tożsamości, w dużej mierze poprzez literaturę właśnie. Można by rzec, że zespół kształcił sobie publiczność, bo do części odwiedzonych miejsc wracał co roku, stawiając na długoterminowe działanie w dziedzinie upowszechniania polskiej kultury i języka.

Teatralny plener

Redutowcy wszędzie wchodzili w organiczną relację z miejscem. Pozornie "nieteatralne" przestrzenie zamieniały się w prowizoryczne sceny, nierzadko wzmacniając artystyczną jakość spektakli. Edmund Wierciński, wybitny reżyser i aktor, który w latach 1921-1926 był członkiem zespołu, uczestniczył m.in. w dwunastokrotnym wykonaniu misterium "Historyja o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim". W "Pamiętniku z pierwszego objazdu Reduty" wspominał wyjątkowe zrozumienie dla architektury mające źródło w namyśle nad relacjami jednostki i zbiorowości. Takie podejście wynikało także z chęci uczynienia widza współtwórcą poprzez skrócenie dystansu - usunięcie rampy, kurtyny i antraktów miało wspomóc zaangażowanie emocjonalne widowni i zaaranżować doświadczenie zbiorowe. 23 maja 1924 roku w Wilnie na uniwersyteckim dziedzińcu Reduta wystawiła "Historyję..." na tle akademickiego kościoła św. Jana, podobna sceneria towarzyszyła im w trakcie pokazów w Tarnopolu, Stanisławowie, Lwowie czy Jarosławiu (pojawił się także pomysł zakończenia podróży występem na Jasnej Górze). Chodziło o uzyskanie harmonii z miejscem i widownią - poprzez korzystanie z zastanych warunków. Widowiska były profesjonalne i najwyższej próby, ale pozostawały pod wpływem ludowości i prymitywizmu: twórcy dążyli do ujawniania teatralnych mechanizmów, często poza elektrycznością towarzyszyło im też światło pochodni. Plenerowe działania Reduty Wierciński nazywał "teatrem napowietrznym":

"Są dwa zasadnicze typy teatru nowoczesnego - kameralny w strukturze architektonicznej [...] i napowietrzny - pod gołym niebem, na szerokich przestrzeniach przyrody lub architektury, o śmiałym rozmachu zespołowych form artystycznych i żywiołowej sile zbiorowych wzruszeń. [...] Doświadczenia Reduty z podróży po Ziemiach Wschodnich są przekonywającym argumentem na korzyść jego możliwości i rozwoju. [...] Są dzieła, które ze względu na kosmiczną barwę i wagę duchową nie mieszczą się w ciasnym pudełku teatralnym".

Artyści niezłomni

Reduta to zamiłowanie do działań w plenerze ujawniła już wcześniej: w 1922 roku próby do "Judasza" Kazimierza Przerwy-Tetmajera odbywały się w Parku Skaryszewskim, ćwiczono także w Łazienkach. Podczas wspólnych wakacji w Spale, pracując nad "Krakusem" Norwida redutowcy próbowali na plaży, nad rzeką, a także nocą w lesie. W 1932 roku zaprezentowali "Niezwykłą podróż" amerykańskiego autora Suttona Vane'a - pokaz miał miejsce na statku "Bajka" na Wiśle, o czym przychylnie wypowiedział się sam Tadeusz Boy-Żeleński, który zwykle miał do Reduty raczej chłodny stosunek.

Warto wspomnieć, że wyprawy Reduty wiązały się także z wieloma technicznymi i logistycznymi niedogodnościami - wynikającymi nie tylko z braku typowej teatralnej infrastruktury (w związku z tym utrudniona była np. odpowiednia charakteryzacja), ale i z faktu, że zespół pozostawał w ciągłym ruchu. Ich pociągi jechały własną trasą, niezależnie od regularnych rozkładów jazdy. Do rangi anegdoty urosły opowieści o oddawaniu prania w jednym mieście, butów do zszycia w innym i zbieraniu swoich rzeczy w drodze powrotnej. Ale dla Osterwy, Limanowskiego i reszty zespołu nadrzędnym celem był teatralny marsz przez Polskę. Byli w tym zdecydowani, zorganizowani i niezłomni. Zygmunt Nowakowski pisał, że Osterwa "nauczył Polaków chodzić teatru, wraz z Redutą przeorał Polskę". Zaś Józef Szczublewski podkreślał niechęć artysty do warszawskiego obyczaju teatralnego:

"Myślał o jak najszybszym wyprowadzeniu redutowej drużyny z ciasnej scenki warszawskiej w długi pochód teatralny po całym kraju. Przez tłumy widzów z miasteczek i wsi, widzów świeżych, chętniejszych niż ta warszawska, ciągle ta sama znudzona elitka".

Filozofia objazdu

Tę myśl towarzyszącą Reducie profesor Jagoda Hernik-Spalińska nazwała "filozofią objazdu" - a działania zespołu "spełnioną teatralną utopią":

"Szatański iście pomysł polegał na tym, że skoro zasada jest taka, że tzw. prowincja ma kontakt tylko z teatrem najgorszym to damy jej to, co w literaturze dramatycznej jest najlepsze - polską klasykę z repertuaru i w wykonaniu najbardziej w Polsce noszonego na rękach zespołu [...]. To jakby Zeus zszedł z Olimpu i zjadł pełnokaloryczną kolację z pastuszkami, jakby Mesjasz przyszedł na świat w prostej stajence".

Za ideą Reduty poszedł Instytut Teatralny, realizując program "Teatr Polska", w ramach którego teatry instytucjonalne, samorządowe instytucje kultury i organizacje pozarządowe mogą otrzymać środki na prezentację swoich przedstawień w miejscach z utrudnionym dostępem do kultury. Wcześniej myślą Reduty inspirowali się artyści Gardzienic, Jerzy Grotowski i inni twórcy teatru alternatywnego, zainteresowanego szczególnym rodzajem kolektywności oraz estetyką ludową. Ale to właśnie Osterwa wprowadził w życie plan tak obszernego, przemyślanego i świetnie zorganizowanego objazdu. To właśnie Reduta zdołała programowo "steatralizować Polskę, pokazać teatr zdumionym oczom najgłębszej, zakazanej prowincji".

***

Źródła: Z. Osiński "Pamięć Reduty: Osterwa, Limanowski, Grotowski", "O zespole Reduty 1919-1939. Wspomnienia," E. Wierciński "Pamiętnik z pierwszego objazdu Reduty", L. Muszyńska "Reduta jako mistyczne zwierciadło świata", Encyklopedia Teatru Polskiego, teatrpolska.pl, grotowski.net

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji