Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień piąty

Jak pisać o spektaklu, podczas którego jedyne, co się człowiekowi nasuwa, to słowa niecenzuralne i to z górnej półki, a po piętnastu minutach usypia? "Burza" Teatru Lunaria w reżyserii Giuseppe Dipasquale jest nie lada wyzwaniem. Opisać ten spektakl można jedynie stosując via negativa - dla e-teatru z Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku pisze Paweł Sztarbowski.

Zawsze wydawało mi się, że trudno z Szekspirem sięgnąć większego dna niż Jarosław Kilian, który przy scenograficznym wsparciu ojca Adama kilka lat temu zrealizował "Burzę" w Teatrze Polskim w Warszawie. Po obejrzeniu "Burzy" Teatru Lunaria Kilianowie urośli w moich oczach do rangi wielkich inscenizatorów. To, co w warszawskim spektaklu było tandetne, we włoskim jest jeszcze tandetniejsze, jeśli "Burzę" Kilianów oceniłbym jako głupią, włoskie przedstawienie jest kosmicznie głupie. Takie stopniowanie można by ciągnąć właściwie w nieskończoność.

Trudno równie konsekwentnie zarżnąć Szekspira, pokazać, że to idiotyczna, bajkowa dramaturgia, za pomocą której nie da się robić żywego teatru. Jeśli celem organizatorów Festiwalu Szekspirowskiego było ośmieszenie dramatów Szekspira, udało się go osiągnąć. Zapalmy znicze, rozejdźmy się do domu i nie organizujmy więcej tego festiwalu. Bo po co organizować festiwal martwego teatru i krzywdzić autora, uznanego za największego dramaturga wszechczasów? Tym bardziej, że Teatr Lunaria poniósł już w Gdańsku sromotną klęskę, pokazując "Jak wam się podoba". Czy to dla organizatorów zbyt słaby argument, żeby tego teatru więcej nie zapraszać?

"Burza" to spektakl rodem z XIX wieku. Aktorstwo wskazuje na to, że twórcy korzystali z widowisk, jakie odbywały się na dworze Ludwika XIV albo z "Mimiki" Wojciecha Bogusławskiego (nie obrażając ani teatru na dworze Króla-Słońce ani teatru stanisławowskiego w Polsce). Podczas początkowej burzy scenę pokrywa rozległa połać prześcieradła imitującego morze. Cóż za nowatorski pomysł?! Ariel wychodzi z kwiatowego kielicha niczym Pszczółka Maja z Guciem w czołówce znanej kreskówki. Kostiumy przypominają tandetne wykonania "Baśni z 1001 nocy" (Tu znowu na myśl przychodzi inscenizacja Kiliana, u niego jednak orientalne wpływy były usprawiedliwione, bo przed "Burzą" zrealizował "Przygody Sindbada Żeglarza").

Postulowałbym, żeby w kolejnych latach organizatorzy Festiwalu Szekspirowskiego zaznaczali, które spektakle przeznaczone są dla dzieci, a które mają większe ambicje poznawcze. Oczywiście obrażam tym postulatem dzieci, bo włoskie przedstawienie nie nadaje się tak naprawdę do niczego. Gdybym był dzieckiem i zobaczył ten głupi, tandetny spektakl, moja noga pewnie nigdy więcej nie stanęłaby w teatrze. Gdyby tak w naszym kraju wyglądał teatr dziecięcy, byłby to chyba wystarczający argument, żeby nie płodzić dzieci i zawczasu oszczędzić im krzywd. Wzięłaby w łeb cała prorodzinna polityka naszego rządu. Włoski spektakl można opisać właściwie w jednym zdaniu: Wyobraźmy sobie wszystko, co może być najgorsze w teatrze i połączmy w całość, a powstanie nam "Burza" Teatru Lunaria.

Jaką moc kryje w sobie "Burza", nie muszę chyba nikogo przekonywać. Każdy, kto widział ten dramat w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego albo obejrzał genialne "Księgi Prospera" Petera Greenawaya, będzie wiedział, o co chodzi. Dramat o pamięci, krzywdzie i wybaczeniu nadal jest aktualny, a kartki z pamiętnika Mirandy wciąż można zapisywać nowymi rzędami literek, które oddają problemy dzisiejszego świata. Szkoda jedynie, że takich szekspirowskich inscenizacji brakuje na festiwalu w całości poświęconemu temu autorowi, a wygrywa na nim Szekspir bajkowy, nudny i pusty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji