Artykuły

"Otello" podbił Gdynię

"Otello w reż. Luka Percevala z Münchner Kammerspiele na X Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Przedstawienie z monachijskiego Kammerspiele, pokazane w piątek na Festiwalu Szekspirowskim, to widowisko fascynujące, choć trudno je zaakceptować.

Mamy szczęście. Wśród niewielu reżyserów europejskiej klasy, których przedstawienia możemy w miarę regularnie oglądać w Polsce, jest Luk Perceval. Artysta wyjątkowy. Jeden z nielicznych bez reszty angażujących uwagę widza i stawiających mu najwyższe wymagania.

Wart o zanurzyć się w ten teatr, nawet jeśli z początku będziemy czuli opór. Bowiem Perceval ten trud wynagradza. W jego inscenizacjach ocalało bowiem tak rzadkie dziś uczucie katharsis. Kiedy wychodzi się z najlepszych przedstawień Belga, nie ma sensu stawianie pytań. Spektakl nabiera jasnego kształtu, interpretacja wydaje się oczywista. Mimo że wcześniej było się niemal pewnym, że reżyser burzy świat klasycznej literatury, by na jej zgliszczach nie po-wstalo nic. A to nieprawda. Pracujący w Belgii i Niemczech artysta, stały gość najważniejszych festiwali, tworzy teatr gorzki, smutny, nie zostawiający nadziei. A jednak w tym smutku i brudzie, w goryczy i szarości, czai się nuta najczystszej poezji. I gdy na ruinach tego, co piękne i wyrafinowane, zagra na moment wysoki ton, świat na powrót wraca w swoje ramy. Nawet jeżeli naruszyło je wcześniej nieodwracalnie wszechobecne zło.

"Otello" według belgijskiego reżysera Luka Percevala zanurzony jest w świecie odrażającym, brudnym i złym.

Perceval niczego nie ułatwia. Pamiętam jego "Wujaszka Wanię" z belgijskiego Het Tbneelhuis, pokazywanego w ubiegłym roku we Wrocławiu na festiwalu Dialog. Pusta scena zamiast zwyczajnej podłogi, wybrzuszona w wielu miejscach od wody, zbudowana z drewnianych desek klepka. Genialny pomysł pozwalający scenograficznym trikiem oddać kompletną deformację świata i bohaterów. I oni sami. Przez pierwszy kwadrans widowiska pogrążeni w bezruchu na ustawionych w rzędzie zniszczonych krzesłach jak z zakładowej stołówki. Albo świetlicy, bowiem to miejsce przypomina właśnie salę gdzieś w domu opieki społecznej...

Postaci z tamtego genialnego przedstawienia z pozoru nie przypominały bohaterów Antoniego Czechowa. Parceval portretował poprzez ich karykaturalne sylwetki świat doszczętnie zniszczony, chory. A potem zdarzał się cud. Na dziwnych pokracznych ludzi spadały strugi deszczu i on przynosił - choć na chwilę - oczyszczenie i spokój.

Teatr Percevala osiąga pełny wymiar, gdy jest gorący, kiedy reżyser wchodzi w zwarcie z widzem, a wcześniej z aktorami. Bywa jednak, choćby w pokazywanej na krakowskim Baz@rcie w 2005 roku, .Andromasze" Racine'a z berlińskiego Schaubilhne, że scenę ogarnia chłód. I nie pomagają wtedy nawet niezwykłe formalne chwyty, chociażby umieszczenie bohaterów na wąskiej i wysokiej platformie nad sceną, która zmienia się w morze potłuczonego szklą. Taki zabieg zagłusza uczucia.

"Otello" z monachijskiego Kammerspiele, przywieziony na tegoroczny Festiwal Szekspirowski do Trójmiasta, to jednak ów "gorący" Perceval. Znów pusta scena, tylko dwa stojące jeden na drugim fortepiany - czarny na białym, żeby nie było wątpliwości. Pomysł autorki scenografii Katrin Brack budzi różne skojarzenia. Ogólnie mówiąc o przenikaniu czerni i bieli w świecie, gdzie resztki dobra doszczętnie tracą na znaczeniu. Konkretnie rzecz biorąc, trudno też pozbyć się prostackiego spostrzeżenia erotycznej natury. Wydaje się, że w inscenizacji Percevala obie te myśli są jak najbardziej uprawnione.

Reżyser bowiem proponuje wyprawę na dno ludzkiego upodlenia. Zaczyna się od przemowy Rodryga (Bernd Grawert), w której trudno wśród najbardziej wymyślnych wulgaryzmów odnaleźć zwykle słowa. Takim językiem, pełnym seksualnych aluzji, będą ze sobą rozmawiać Rodrygo, Jago (Wolfgang Pregler) i Kasjo (Stefan Merki). Gangsterzy, a nie żadni weneccy arystokraci czy wysocy rangą wojskowi. Podobny język przejmie i Otello (Thomas Thieme), ale dopiero wtedy, gdy zazdrość i szaleństwo wygonią z niego miłość i odbiorą mu ostrość widzenia.

Mały, podły, zniszczony przez ludzką chciwość i żądzę władzy świat. Trudno się z nim pogodzić, nie sposób akceptować. Perceval nie pozostawia najmniejszych złudzeń. Trzeba zapomnieć o szczerości, o patetycznie brzmiących słowach, bohaterskich czynach. Otello wyruszył na Turków? Owszem, ale nie w słusznej sprawie, a po to tylko, by pognębić słabszego przeciwnika. Brabancjo (Werner Rehm) zapomniał dawno o sprawiedliwych rządach. Jest jak jest. Zostaje tylko wulgarne gadanie i jednoznaczne gesty. Wszyscy oceniają się swoją miarą.

Wyspą w morzu zla wydaje się tylko Otello. Nie żaden Murzyn, ale biały zwalisty facet w sile wieku. Nie żaden bohater, a ktoś o manierach i zachowaniu kierowcy tira. A jednak jakoś czysty. Nawet wtedy, gdy mocnym ruchem przyciąga do siebie Desdemonę (znana w Polsce z "Edukatorów" i "Sophie Scholl" Julia Jentsch) i bezceremonialnie zaciąga ją za kulisy. Pokraczny, śmieszny, ale niewinny. Na razie jeszcze ocalały z rzezi ludzkich sumień.

Próba miłości w świecie, który ją wyrugował - oto jeden z tematów inscenizacji Percevala. Desdemona Julii Jentsch wchodzi w związek z wiele od siebie starszym mężczyzną całą sobą. Mogłaby przybyć na scenę z któregoś z modnych klubów. Przeżarta współczesnością, prowokująca, ona też zachowała czystość. Umrze nieświadoma swej rzekomej winy.

Monachijski "Otello" udowadnia, że dramaty Szekspira nie opierają się nowym współczesnym odczytaniom. Warunek jest jeden - zgodność nie z literą, a duchem dzieła. "Otello" został na potrzeby tej inscenizacji niemal na nowo napisany przez Guntera Senkela i pisarza tureckiego pochodzenia Feriduna Zaimoglu. W ich interpretacji opowieść o weneckim Maurze przeistoczyła się w historię obcego, która dzieje się tu i teraz, gdzieś na trawionym kulturową i etniczną gorączką Zachodzie.

Szekspir według Luka Percevala to pisarz jądra dzisiejszej nienawiści. Wybitny reżyser podstawia nam, a przede wszystkim jednak cywilizacji współczesnego Zachodu, lustro i każe wyciągać wnioski. Co zatem pozostaje? Odrobinę nadziei niesie fenomenalna fortepianowa muzyka grana na żywo przez kompozytora Jensa Thomasa. Tb wielkie odkrycie Percevala - muzyką opowiedzieć stan dusz bohaterów i muzyką próbować ocalić ich człowieczeństwo. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji